wprowadzenia do
codziennej modlitwy...
|
|
W miejscu moich "przemyśleń" chciałbym umieszczać krótkie
wprowadzenia do codziennej modlitwy, szczególnie dla tych
wszystkich, którzy zasmakowali w modlitwie medytacyjnej proponowanej
podczas rekolekcji adwentowych "Pozwól się odnaleźć". Sposób modlitwy,
który proponuję, znajdziesz
tutaj
(modlitwę można skrócić do 15-20 minut), natomiast uwagi dotyczące
modlitwy i życia duchowego znajdziesz
tutaj.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, te wprowadzenia do modlitwy są mojego
autorstwa (o. Grzegorz Ginter SJ).
|
|
Uwaga: czytania na dany dzień znajdziesz
tutaj.
|
|
Sobota, 31 maja Nawiedzenie NMP
tekst: So 3, 14-18
1. Prorok Sofoniasz zwiastuje nam
radość, która ma napełnić całą naszą istotę. Pan Bóg jest z nami. Mimo
naszych wielokrotnych zdrad – Bóg stale i cierpliwie przychodzi do nas.
Karą za grzech jest śmierć – mówi w innym miejscu Pismo Święte. A nas
nie spotyka śmierć, ale miłość, nie potępienie, ale zbawienie. Nie mam
więc już powodu do lęku. Zło, które uczyniłam, nie ma już możliwości
mnie zniszczyć, bo Bóg jest ze mną. Czy dostrzegam tę prawdę w swoim
życiu? Czy żyję i działam świadomie? Czy przychodzę do Pana z moimi
grzechami i proszę o uleczenie? Czy Jego obecność i miłość są dla mnie
radością?
2. Pan usunął twego nieprzyjaciela. A zatem mam
wolność – zło nie panuje nade mną, a Bóg jest przy mnie i we mnie,
obdarowując mnie swoją pomocą. Spróbuj przez jakiś czas po prostu być
przy Bogu, rozradować się Jego obecnością. Spróbuj też pozwolić Mu, aby
pokazał Ci, jak bardzo cieszy się Tobą.
3. Radość ze wspólnego przebywania Boga i ludzi
to radość uroczystego święta. Dlatego każdy dzień może być dla mnie
świętowaniem miłości, życia przy Panu, który przychodzi ze zbawieniem.
On unosi się radością, a nie gniewem – choć pewnie tego wymagałoby
czasem moje postępowanie. Mimo to Jego radość z tego, że jesteśmy razem
jest większa. Poproś dziś Boga o to, by uczył Cię takiej radości, by
uczył Cię, że nie masz czego się bać, skoro On zawsze jest tuż przy
Tobie.
Natalia Żelasko
|
|
Piątek, 30 maja Najświętszego Serca Jezusa
teksty: Pwt 7, 6-11 /
1 J 4, 7-16 /
Mt 11, 25-30
W modlitwie osobistej można posłużyć
się którymkolwiek z dzisiejszych czytań (wybierając jedno z nich) lub
zrobić medytację o Sercu Jezusa według wszystkich czytań - komentarz do
tych czytań znajdziesz tutaj.
|
|
Czwartek, 29 maja
tekst: Mk 10, 46-52
1. Jezus wychodzi z Jerycha i jest w
drodze do Jerozolimy. To tam dokona się nasze zbawienie i wiemy dobrze,
że Jezus idzie tam z pełną świadomością tego, co się wydarzy. Ale mimo
to nie jest skoncentrowany na sobie i na tym, co Go czeka. Wokół Niego
jest pełno ludzi, idą za Nim, czegoś chcą. Nie zostawia ich łasce
losu... może i my jesteśmy w tym tłumie, może jesteśmy jak ten żebrak
niewidomy, który nawet nie jest w "nurcie życia", jest na uboczu, nie
idzie jak wszyscy "drogą", tylko siedzi na poboczu. Chciałoby się
powiedzieć, że nawet nie bierze udziału w swoim własnym życiu - ot,
przygląda mu się z boku. Ale kiedy dowiaduje się kto przechodzi przed
nim - zaczyna wołać bardzo głośno, zaczyna krzyczeć. Spróbuj zobaczyć
siebie w tej scenie. Kim jesteś? I jak się zachowujesz w sytuacji, kiedy
czujesz, że życie Ci przecieka przez palce, że może "żebrasz" od innych
kawałek zainteresowania, troszkę uczucia, jakiś gest; że może
przyglądasz się swojemu życiu "jakby" z daleka bez wielkiego
zaangażowania, bez wzięcia go w swoje ręce... kim jestem?
