wprowadzenia do codziennej modlitwy...


W miejscu moich "przemyśleń" chciałbym umieszczać krótkie wprowadzenia do codziennej modlitwy, szczególnie dla tych wszystkich, którzy zasmakowali w modlitwie medytacyjnej proponowanej podczas rekolekcji adwentowych "Pozwól się odnaleźć". Sposób modlitwy, który proponuję, znajdziesz tutaj (modlitwę można skrócić do 15-20 minut), natomiast uwagi dotyczące modlitwy i życia duchowego znajdziesz tutaj. Jeśli nie zaznaczono inaczej, te wprowadzenia do modlitwy są mojego autorstwa (o. Grzegorz Ginter SJ).


Uwaga: czytania na dany dzień znajdziesz tutaj.


Sobota, 14 czerwca       tekst: 1 Krl 19, 19-21

      1. Na początku modlitwy wyobraź sobie Eliasza, który spotkał się z Bogiem na górze Horeb i tam dostał od Niego misję. Zobacz jak schodzi z góry i jak szuka wypełnienia słów Pana. Najpierw spotyka Elizeusza, który pracuje w polu. Znajduje go przy pracy, przy jego codziennym obowiązku. Zarzuca na niego płaszcz. W innym tekście, z ewangelii, ślepiec Bartymeusz zrzuca z siebie płaszcz i biegnie do Jezusa - ten gest oznacza tam odrzucenie swoich zabezpieczeń i otwartość przed Chrystusem. Tutaj - zarzucenie płaszcza prorockiego na Elizeusza oznacza powołanie go, danie mu misji, którą miał Eliasz. Elizeusz zostaje więc powołany ze swojej codzienności, z tego co wykonywał każdego dnia. Zarzucenie płaszcza ma podobny wydźwięk, jak dzisiaj w Kościele, kiedy na posłanych nakłada się ręce (np. święcenia). Bóg również nakłada na Ciebie ręce i posyła Cię. Czy jesteś świadomy swojej misji? Do czego Ciebie Pan powołuje każdego dnia? Jaką misję Ci zleca dla dobra bliźnich? Pomyśl o tym.

      2. Elizeusz prosi o to, by mógł pożegnać się ze swoimi - z ojcem i matką. Pożegnać się z tymi, którzy są mu bliscy, do których jest przywiązany. My też, by podjąć nasze misje potrzebujemy "pożegnać się" często z tym, co jest nam najbliższe. I niekoniecznie chodzi tu o osoby, wszak żyjemy pośród naszych rodzin (wobec których mamy obowiązki, itd.). Ale rozmaite misje sprawiają, że musimy zostawić inne rzeczy, jakby "pożegnać się" z nimi. Bo nie można przecież robić wszystkiego na raz, nie da się pracować w kilku firmach. Tu możemy odczytać to, co w całej tradycji chrześcijańskiej jest bardzo ważne - sztuka wybierania. Wybierając jedną rzecz, automatycznie musimy zostawić inną. Bo wybór to zarazem zobowiązanie wobec tego, co się wybrało. Nie można być zarazem np. księdzem i mężem oraz ojcem rodziny. Chorobą dzisiejszych czasów jest to, że bardzo wielu ludzi chce mieć jak największe "możliwości" wyboru - chce wybierać wszystko, ale nie chce mieć z niczym żadnych zobowiązań. Lecz tak się nie da żyć. To symboliczne pożegnanie Elizeusza z ojcem i matką oznacza, że potrzebujemy w życiu dokonywać dobrych, rozeznanych wyborów i podejmowania zobowiązań, które są z nimi związane. Jak to wygląda w moim życiu? Czy opieram się na Bogu i ufam Mu w tym, że podołam zobowiązaniom (powołaniu), które mam?

      3. Kiedy Elizeusz wraca, składa ofiarę - jakby ostatni "gest" przed podjęciem misji. Ofiara, która tu może mieć znaczenie dziękczynienia Bogu za dar wybrania i powołania, otwarcia się na Boży dar, który nie jest dla niego krępujący lecz odkrywa pragnienia jego serca (idzie ochotnie za Eliaszem). Czy potrafię dziękować Bogu za moje powołanie, za moje życie, za to, co robię? Czy dostrzegam w tym wszystkim dar Boga dla mnie? Czy może jest we mnie bardziej zazdrość, że "inny ma lepsze życie" oraz że "chcę mieć inne życie, takie jak ma ktoś inny"? Co noszę w moim sercu w związku z moim życiem i moją misją?


