Bardzo ważnym jest zdanie sobie sprawy z występowania tych iluzji w
naszym życiu - to może nas doprowadzić do wyzwolenia. Tej prawdy o sobie
nie trzeba się bać. By nawrócenie mogło się w nas dokonać, potrzebna
jest wewnętrzna gotowość zmiany życia. Ale tu chodzi o powolny proces,
ukryty często (który właśnie nazwiemy nawróceniem), w którym człowiek
odkrył Boga i chce z Nim coraz bardziej kroczyć Można więc powiedzieć,
że jest to DROGA, a nie moment.
Nawrócenie niszczy nasze dotychczasowe, iluzyjne wyobrażenie o Bogu,
naszą rzekomą "wiedzę" i Nim, nasze przyzwyczajenie się do spraw Bożych,
do cudów Jego łaski. Droga nawrócenia zaczyna się wtedy, kiedy
odkrywamy, że Bóg jest ponad tym wszystkim, jest większy od naszych
projektów i ideałów, kompletnie przewyższa naszą rzeczywistość. Nie może
być zrozumiany i wyjaśniony naszą logiką krótkowzroczną. Trzeba
zobaczyć, że On jest Inny, jest Poza wszystkim. Jest to jednocześnie
zaproszenie, by samemu wyjść poza siebie i swój świat. To jest właśnie
nawrócenie - cierpliwy proces transformacji własnego życia, który wymaga
odwagi.
Kiedy Bóg z całą mocą wkracza w życie człowieka,
zaczyna on dostrzegać, że wszelkie jego kryteria działania, hierarchia
wartości, sposób interpretacji rzeczywistości, jego sympatie i
przywiązania do osób i rzeczy - że to wszystko mogło być bożkiem
oddalającym od Boga. Kiedy On wkracza, wszystko inne blednie, traci
wartość albo przybiera zupełnie inne, odmienne często i nieoczekiwane
znaczenie.
W życiu człowieka jest taki moment, w którym
"poprzednie rzeczy" muszą wydawać się wyłącznie śmieciami. Jeśli nie
mamy odwagi nazwać ich w ten sposób, to jest ryzyko, że się nigdy nie
nawrócimy, nie narodzimy do nowego życia. Nie chodzi tu bynajmniej o
odrzucenie całej przeszłości człowieka, ale o odpowiednie jej
ustawienie. Poprzedni styl życia bowiem w pewnym momencie staje się
sprzeczny i frustrujący - uniemożliwia autentyczne życie wartościami,
ale też uniemożliwia prawdziwe zaspokajanie potrzeb. Bo potrzeby stają
się wtedy sprzeczne, nie wiadomo, którym z nich nadać większą wartość, a
zasadniczo niektóre potrzeby, które mamy, nie dość, że nie zaspokajają,
to jeszcze wzmacniają pragnienia (np. zależności uczuciowej, poczucia
wartości, szacunku otoczenia, itd...). Potrzeby wtedy biorą człowieka w
niewolę - człowiek potrzebuje większej "dawki" zaspokojenia a
satysfakcja i tak jest tylko przelotna i nietrwała. Trzeba tu mocno
poczuć, że jesteśmy zdradzani przez to, co zdawało się obiecywać
szczęście.
Moment więc początkowy nawrócenia, owa faza
"obumierania starego człowieka" - można ją też nazwać fazą
destrukturyzacji, kiedy człowiek poznaje, że musi coś zniszczyć,
zburzyć, odrzucić pewną strukturę, na której budował swoje dotychczasowe
życie. To doświadczenie porażki pewnego stylu życia prowadzi do potrzeby
dogłębnej przemiany. Potrzebne są tu więc te dwa czynniki: "prowokacja"
Boga i owo doświadczenie porażki. Jest to faza negatywna, zmuszająca do
porzucenia dotychczasowych zwyczajów, do rezygnacji z satysfakcji do tej
pory uważanych za słuszne, do zerwania pewnych więzi, porzucenia iluzji.
To jest prawdziwe odrodzenie, transformacja, więc i śmierć sobie, a nie
jakiś rodzaj "upiększającej kuracji duchowej", czy bliżej nieokreślona
reparacja osobowości. Do tego potrzeba odwagi, choć jeszcze większej
potrzeba do stawienia czoła kolejne fazie nawrócenia - "przejścia przez
pustynię".
na podstawie: A.Cencini "Będziesz miłował Pana Boga swego"
|
|