2. Zawsze znajdą się życzliwi, którym
nie podoba się że krzyczymy. Bo my wiemy, kto przechodzi, my
przeczuwamy, kim On jest. I wiemy, że On może nam przywrócić naszą
tożsamość - bo wiemy Kim On jest, a czasem tak mało wiemy, kim my sami
jesteśmy. I są ludzie, którym nawet na rękę, że my nie wiemy, kim
jesteśmy. Więc próbują nas uciszyć, nastawają na nas, żebyśmy umilkli,
bo przeszkadzamy, bo nikt się nami nie interesuje, itd... Co ciekawe,
nie chodzi o tych, którzy są obok nas i uciszają nas (choć czasem i to).
Ale to często rozmaite głosy w naszym sercu mówią nam: "daj spokój, kim
Ty jesteś, nie zawracaj Mu głowy i sobie też przy okazji, już Ci nic nie
pomoże...". Jak często te głosy w nas zwyciężają? Czy mamy świadomość,
że często jest to zły duch, który wsącza w nas swoją truciznę po to
tylko, byśmy nie poszli za Tym, który zna całą prawdę o nas i może nam
przywrócić pełnię życia? Zdaj sobie sprawę i nazwij po imieniu to, co
Cię blokuje, co Cię ucisza w sercu i umyśle...
3. Wytrwałość rodzi dojrzałe owoce.
Może czasem się zastanawiamy, dlaczego tyle wołam do Boga i nic. Ślepiec
pod Jerychem musiał wołać jeszcze głośniej, by przekrzyczeć swoich "uciszaczy".
Czy masz dość cierpliwości, by przekrzyczeć sam siebie albo złego ducha?
Czy masz dość wiary w to, że nawet, gdy Jezus przeszedł kawałek obok
Ciebie, to jednak zatrzyma się, odwróci ku Tobie i zawoła Cię? I kolejny
szczegół - kiedy Jezus się zatrzymuje i woła - ślepiec zrzuca płaszcz i
biegnie do Niego. Płaszcz ochraniał go przed skwarem słońca i przed
deszczem, a także przed zimnem nocy - był całym jego zabezpieczeniem.
Zrzucając go uznał, że przed Jezusem nie musi stosować żadnych
zabezpieczeń. A Ty? Czym się chronisz przed Bogiem? Jakich argumentów
używać, by nie oddać się tak całkowicie? Bo czasem On zatrzymuje się
obok Ciebie, woła Cię... a Ty, mimo to, nie dowierzasz i szukasz coraz
więcej "pewności", że nic "nie stracisz", mało tego - że coś zyskasz...
Przyjrzyj się i ponazywaj swoje zabezpieczenia. Dopiero kiedy ślepiec
odrzucił płaszcz-zabezpieczenie, dopiero wtedy prosi Jezusa o to, co
nosi w sercu - by mu przywrócił wzrok, tzn. by mógł widzieć swoje życie
takie, jakie jest, by mógł je wziąć wreszcie w swoje ręce z
odpowiedzialnością i mocą, a nie tylko żebrać od innych jakieś "resztki"
i "ochłapy" uczuć, zainteresowania i inne... Jezus, przywracając mu
wzrok nadaje sens jego życiu, jakby "oddaje" mu jego własne życie. Wtedy
były już ślepiec idzie drogą za Jezusem... ważny szczegół... czy idziesz
za Jezusem, kiedy coś od Niego otrzymasz, czy chcesz być coraz bliżej
Niego... czy może wystarcza Ci Jego "prezent", Jego dar, Jego łaska i...