Piątek, 13 czerwca       tekst: 1 Krl 19, 9a. 11-16

      1. Eliasza znajdujemy dziś w grocie na górze Horeb. Dlaczego tam się znalazł? Bo w kontekście wynika, że owszem, był dzielny i waleczny, zabił 400 proroków bożka Baalama, ale przestraszył się królowej Izebel. Zabić tylko proroków a uciekać przed jedną, słabą w sumie kobietą. My czasem też, walcząc ze złym duchem opieramy się jednym pokusom, czasem wielkim, ale jednej malutkiej pokusie nie możemy się oprzeć, boimy się, a nawet uciekamy. To dlatego, po przejściu Boga, Jego pierwsze pytanie brzmi: "Co ty tutaj robisz, Eliaszy?" Jakby Bóg mu mówił: czy zapomniałeś czyją mocą zwyciężyłeś tych fałszywych proroków, a teraz.. kogo się boisz? Przypomnij sobie sytuacje, gdzie bałeś się jakiejś małej rzeczy, uciekałeś przestraszony. Przypomnij sobie te wszystkie malutkie rzeczy, które tyle razy "uwierały" Cię w życiu, ale kiedy jednocześnie zapominałeś oprzeć się na Bogu, kiedy twierdziłeś, że już Ci nic nie pomoże. Porozmawiaj o tym z Jezusem.

      2. Bóg może objawić się w jakikolwiek sposób. Czasem w bardzo mocny sposób dostrzegamy Jego działanie w przyrodzie. Innym razem widzimy Jego miłosierdzie w wydarzeniach życia, w świadectwie innych ludzi, w drobnych obowiązkach jakie spełniamy. Jeszcze innym razem przychodzi do nas na modlitwie (przychodzi tam zawsze, ale nie zawsze Go tak jasno dostrzegamy). Eliasz dostrzegł Jego obecność w szmerze łagodnego powiewu. Lecz to dostrzeganie Boga wymaga od nas czasem "rozeznawania" czyli otwierania się na Jego obecność pośród nas. Potrzeba jakby "czujności", by wiedzieć, kiedy Bóg do nas przychodzi w sposób doświadczalny. Bo jak to się stało, że Eliasz pokonał tylu fałszywych proroków, a nie rozpoznał, że Bóg jest z nim także wtedy, gdy jedna kobieta mu groziła śmiercią? Czy jedna kobieta ma tyle samo siły co 400 proroków? A jednak tu wiedział, że działa mocą Boga, a przy kobiecie zapomniał, że Bóg jest z nim. Przyjrzyj się takim momentom w życia, kiedy widziałeś, doświadczałeś obecności Boga, ale też i takim, gdzie choć powinieneś pamiętać - to jednak zapominałeś, że Bóg jest z Tobą. Dlaczego mamy tak krótką pamięć, jeśli chodzi o Boga?

      3. Bóg, pomimo krótkiej pamięci Eliasza, posyła Go z powrotem z misją. Bóg nigdy nie rezygnuje ze swojej misji. Nawet Eliasz, który jest nazwany największym z proroków - ma swoje chwile słabości, jednak Bóg wykorzystuje to, by go czegoś nauczyć i na powrót wysłać z misją. Możesz popatrzeć na swoje porażki, swoje ucieczki, zamknięcia, grzechy, itd. Ale przede wszystkim na to, że Bóg z Ciebie nie rezygnuje i chce doprowadzić do końca misję, którą przez Ciebie i w Tobie dokonuje. Czy jesteś w tym posłuszny Bogu? Czy ufasz Mu i niezależnie od swojej słabości chcesz iść dalej z tym co masz do zrobienia? Jak reagujesz w obliczy Twoich niewierności, ale wierności Boga - który ufa Ci całkowicie?


