Pierwsza faza nawrócenia, w skrócie rzecz ujmując sprowadza się do
stanięcia w prawdzie przed sobą samym i przed Bogiem, zdanie sobie
sprawy z iluzji w jakich tkwimy oraz pozbywanie się tych iluzji. Można
tę fazę nazwać "destrukturyzacją" - to, na czym do tej pory się
opieraliśmy, co dawało nam poczucie bezpieczeństwa zostaje
zakwestionowane. Następuje porzucenie starego modelu życia, myślenia
jako nieprzystający do wyznawanych obecnie wartości, za którymi chcemy
iść, które stały się bodźcem do nawrócenia. Dochodzimy do słusznego
wniosku, że to, czym do tej pory żyliśmy i to, czym zamierzamy żyć od
teraz jest ze sobą sprzeczne wewnętrznie. Kiedy uda nam się porzucić
iluzje, zakwestionować nasz "stary porządek", wtedy następuje druga faza
nawrócenia, którą można nazwać "przejście przez pustynię".
Nie jest łatwo fazę tę opisać, a jeszcze trudniej jest dobrze ją
przeżyć. Generalnie rzecz ujmując chodzi tutaj o to, by przekroczyć
pewien próg, pokonać pewną barierę, która się w nas wytwarza i którą
dzięki temu, że doświadczamy Boga - jesteśmy zmuszeni ciągle pokonywać.
Barierę tę stawia w nas nasza inteligencja, nasze pragnienia, by
wszystko zrozumieć, by mieć kontrolę nad sytuacją. Szukamy pewności,
jasności, czegoś, co jest dobrze umotywowane, bez wątpliwości i ryzyka.
Chcemy, by Bóg był racjonalny i nie wymagał od nas zbyt wiele. By dał
się poznać i zrozumieć. Ta faza pomaga nam w oczyszczeniu wewnętrznym,
bez którego nie uda nam się wyjść na spotkanie Boga - a raczej będziemy
podążać za fałszywymi bogami. Ponieważ faza ta jest dość trudna, jest w
nas ciągle pokusą, by ją skrócić, zmniejszyć, choć tak naprawdę bez tej
fazy trudno o prawdziwe doświadczenie Boga.
Istnieje w tej fazie kilka punktów, na które chciałbym teraz zwrócić
uwagę. Otóż najpierw trzeba powiedzieć, że potrzebna tu jest odwaga
kroczenia w ciemności. Kiedy mamy zamiar, tak jak Szaweł, zamknąć Pana w
naszych "pewnikach", w naszej o Nim "wiedzy", wtedy może nas zupełnie
analogicznie powalić na ziemię i Jego blask nas oślepi (Dz 9, 8). Wtedy
konieczna stanie się wiara, a nie nasz spryt, teraz trzeba będzie się
nauczyć i pozwolić prowadzić przez "tajemnicę Niepoznawalnego", zamiast
roztrząsać wszystko naszą logiką i rozumem. Jest to moment, kiedy
"stare" wartości, jakimi żyliśmy do tej pory przeminęły, okazały się
pseudo-wartościami, a nowe jeszcze się w nas nie ugruntowały, a nawet
nie zostały jeszcze w pełni nam objawione. Są bardziej przeczuwane, ale
nie odczuwane jako "własne". Przeczuwamy, że Bóg żąda od nas czegoś
więcej, ale boimy się myśleć, że moglibyśmy stać się naprawdę ubogimi,
zrezygnować radykalnie z jakiegoś uczucia, przestać być panem własnego
życia i losu... Rodzi się niepokój o to, czy podołam takiemu życiu (ta
sama pokusą, którą miał św. Ignacy po nawróceniu "czy jesteś w stanie
przeżyć tyle lat tak żyjąc?"). Ta pokusa, objawia się tym samym, czym
była dla wędrującego po pustyni narodu izraelskiego - pokusa powrotu do
Egiptu, gdzie była co prawda niewola, ale niczego nie brakowało i nie
potrzeba było tylu wyrzeczeń. Cała ta faza zresztą przypomina bardzo ową
wędrówkę z Egiptu do Ziemi Obiecanej, niekończący się marsz, kiedy nie
wiadomo właściwie dokąd się zmierza. Pojawia się miejscami żal za
dobrobytem, który się zostawiło w Egipcie a z drugiej strony przy boku
mamy Boga, który co i raz objawia się w niespotykany do tej pory sposób.
To zmusza do zmiany wyobrażeń o tymże Bogu. Jednak przyznać trzeba, że
to właśnie podczas tej wędrówki Izrael najbardziej "poznaje" swego Boga,
Jego siłę, Jego Miłosierdzie i Świętość.
Druga rzecz, potrzebna w tym czasie to pokorne pozwolenie na kierowanie
sobą. To jest bardzo trudne - zbytnio sobie nie ufając, całą ufność
położyć w Panu. Bo tak naprawdę, to wcześniej czy później zażąda On od
nas "chodzenia po wodzie". Co to znaczy? Chodzi tu o zawierzenie Jego
Słowu, bez żadnych innych gwarancji, również w sytuacjach, gdy to Słowo
i On sam staje się jakby odległy. On chce, byś my uznali naszą ślepotę i
pozwolili Mu się prowadzić. W tym miejscu trzeba powiedzieć, iż wydaje
się, że prawdziwe nawrócenie wydaje się niemożliwe bez kierownictwa, czy
towarzyszenia duchowego. Tendencja do bycia samowystarczalnym, do
robienia wszystkiego po swojemu i własnymi rękami, uczynienia z siebie
jedynego interpretatora tego, co Bóg do nas mówi - może okazać się
niebezpieczna. Jest to szczególnie ważne w tej fazie, kiedy może
wystąpić większy zamęt i ciemności. Pozostanie w tej fazie samemu sobie
może okazać się wielką nieroztropnością a nawet zarozumiałością.
Szukanie osoby, która będzie "perfekcyjna" i doskonale nas poprowadzi
jest złudzeniem i zanegowaniem przewidującej miłości Boga, który daje
nam się poznać przez drugiego człowieka. Towarzyszenie duchowe jest
znakiem Bożego wyjścia ku nam, by pomóc w przejściu przez pustynię.
|
|