zostajesz tam gdzie jesteś? Co robisz? Porozmawiaj o tym wszystkim na
koniec z Panem.
|
|
Środa, 28 maja
tekst: 1 P 1, 18-25
1. Na początku tej modlitwy warto
wyobrazić sobie nas samych, siedzących w jakimś więzieniu, skutych
kajdanami. W tej niewoli trzymają nas nasze złe czyny, nasze
postępowanie, które nie zawsze jest dobre. Czasem mamy dobrą wolę, ale
mimo to wychodzi źle. Może czasem nie zauważamy, że zły duch przemienia
się w "anioła światłości" i najpierw podsuwa nam coś "dobrego" i
"pobożnego", ale ostatecznie prowadzi nas drogą pokrętną. Do tej
sytuacji odnosi się dziś św. Piotr. Lecz nie jest to sytuacja bez
wyjścia. Pomimo, że zapłatą za grzech jest śmierć (nie jest to jako kara
narzucona z zewnątrz, tylko że każdy grzech jest śmiercionośny sam z
siebie, jego natura jest taka, że przynosi śmierć, zabija w nas życie,
nie tylko duchowe), to możemy sobie wyobrazić, że siedząc w tym
więzieniu z wyrokiem śmierci - ktoś umiera za nas, a my zostajemy
wypuszczeni na wolność. Piotr pisze jasno - to Chrystus i Jego krew nas
wybawiają. To On umiera za nas, to On sam, dobrowolnie zgadza się
przyjąć na siebie nasze grzechy i nasz wyrok śmierci - by w ten sposób
dać nam życie. Jak się czuję z tą nowiną? Czy przemienia ona moje życie?
W jaki sposób przemienia - czy widzę tego konkretne owoce?
2. Po co Chrystus zrobił to, co
zrobił - za nas, grzeszników? Powód jest tylko jeden: z miłości i to
miłości szaleńczej. Bo tylko taka miłość jest gotowa umrzeć za osobę
kochaną. Dlatego Piotr kontynuuje pisząc, że poprzez posłuszeństwo
prawdzie (Chrystusowi), uświęcamy się po to, aby zdobyć nieobłudną
miłość bratnią. I właśnie tą miłością mamy umiłować jedni drugich -
gorąco i czystym sercem. Jest to możliwe dlatego, że najpierw zostaliśmy
umiłowani przez Chrystusa - to w Nim wszystko bierze początek. Chrystus
jest źródłem miłości (jej początkiem) i w Nim ma ona swoje dopełnienie
(cel). A pośrodku tego "koła miłości" stoi bliźni (możemy tak
powiedzieć), którego mamy umiłować gorąco i czystym sercem. Możemy go
tak umiłować, bo naszą miłość bierzemy od Chrystusa i ku Chrystusowi ją
kierujemy. Mało tego, zgodnie ze słowami samego Jezusa: jeśli cokolwiek
czynimy dla tych najmniejszych, to tak jakbyśmy dla Niego uczynili. I to
niezależnie od tego, kim jest ten bliźni. Bo najtrudniej kochać tych,
którzy są najbliżej nas, których najlepiej znamy, też ich wady i
słabości. Jak wygląda moja miłość do bliźnich, szczególnie tych słabych,
odrzuconych? A jak do tych najbliższych? Czy opieram się tylko na
własnym osądzie, opinii na ich temat, czy też zawsze staram się patrzeć
oczami Chrystusa na bliźniego?