Czwartek, 12 czerwca            tekst: Mt 5, 20-26

      1. Dzisiejszy tekst, może już trochę "oczytany", jednak gdyby się nad nim zastanowić to jest w nim wiele "sprzeczności". Warto jako wstęp przeczytać poprzedni wers (Mt 5, 19), by się dowiedzieć, że jeśli ktoś zniósłby jedno z najmniejszych przykazań, ten będzie najmniejszy w Królestwie niebieskim. A tutaj mamy, że sprawiedliwość faryzeuszów wcale nie sprawia, że ktoś będzie najmniejszy w Królestwie - ale w ogóle eliminuje kogoś z Królestwa niebieskiego. Jezus więc powiedział mniej więcej tak: jak ktoś zniesie choćby najmniejsze przykazanie i tak będzie uczył, wejdzie do Królestwa i będzie w nim najmniejszy, ale jak ktoś będzie miał sprawiedliwość faryzeuszów i uczonych w Piśmie - to nawet nie wejdzie do Królestwa. Na czym więc polegała sprawiedliwość faryzeuszów, że nie wejdą do Królestwa? Spróbuj pomyśleć o tym przez chwilę.

      2. Mamy kolejną "sprzeczność" w słowach Jezusa. Nie odnosi się wcale do zabójstwa, tylko wprowadza na jego miejsce gniew wobec brata - i za ten gniew jest taka sama kara jak za zabójstwo. A potem - za przewinienie trochę mniejsze, kara jest jeszcze większa, i ostatnie przewinienie - najsurowsza kara. Co chciał Jezus przez to powiedzieć? Bo na pierwszy rzut oka jest to "zaostrzanie" prawa, a przecież On sam okazuje się jako miłosierny, przebaczający... Dlaczego tak i czy naprawdę to zaostrzenie prawa? A może jego uwewnętrznienie? Bo "sprawiedliwość faryzeuszów" polegała na tym, że grzechem przeciwko bliźniemu jest zabójstwo, ale to, co do zabójstwa może prowadzić - jest nieistotne (jak np. gniew w sercu). Jezus pokazuje, że owszem, grzech zabójstwa jest ważny i ciężki, ale że najważniejsze jest to, co wobec bliźniego mamy w sercu - bo to, co na zewnątrz (np. zabójstwo) to tylko konsekwencja tego, co w sercu. A więc grzech popełnia się już w sercu, a nie tylko wtedy, gdy go widać na zewnątrz. Jaką sprawiedliwość mam ja? Na czym się koncentruję w moim życiu? Gdzie jest moje serce w tym wszystkim, co robię? Czy jest jedność mojego serce, moich słów i tego, co czynię?

      3. Jezus każe wracać do domu każdemu, kto czuje, że brat ma coś przeciwko niemu - by się pojednać. Dopiero wtedy może złożyć swój dar w świątyni. Te słowa nie mają dla nas wielkiego znaczenia, ale warto sobie uprzytomnić, że On mówił to do Galilejczyków. A ofiarę składało się w Jerozolimie. Aby więc złożyć ofiarę Galilejczycy musieli iść 3 dni do świątyni. Jezus więc naocznie im pokazuje co oznacza przebaczenie bliźniemu - nawet gdy jesteś już w świątyni, to nie powinieneś składać swojego daru, tylko wrócić do domu, nawet 3 dni, pojednać się z bratem i kolejne 3 dni wrócić do świątyni, by złożyć dar. Czy owe trzy dni działają na Twoją wyobraźnię? Ile Ty masz do pokonania, by pojednać się z tymi, do których czujesz żal, złość, gniew, itd...? Czy jesteś gotów, choćby na modlitwie, wypowiedzieć słowa przebaczenia wobec tego... i tego.. i tego... bo zrobił mi to... i to.... i to....? Bo nasza pobożność może być tylko ucieczką, jeśli nie jest oparta na życiu, takim jakim ono jest, z jego blaskami i cieniami. Może się okazać, że nasze życie duchowe jest mało warte, kiedy okaże się, że żyjemy tak, by "odbębnić" np. 10 przykazań (np. nie zabijaj), co jest sprawiedliwością faryzejską wg Jezusa, a nie wejrzymy w nasze serca i nasze relacje z bliźnimi (np. gniew, kwestia przebaczenia).


