Przejście przez pustynię (1)

 


 

      Pierwsza faza nawrócenia, w skrócie rzecz ujmując sprowadza się do stanięcia w prawdzie przed sobą samym i przed Bogiem, zdanie sobie sprawy z iluzji w jakich tkwimy oraz pozbywanie się tych iluzji. Można tę fazę nazwać "destrukturyzacją" - to, na czym do tej pory się opieraliśmy, co dawało nam poczucie bezpieczeństwa zostaje zakwestionowane. Następuje porzucenie starego modelu życia, myślenia jako nieprzystający do wyznawanych obecnie wartości, za którymi chcemy iść, które stały się bodźcem do nawrócenia. Dochodzimy do słusznego wniosku, że to, czym do tej pory żyliśmy i to, czym zamierzamy żyć od teraz jest ze sobą sprzeczne wewnętrznie. Kiedy uda nam się porzucić iluzje, zakwestionować nasz "stary porządek", wtedy następuje druga faza nawrócenia, którą można nazwać "przejście przez pustynię".
      Nie jest łatwo fazę tę opisać, a jeszcze trudniej jest dobrze ją przeżyć. Generalnie rzecz ujmując chodzi tutaj o to, by przekroczyć pewien próg, pokonać pewną barierę, która się w nas wytwarza i którą dzięki temu, że doświadczamy Boga - jesteśmy zmuszeni ciągle pokonywać. Barierę tę stawia w nas nasza inteligencja, nasze pragnienia, by wszystko zrozumieć, by mieć kontrolę nad sytuacją. Szukamy pewności, jasności, czegoś, co jest dobrze umotywowane, bez wątpliwości i ryzyka. Chcemy, by Bóg był racjonalny i nie wymagał od nas zbyt wiele. By dał się poznać i zrozumieć. Ta faza pomaga nam w oczyszczeniu wewnętrznym, bez którego nie uda nam się wyjść na spotkanie Boga - a raczej będziemy podążać za fałszywymi bogami. Ponieważ faza ta jest dość trudna, jest w nas ciągle pokusą, by ją skrócić, zmniejszyć, choć tak naprawdę bez tej fazy trudno o prawdziwe doświadczenie Boga.
Istnieje w tej fazie kilka punktów, na które chciałbym teraz zwrócić uwagę. Otóż najpierw trzeba powiedzieć, że potrzebna tu jest odwaga kroczenia w ciemności. Kiedy mamy zamiar, tak jak Szaweł, zamknąć Pana w naszych "pewnikach", w naszej o Nim "wiedzy", wtedy może nas zupełnie analogicznie powalić na ziemię i Jego blask nas oślepi (Dz 9, 8). Wtedy konieczna stanie się wiara, a nie nasz spryt, teraz trzeba będzie się nauczyć i pozwolić prowadzić przez "tajemnicę Niepoznawalnego", zamiast roztrząsać wszystko naszą logiką i rozumem. Jest to moment, kiedy "stare" wartości, jakimi żyliśmy do tej pory przeminęły, okazały się pseudo-wartościami, a nowe jeszcze się w nas nie ugruntowały, a nawet nie zostały jeszcze w pełni nam objawione. Są bardziej przeczuwane, ale nie odczuwane jako "własne". Przeczuwamy, że Bóg żąda od nas czegoś więcej, ale boimy się myśleć, że moglibyśmy stać się naprawdę ubogimi, zrezygnować radykalnie z jakiegoś uczucia, przestać być panem własnego życia i losu... Rodzi się niepokój o to, czy podołam takiemu życiu (ta sama pokusą, którą miał św. Ignacy po nawróceniu "czy jesteś w stanie przeżyć tyle lat tak żyjąc?"). Ta pokusa, objawia się tym samym, czym była dla wędrującego po pustyni narodu izraelskiego - pokusa powrotu do Egiptu, gdzie była co prawda niewola, ale niczego nie brakowało i nie potrzeba było tylu wyrzeczeń. Cała ta faza zresztą przypomina bardzo ową wędrówkę z Egiptu do Ziemi Obiecanej, niekończący się marsz, kiedy nie wiadomo właściwie dokąd się zmierza. Pojawia się miejscami żal za dobrobytem, który się zostawiło w Egipcie a z drugiej strony przy boku mamy Boga, który co i raz objawia się w niespotykany do tej pory sposób. To zmusza do zmiany wyobrażeń o tymże Bogu. Jednak przyznać trzeba, że to właśnie podczas tej wędrówki Izrael najbardziej "poznaje" swego Boga, Jego siłę, Jego Miłosierdzie i Świętość.
      Druga rzecz, potrzebna w tym czasie to pokorne pozwolenie na kierowanie sobą. To jest bardzo trudne - zbytnio sobie nie ufając, całą ufność położyć w Panu. Bo tak naprawdę, to wcześniej czy później zażąda On od nas "chodzenia po wodzie". Co to znaczy? Chodzi tu o zawierzenie Jego Słowu, bez żadnych innych gwarancji, również w sytuacjach, gdy to Słowo i On sam staje się jakby odległy. On chce, byś my uznali naszą ślepotę i pozwolili Mu się prowadzić. W tym miejscu trzeba powiedzieć, iż wydaje się, że prawdziwe nawrócenie wydaje się niemożliwe bez kierownictwa, czy towarzyszenia duchowego. Tendencja do bycia samowystarczalnym, do robienia wszystkiego po swojemu i własnymi rękami, uczynienia z siebie jedynego interpretatora tego, co Bóg do nas mówi - może okazać się niebezpieczna. Jest to szczególnie ważne w tej fazie, kiedy może wystąpić większy zamęt i ciemności.  Pozostanie w tej fazie samemu sobie może okazać się wielką nieroztropnością a nawet zarozumiałością. Szukanie osoby, która będzie "perfekcyjna" i doskonale nas poprowadzi jest złudzeniem i zanegowaniem przewidującej miłości Boga, który daje nam się poznać przez drugiego człowieka. Towarzyszenie duchowe jest znakiem Bożego wyjścia ku nam, by pomóc w przejściu przez pustynię.
 

 


 

powrót                                    dalej