|
|
Wtorek, 27 maja
tekst: 1 P 1, 10-16
1. Może warto dzisiejszą modlitwę
rozpocząć od wyobrażenia sobie jakiegoś znanego nam proroka, może
usłyszenia w naszym sercu jakiś słów, które on wypowiedział. Na co te
słowa wskazują? Na kogo? Św. Piotr mówi, że to właśnie oni przepowiadali
łaskę Chrystusa - zarówno Jego cierpienie, mękę i śmierć, jak i Jego
wywyższenie i chwałę Zmartwychwstania. Czyż i sam Jezus nie mówił tego,
choćby np. uczniom uciekającym do Emaus? Że musi się wypełnić wszystko
względem Niego co mówili prorocy? W jakim duchu czytam zawsze księgi
prorockie? Czego w nich szukam? Piotr pisze, że prorocy wszczęli badania
nad zbawieniem i nad łaską przeznaczoną dla nas. Czy tak
postrzegam wszelkie nawoływania proroków? Zbawienie i łaska są
przeznaczone dla wszystkich, ale doświadczą ich tylko Ci, którzy idą
drogą nawrócenia, którzy zwracają się całym sercem, umysłem - całym
życiem ku Bogu. A ten Bóg został nam w pełni objawiony przez Jezusa
Chrystusa jako Ojciec. Czasem trudne i twarde słowa proroków mają więc
ten jeden cel - wprowadzenie nas na drogę zbawienia i łaski.
2. Po tym wstępie więc Piotr
kontynuuje wskazując nam drogę, którą mamy kroczyć, by to, co
przygotowywali i wypraszali nam już dawni prorocy, stało się w naszym
życiu rzeczywistością. Przepasać biodra umysłu i być trzeźwymi - to nic
innego jak prosić o dar mądrości i rozeznawania (w listach pawłowych
pojawia się określenie "mieć trzeźwe myślenie"), być czujnym i
uwrażliwionym na poruszenia Ducha Świętego i Jego łaski, które prowadzą
nas do zbawienia. Na to mamy mieć doskonałą nadzieję - na łaskę, którą
otrzymujemy od Chrystusa. Z tym też wiąże się posłuszeństwo - na wzór
dzieci, które w tamtych czasach nie miały żadnego głosu i nieomal
żadnych praw. Ich jedynym prawem było całkowite posłuszeństwo rodzicom i
starszym. Do takiego posłuszeństwa jesteśmy nie tylko zaproszeni, ale i
wezwani - bo przecież źródłem grzechu pierworodnego jest właśnie
nieposłuszeństwo. Być posłusznym Bogu to zdać się całkowicie na Niego,
czyniąc co w naszej mocy aby łaska wiary, którą mamy, nie została
zachwiana. I ostatnia rzecz, do której nawołuje Piotr - żyć świadomie,
nie idąc za dawnymi żądzami. Mając opisany wcześniej dar mądrości i
rozeznania możemy stawić czoło bardzo subtelnym czasem podszeptom złego,
by iść "starą" drogą grzechu - i przeciwstawiając się jemu, możemy
kroczyć zwycięską drogą łaski i zbawienia, którą jest sam Jezus
Chrystus.
|
|
Poniedziałek, 26 maja
tekst: 1 P 1, 3-9
1. Dzisiejszy tekst, być może na
pierwszy rzut oka wydaje się niełatwy. Jednak zachęcam do spokojnej i
uważnej lektury słowo po słowie, by odkryć to, co Bóg mówi do naszych
serc. Może też warto sobie wyobrazić, że jesteśmy przed obliczem samego
Boga - Ojca, otoczeni rzeszą aniołów i świętych, którzy wstawiają się za
nami. I czytając słowa tego fragmentu widzieć Ojca, który do nas mówi.