Środa, 11 czerwca                  tekst: Mt 10, 7-13

      1. Jezus wysyła Apostołów na misję. Spróbuj sobie wyobrazić, jak mogło takie posłanie wyglądać. Jak Jezus ich rozsyłał, jakie słowa, nakazy im dawał. Pierwsza misja do jakiej zostali wysłani, powołani jest "Idźcie i głoście: Bliskie jest królestwo niebieskie". To jest podstawa ich misji. Uzdrawianie, wypędzanie demonów, wskrzeszanie umarłych - nie ma sensu, jeśli celem nie jest głoszenie Dobrej Nowiny o Królestwie niebieskim. Dla Jezusa uzdrawianie i inne dzieła "cudowne" nie były same dla siebie. Zawsze pytał o wiarę i zawsze centrum Jego działalności było głoszenie Słowa, które ma moc przemieniać ludzkie życie, czynić je pełnym, doskonalszym, świętszym, a więc bardziej szczęśliwym. Na co ja zwracam uwagę w Jezusie? Jak patrzę na Jego uzdrowienia i inne wielkie znaki, które potwierdzały naukę?

      2. Możnaby zapytać, po co Jezus daje im tyle wskazań dotyczących ubioru, jedzenia, gościny, pieniędzy. Czyż nie wystarczyłoby wysłać ich z misją, a jak ją spełnią to już sprawa indywidualna każdego z nich? Po co to? Spróbuj najpierw pomyśleć nad tym? Okazuje się bowiem, że w tej misji nie wszystkie środki przyniosą owoce. Jeśli ktoś będzie głosił Królestwo niebieskie ale nie będzie się posługiwał stylem głoszenia Jezusa i Jego stylem życia (ubóstwo, pokora, oparcie się na Bogu a nie na ludzkich środkach, z których oczywiście można korzystać, słowa pełne miłości i pokoju), to misja - choćby było w niej wiele cudów - nie odniesie żadnego skutku. Jak Ty reagujesz w swoim życiu? Jak zachowujesz się, kiedy jesteś np. "przyparty do muru", kiedy nie ma wyjścia z jakiejś sytuacji? Na kim opierasz swoje zaufanie? Czy wierzysz, że nawet wtedy Bóg może Cię uwolnić i zrobić coś z niczego? Czy też bardziej panikujesz, zamykasz się w sobie i jesteś zły na innych, że Ci nie pomagają... W jaki sposób realizujesz swoje życiowe powołanie w świetle tego dzisiejszego tekstu ewangelii? Pomyśl nad tym i porozmawiaj o tym z Jezusem na modlitwie.


Wtorek, 10 czerwca                tekst: 1 Krl 17, 7-16

      1. Bóg mówi do Eliasza „wstań i idź”. Jest to fraza, którą często kieruje do swoich proroków. Oznacza ona posłanie z misją. W tym fragmencie Bóg wypowiada te słowa ratując po raz kolejny życie Eliasza. Jeśli według nakazu wstanie i pójdzie do Sarepty, zostanie ocalony. Nakazy Pana są życiodajne. Słowo, które ku nam kieruje, ma nas ocalić. O ile będziemy chodzić drogami, jakie ono wyznacza. Czy w ten sposób patrzę na przykład na przykazania? Jako na coś, co ma ochronić i rozwijać moje życie? Przykazania nie mają ograniczać – to spojrzenie, które tak łatwo narzuca nam zły (podobnie było w raju, gdzie wąż w oczach ludzi zmienił troskę Boga w ograniczenie). Dekalog mówi o miłości i o tym, jak ją pielęgnować. Jest to instrukcja obsługi wolności, pokazująca jak postępować, aby nie obrócić jej przeciw sobie. Jakie jest moje spojrzenie na ten wyraz miłości Boga do mnie?

