przemyślenia...


Sobota, 4 listopada

      Trudno nam czasem zrozumieć logikę Chrystusa, logikę Królestwa Bożego. Znamy przecież swoją wartość, "znamy" swoje miejsce i należy nam się to czy tamto, takie miejsce czy inne. Dziś Jezus jakby burzy trochę te wyobrażenia (Łk 14, 1.7-11) i zaprasza do pokory. Pozwól na to, by inni zajęli "lepsze" miejsce. Kiedy każą ci się przesiąść wyżej, wysławiaj Boga za to, że troszczy się o swoich wiernych. Kiedy nie każą ci tego zrobić - uwielbiaj Boga w tym, że twoi bliźni są w tak wspaniałej sytuacji. Bo pokora to tak naprawdę zajęcie właściwego sobie miejsca - ani wyżej, ani niżej; pokora to bycie na swoim miejscu. Mało tego - pokora, która jest ściśle zjednoczona z miłością dba przede wszystkim o dobro drugiego człowieka, dba o to, by dla niego było lepiej. Nie ma zaś pokora nic wspólnego z nieśmiałością czy kompleksem niższości. Bóg jest tym, który wywyższa. On wywyższa każdego, kto w Nim tylko pokłada ufność i swą wielkość mierzy zależnością od Boga...


Piątek, 3 listopada

      Czytając dzisiejszą ewangelię (Łk 14, 1-6) można zapytać, co też za prawo mieli ci Żydzi, że w dzień szabatu można było okazać miłosierdzie i uratować zwierzę, człowiekowi zaś tego prawa odmawiano. Stąd podchwytliwe i trudne do obrony pytanie Jezusa. Jednak, jeśli Słowo Boże jest aktualne dla nas tu i teraz, to my także nas samych musimy pytać o nasze miłosierdzie i gotowość do ratowania życia. Czy potrafię ratować innych (ratować ich życie, uwalniać) niezależnie od warunków? Myślę, że to jest też pytanie o ratowanie ich duszy... Ale warto się zapytać, czy tego prawa nie odmawiam sobie samemu? Czy chcę "ratować" też i swoje życie, uwalniać siebie, okazywać sobie miłosierdzie? Bo prawo, które dajemy innym, czasem zabieramy sobie, co sprawia, że owo prawo staje się przewrotne...

      Możemy jeszcze inny aspekt dostrzec... Jezus, który uzdrawia czyni "tylko" trzy rzeczy - dotyka, uzdrawia i odprawia. Czy możemy Eucharystię potraktować jako "miejsce", w którym Jezus chce nas dotknąć swoją łaską, chce nas uzdrowić z największej choroby, jaką jest grzech i na koniec odprawia nas, byśmy szli do naszych sióstr i braci i czynili im podobnie? Możemy tak spojrzeć na Eucharystię i oby stała się ona dla nas miejscem głębokiego i uzdrawiającego spotkania z Panem, którego Prawem jest Miłosierdzie...


Czwartek, 2 listopada

      Dzisiejsze wspomnienie i ewangelia (Łk 23, 44-46.50.52-53; 24, 1-6a) pobudza mnie do jednej refleksji, mianowicie, że Bóg chce nam przez to powiedzieć bardzo ważną rzecz: "człowieku, nie lękaj się życia i nie lękaj się śmierci". Takie ludzkie obawy gdzieś w środku nas pozostaną, ale nie powinny nas one paraliżować i prowadzić do nieufności, bo Pan poprzez przypomnienie nam na nowo swojej męki mówi nam: "Ja przez to wszystko przeszedłem w całkowitej samotności i ogołoceniu ze wszystkiego - ty możesz to przejść ze Mną". Oby nasze całe życie było z Panem, tak, by i nasza śmierć z nim była...


Środa, 1 listopada  Wszystkich Świętych

      Można by wiele mówić na temat błogosławieństw, o których czytamy w dzisiejszej ewangelii (Mt 5, 1-12a). Gdyby ktoś chciał coś więcej usłyszeć na ich temat, może np. posłuchać kilku wprowadzeń do medytacji, które poruszają ten temat. Czytając dzisiaj ten tekst po raz kolejny, próbowałem znaleźć coś, co jest wspólne wszystkim błogosławieństwom i jednocześnie tym, co łączy błogosławieństwa z osobami świętych. Wydaje mi się, że tym łącznikiem jest zaufanie. Święci to osoby, które nie ćwiczyły się w cnotach dla samych cnót. W ich życiu dostrzegamy coś innego - są błogosławieni bo całe swoje życie zawierzyli Bogu. Kimkolwiek byli i cokolwiek robili: czy to żyjąc w małżeństwie, zakonie czy jako osoby duchowne, pracując, modląc się czy wypoczywając - mieli jedno wspólne: wszystko postawili na jedną Kartę, we wszystkim totalnie zaufali Bogu! Myślę, że to jest ta cecha, którą powinniśmy od świętych przejmować - postawić nasze życie na Boga. Wtedy wszystkie te błogosławieństwa spłyną na nasze życie od Boga, który zamieszkuje najgłębsze pokłady naszej duszy.