"Niech będzie błogosławiony Bóg i
Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa." Te słowa pokazują nam to, w czym
mamy naśladować naszego dobrego Ojca - w błogosławieniu. Warto
przypomnieć sobie teksty sprzed tygodnia z listu św. Jakuba. W jednym z
nich apostoł uznał grzechy języka za jedne z najważniejszych (można
powiedzieć, za nasz grzech pierworodny) właśnie dlatego, że z naszych
ust wychodzi zarazem błogosławienie Boga i przeklinanie bliźniego. Św.
Piotr wskazuje na coś podobnego - mamy błogosławić, bo przy naszym
stworzeniu (naszym poczęciu, narodzeniu) Bóg nas pobłogosławił i nadal
nas błogosławił. Dzieci naśladują to, co czyni Ojciec - my mamy czynić
tak samo. Mamy błogosławić a nie przeklinać. Błogosławić nawet naszych
nieprzyjaciół, mamy błogosławić nawet w sytuacjach trudnych, czy bez
wyjścia - błogosławić, bo Ojciec nas błogosławi i cokolwiek się dzieje,
On zawsze jest z nami. Co jest najczęściej w moim sercu i w moich
ustach? Czy na pewno błogosławieństwo, dobre, życzliwe słowo?
2. Mamy błogosławić Ojca, bo On
okazał nam swoje miłosierdzie. A okazał je w ten sposób, że Jezus
Chrystus powstał z martwych i stąd zrodził w nas żywą nadzieję. Chociaż
oczywiście przeżywamy Paschę jako najważniejsze święta naszego
kalendarza, jednak nasz Kościół przez wieki był bardziej skoncentrowany
na krzyżu, na zmartwychwstaniu zaś mniej (to nie jest zarzut, bardziej
stwierdzenie faktu). Wiemy doskonale co zrobić z Chrystusem
ukrzyżowanym, mamy wiele nabożeństw (Droga Krzyżowa, Gorzkie Żale, inne
osobiste pobożności), a Chrystusa Zmartwychwstałego przeżywamy, owszem,
ale nie zawsze jest to wydarzenie, które nas odnawia, które daje nam
nadzieję. Ale właśnie o tym pisze św. Piotr. Bóg okazał nam miłosierdzie
przez to, że Chrystus Zmartwychwstał i to wydarzenie jest źródłem naszej
nadziei. Nie pokładamy więc nadziei w naszej dobrej woli (choć ją mamy),
w naszym dobrym działaniu (co też czynimy), w naszej sile charakteru, w
stworzeniach, w naszej walce z grzechami... nic z tych rzeczy. Nasza
siła może sie szybko skończyć jeśli naszych oczu nie położymy w
Chrystusie i to zmartwychwstałym, który jest chwalebnym Bogiem,
wywyższonym przez Ojca, który przez ten akt pokonał nasz grzech i
śmierć. W tym jest cała nasza nadzieja. W czym ja ją pokładam?
3. To, co powyżej napisałem ma być
dla nas źródłem radości. Chociaż św. Piotr jest realistą - wie, że
ciągle jeszcze doświadczamy grzechu, trudności, rozmaitych przeciwności
losu no i związanego z tym smutku. Jednak to nie w tym smutku mamy
pokładać nadzieję, nie w niego mieć wpatrzone nasze oczy. W tych
wszystkich wydarzeniach mamy przechodzić zwycięsko z naszą wiarą, bo
wiara, która nie jest w ten sposób próbowana karłowacieje i tak naprawdę
przestaje być wiarą. Nie jest to żaden kaprys naszego Ojca, lecz taka
jest natura wiary. Wiara bez prób nie istnieje. Dlatego mamy się nie
smucić, choć czasem są powody do smutku - lecz całą naszą nadzieję
położyć w Ojcu, który okazał nam miłosierdzie i wskrzesił Chrystusa z
martwych. Na koniec modlitwy porozmawiaj z Ojcem, w obecności którego
teraz stoisz (klęczysz, siedzisz) i powiedz Mu o wszystkim, co w związku
z tą modlitwą rodzi się w Twoim sercu. Pozwól, by Jego Słowa Cię
przemieniały i "przekształcały" w Syna na podobieństwo Chrystusa.
|
|
Niedziela, 25 maja VIII zwykła tekst:
Mt 6, 24-34
1.