      2. Eliasz prosi wdowę o wodę. Należy pamiętać, że scena ta dzieje się podczas suszy, gdy z wodą i pożywieniem są olbrzymie problemy. Z resztą, w tamtym klimacie woda zawsze jest na wagę złota. Podanie jej podróżnemu było jednym z podstawowych wymogów gościnności. Tego domaga się Eliasz od kobiety – wypełnienia prawa gościnności. Ona, mimo suszy, nie sprzeciwia się. Wtedy prorok dorzuca jeszcze ciężaru – chce pożywienia, czyli całkowitego wypełnienia wspomnianego prawa. Na to wdowa reaguje przedstawieniem swojej ciężkiej sytuacji. Ona i jej syn nie mają już niemalże nic. Zostało jedzenia na ostatni posiłek, po którym przyjdzie im umrzeć. Jest to sytuacja całkowicie beznadziejna. Wtedy Eliasz wypowiada słowa, które często padają z ust Boga: „Nie bój się!”, po czym przekazuje jej Bożą obietnicę nagrody. Jezus w Ewangelii mówi, że jeśli ktoś poda drugiemu kubek wody, dlatego że ten jest uczniem Jezusa, to zostanie nagrodzony. Jeśli przyjmie proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. W dzisiejszym fragmencie jest to bardzo dobrze zobrazowane: kobieta, mimo beznadziejnej sytuacji, wypełnia żądanie Eliasza. Oznacza to, że uwierzyła jego słowom o tym, że mąka i oliwa nie wyczerpią się. Zatem przyjęła Eliasza jako proroka. I otrzymała nagrodę.
      Często także wydaje nam się, że mamy tak mało, że nie jesteśmy w stanie nic dać drugiemu. Można to rozumieć materialnie, ale przede wszystkim chodzi tu o duchowe znaczenie. Kiedy przychodzi strapienie, może nawet pustynia duchowa, to odnosimy wrażenie wewnętrznej pustki, z której – przynajmniej w czasie jej trwania – nic się nie da zaczerpnąć dla innych. Ale orędzie Boga jest inne – właśnie wtedy okazujemy się najlepszymi narzędziami w Jego rękach – podobnie jak wdowa z Sarepty. Spróbuj spojrzeć w ten sposób na swoje życie. Poproś Boga, aby uczył Cię otwartości na Jego prowadzenie, a także na innych ludzi. Spróbuj zanurzyć się w Bożych słowach „nie bój się!”.

Natalia Żelasko


Poniedziałek, 9 czerwca         tekst: Mt 5, 1-12

      1. Dzisiejszy tekst nie jest wcale łatwy, a może jest jednym z najtrudniejszych do zrozumienia. Bo czyż nie mamy czasem myśli, że trzeba spełnić wszystkie te "postulaty" błogosławieństw aby wejść do nieba? Że trzeba być ubogim, cichym, płaczącym, cierpiącym - by Bóg łaskawie na nas patrzył? Czyż wielu z nas nie boi się czegoś takiego, bo przecież pracujemy, by się czegoś dorobić, by zapewnić dobrobyt nam i dzieciom, bo przecież życie jest po to, by się cieszyć a nie by płakać, itd...? Wchodząc w tą modlitwę pomyśl najpierw o tym, jakie wyobrażenie błogosławieństw jest w Twojej głowie i sercu.

      Ważne jest by zobaczyć, że błogosławieństwa nie są "programem nierealnym" do wypełnienia, lecz słowem życia, którym na dodatek ktoś żył i wypełnił je. Tak, to ta sama osoba, która te słowa wypowiedziała -Jezus. Spróbuj więc powoli czytając każde błogosławieństwo przypominać sobie momenty z życia Jezusa, w których się wypełniło to, o czym tu mówi. Kiedy był ubogi w duchu, kiedy płakał, kiedy był cichy (milczał), kiedy był prześladowany, itd. Zobacz, że błogosławieństwa są takim autoportretem Jezusa, w pierwszym rzędzie mówią o Nim.

      2. Ważne jest by wiedzieć, że błogosławieństwa nie gloryfikują ubóstwa, nieszczęść, prześladowań, głodu i innych, np. ubogim w duchu może być człowiek bardzo bogaty. Błogosławieństwa nie mówią nam o tym, kim mamy być, by uzyskać Boże błogosławieństwo. One nam mówią o tym, że jeśli wpadniemy w nieszczęścia, głód, prześladowania, ubóstwo czy inne trudności to Bóg - niezależnie od tego wszystkiego - jest z nami, jest po naszej stronie. Ubóstwo nie zniknie ze świata, nieszczęścia również. Ale Jezus zapowiada tymi słowami, że ci, którzy stają z wiarą przed Bogiem ze swoim nieszczęściem - stają się błogosławieni, bo Bóg jest po ich stronie. Ku tym ludziom przybliża się Królestwo Boże, czyli panowanie Boga.