      Wszyscy święci i święte Boże - wstawiajcie się za nami!


Wtorek, 31 października

      Po raz kolejny spotykamy się w Ewangelii z "matematyką", która jest inna od naszej (Łk 13, 18-21). W świecie gdy czegoś jest mało, to nie warto nawet na to spojrzeć. Bóg pokazuje nam, że Jego sposób działania jest zupełnie inny, żeby nie powiedzieć - odwrotny od naszego. Bo z Jego Królestwem jest jak z małym ziarnem gorczycy, lub z niewielką ilością zaczynu, który potrafi zakwasić całe ciasto. Czasem wystarczy jeden, ale wierny i oddany szczerze Panu chrześcijanin, by "zakwasić" całe otoczenie. Jeden nawrócony i przemieniony przez Chrystusa chrześcijanin może uczynić więcej, niż tysiące "letnich" wierzących. Możemy to przenieść także i na nasze osobiste życie. Jeden uczynek, uczyniony z miłością ma większą wartość niż czasem praca przez cały rok, w której byśmy szukali siebie samych. Bóg potrafi też nasze małe, ale szczere pragnienia przemienić w wielkie rzeczy, jeśli tylko zaufamy Bogu i Jego "matematyce"...


Poniedziałek, 30 października

      Człowiek został stworzony, by żyć w postawie wyprostowanej. Bohaterka dzisiejszej ewangelii w niewiadomych przyczyn była od b. dawna pochylona i sama nie mogła się z tego uwolnić (Łk 13, 10-17). Może przygniótł ją ciężar życia, może inni wkładali na nią rzeczy nie do uniesienia, może ona sama to robiła... Teraz jest w sytuacji, że może patrzeć tylko pod nogi, nie widzi horyzontu, nie potrafi bez lęku i bólu spojrzeć w przyszłość, nie może dostrzec celu życia. Wydaje się zamknięta w swoim świecie ciągłego patrzenia pod nogi, jakby wielkiej troski tylko o to, co jest blisko, co pod nogami, bez żadnych perspektyw, żadnej szansy zobaczenia tego, co dalej... Pan przychodzi i uwalnia. Zdejmuje z niej ciężary, które spowodowały pochylenie. Czyni to w szabat, by pokazać też nam, nauczyć nas, do czego służy dzień Pański. Bo przecież cały tydzień jest obciążony pracą, obowiązkami, zajęciami, które czasem nas przygniatają do ziemi. Dzień Pański służy temu, byśmy odpoczęli, byśmy uwolnili się od tego przygniecenia i co ważne - byśmy też uwalniali innych, jak mówi wyjaśnienie tego przykazania (Wj 20, 8-11). Panie, uwolnij nas od tego wszystkiego, co sprawia, że nie stajemy przed Tobą w postawie wyprostowanej - jak ludzie; uwolnij nas od wszystkiego w nas, co "nieludzkie".


Niedziela, 29 października

      Jestem jak ten ślepiec. Zamiast podążać drogą jak wszyscy, idąc przez życie, biorąc za nie odpowiedzialność, biorąc je we własne ręce, ja siedzę przy drodze, nie mam siły by powstać, a może tak mi wygodniej... Zamiast iść przez życie, kochając innych i dając, wolę siedzieć przy drodze i żebrać i prosić innych o "ochłapy" miłości, o litość... Nie widzę nikogo i nic. Nie widzę nawet Boga. Muszą mi inni powiedzieć, że On właśnie przechodzi... Nawet gdy nie widzę, mogę Go usłyszeć, ale czy zawsze chcę Go widzieć? Bo przecież to życie ślepca, choć ze wszech miar niewygodne, to jednak na ochłapach da się żyć, a nie potrzeba żadnej odpowiedzialności, własnej inicjatywy, wyjścia do ludzi... Oby mi nie zabrakło dwóch rzeczy, kiedy usłyszę, że Jezus przechodzi - siły do tego, by wołać na Niego, by prosić Go o to, czego chcę i pragnę najbardziej; by nie zabrakło mi siły by wstać i podbiec do Niego, lub chociaż prosić Go, by On wyciągnął swoją dłoń i mnie podniósł i druga rzecz - by mi nie zabrakło odwagi iść za Nim drogą, podążać za nim, porzucić to pobocze, tą alienację od życia, innych, siebie samego... iść za Nim drogą!


                                        archiwum