Wszystkie teksty dzisiejszej niedzieli mają jeden motyw przewodni -
wierność Bogu we wszystkim. Nie jest to wierność, która płynie z naszych
zasług, którą sobie sami wypracowujemy, która jest tylko naszym
wysiłkiem. Owszem, jest i naszym wysiłkiem, ale przede wszystkim bierze
się ona stąd, że to Bóg - choćby wszyscy o nas zapomnieli - On o nas
nigdy nie zapomni. Nie możemy więc, chcąc być naprawdę Bogu wierni,
patrzeć tylko na nasze małe siły i możliwości, bo szybko się
zniechęcimy. Nasz wzrok ma być skierowany ku Bogu i w Nim mamy pokładać
nadzieję. W przeciwnym wypadku jest niebezpieczeństwo, że będziemy
służyli dwom panom - jednemu bardziej świadomie, drugiemu mniej. Prawda
jest jednak taka, że Bóg - jako nasz Stwórca - chce mieć nasze serce w
całości, niepodzielone. I o tym mówi nam dzisiaj Jezus - o Ojcu, który
właśnie tego pragnie. A ja? Jaka jest moja odpowiedź? Czy wyznam Mu całą
moją wiarę, całą ufność?
2. Dalsze słowa Jezusa, by się
zbytnio nie martwić o to, co mamy jeść, pić i w co się przyodziać mogą
zostać i są czasem źle rozumiane. Ktoś bowiem mógłby pomyśleć, że
nawołują do "świętego" lenistwa, że Bóg wszystko za nas zrobi, że tak
się o nas troszczy, że nic nie potrzebujemy robić. Jednak nic bardziej
fałszywego. Jeśli dobrze czytamy, to widzimy, że Jezus odnosi się do
"zbytniego" zatroskania. O to bowiem, o co mamy się troszczyć - mamy się
troszczyć i wielką nieodpowiedzialnością byłoby zaniedbywać pracę,
obowiązki czy opiekę np. nad dziećmi, nad osobami starszymi, itd.
Zbytnie troszczenie się może się przemienić w bożka, w ową "Mamonę" o
której wspomina Jezus. Chodzi więc o to, by robić wszystko, co do nas
należy i wykonywać to dobrze, z drugiej strony w tym wszystkim
całkowicie ufać Bogu, który zawsze współpracuje z nami i w ten sposób
prowadzi dalej dzieło stworzenia. Bóg działa w świecie także naszymi
rękoma, naszymi ustami, naszymi gestami, słowami i wszystkim - czym
działamy, pracujemy, czym się staramy. To od nas więc wiele zależy, czy
ukażemy światu jak najbardziej prawdziwy obraz Boga - Ojca, który działa
dla dobra swoich córek i synów, czy też poprzez nasze życie
nieuporządkowane, chaotyczne, może nawet leniwe, gnuśne - zamażemy obraz
Boga wobec tych, z którymi żyjemy. Pomyśl dobrze i przemódl to - jakiego
Boga przedstawiasz światu? Czy jest to Bóg działający dla nas, karmiący,
przyodziewający, okazujący miłosierdzie, szukający tego, co utracone?
Jakiego Boga mam w sercu i jakiego przedstawiam innym? Może w tym
momencie modlitwy przeczytaj jeszcze raz dzisiejszą ewangelię (lub/i
pozostałe dzisiejsze czytania) i zobacz jaki Bóg jest tam przedstawiany?
Jakiego Ojca prezentuje nam Jezus? Czy rzeczywiście chcemy Go naśladować
takiego i robimy to? Niech z Twojej modlitwy wypłynie czy to
dziękczynienie, czy to prośba, zależnie od tego, co odkryjesz w swoim
sercu.
|
|
|
|