      3. Na koniec tej modlitwy, skoro już wiemy, że błogosławieństwa to autoportret Jezusa - a my mamy się upodabniać coraz bardziej do Niego - popatrz na swoje życie, na różne momenty, gdy spotykało Cię jakieś nieszczęście. Jak reagowałeś? Czy czułeś wtedy Boże błogosławieństwo, kiedy te nieszczęścia i trudności oddawałeś z wiarą Ojcu? Czy miałeś świadomość, że przyjęcie tych trudności w duchu wiary i w duchu błogosławieństw upodobni się do Chrystusa, a odrzucenie ich sprawi, że w sercu będzie brak pokoju i nieustanna "walka" ze sobą, z innymi, też z Bogiem? Jak teraz - po tej modlitwie, patrzysz na błogosławieństwa? Czy to, kim był Chrystus, pociąga Cię?

(inne spojrzenie na Błogosławieństwa w formacie mp3 - do ściągnięcia - znajdziesz na stronie e-DR tutaj.)


Niedziela, 8 czerwca       X zwykła      tekst: Mt 9, 9-13

      1. Na początku modlitwy wyobraź sobie owego celnika, Mateusza, jego "urząd celny", gdzie pobierał podatki. Zobacz kim był, jak się zachowywał, co robił. Tylko dlatego, że dotykał pieniędzy rzymskich (a więc okupantów) był odrzucony. Niektórzy też celnicy oszukiwali na podatkach by się bardziej "dorobić". Zobacz, jaki według Ciebie był Mateusz? A jaki jestem ja w porównaniu z nim? Czy też czasem nie pobieram "podatków" np. emocjonalnych albo innych? Czy jestem hojny i wielkoduszny wobec innych, a może bardziej "skąpy" i szukający tylko dla siebie (uczuć, przedmiotów, mający "zawsze" racje, moje "zawsze" na wierzchu, itd..)? Kim jesteś?

      2. Ciekawe jest, że na jedno słowo Jezusa człowiek ten porzuca swoje zajęcie i idzie za Nim. Co takiego było w słowie Pana? Jaką moc miało. Ale może też było tak, że Mateusz od jakiegoś czasu myślał, by to życie zmienić, może nie podobało mu się ono, może czuł, że tak dalej nie może. Wychodziłoby, że pragnienia Boga spotkały się z pragnieniami człowieka (nawet nie nazwanymi jeszcze). Być może słowa Jezusa "uwolniły" w Mateuszu te pragnienia, które nosił już dawno (nie pragnienia pójścia za Jezusem, tylko zmiany życia). Byłoby to więc to, czym i my dzisiaj żyjemy - współpracą z Bogiem. Bo kiedy prosimy Boga o łaskę, to ta łaska zawsze domaga się naszej współpracy, naszego działania - jeśli nie, ona nie działa mechanicznie. Potrzebujemy współpracować z łaską (jeśli prosimy Boga np. o cierpliwość to zaraz możemy się znaleźć w okolicznościach, w których będziemy mogli tą cierpliwość okazać). Jak wygląda moja współpraca z Bogiem, z Jego łaskami? Czy liczę tylko, że Bóg wszystko za mnie w życiu zrobi?

      3. Jezus zasiada do stołu z ludźmi pokroju Mateusza (celnikami, grzesznikami). Lecz wszyscy "pobożni" i "religijni" faryzeusze oburzali się na to, że przecież oni są nieczyści, itd. Jezus jednak chciał im pokazać na czym polega prawdziwe miłosierdzie, na czym polega tak naprawdę odrzucenie grzechu ale przyjęcie grzesznika (bo przecież Jezus nie powiedział im, że nie są grzesznikami, ani nawet nie odpuścił im grzechów - tylko zasiadł z nimi, był z nimi). Jak wygląda nasze miłosierdzie wobec ludzi? Czy nie mamy czasem w głowie takich szufladek: ci są dobrzy, a ci - źli, ci są pobożni, a ci grzesznicy. Czy według tych szufladek nie klasyfikujemy ludzi i nie traktujemy odpowiednio? Czy jesteśmy bardziej podobni do Jezusa czy do faryzeuszów? Jaka jest nasza miłość wobec ludzi? Czy czasem nie jest tak, że: "kocham wszystkich ludzi, tylko sąsiada nie mogę znieść"? Czy nasza miłość jest konkretna, czy też zatrzymuje się tylko na miłych słowach?


                                               archiwum