wprowadzenia do codziennej modlitwy


Tutaj zamieszczamy krótkie wprowadzenia do niedzielnej modlitwy. Sposób modlitwy, który proponujemy, znajdziesz tutaj (modlitwę można skrócić lub dostosować do własnych możliwości), natomiast uwagi dotyczące modlitwy i życia duchowego znajdziesz tutaj. Wprowadzenia są redagowane przez ekipę e-DR. Czytania na dany dzień znajdziesz tutaj.


Sobota, 10 września       tekst: Łk 6, 43-49

       1. Po owocu poznaje się drzewo - po owocach życia poznaje się człowieka i jego serce. Z obfitości serca mówią usta, tzn. zachowanie człowieka, jego słowa i postawy mówią coś o wnętrzu. Człowiek, nawet jak nic nie mówi, lecz w inny sposób siebie wyraża - to coś o sobie "mówi", odsłania swoje wnętrze. Uświadom to sobie. Ale nie chodzi o to, by stać się sztucznym na zewnątrz, lub jak faryzeusze - by udawać wobec innych (pobożność, dobroć, filantropię, etc.). Chodzi o to, by uświadamiając to sobie, przemieniać swoje wnętrze, albo bardziej jeszcze - poprzez modlitwę pozwolić Bogu siebie przemieniać.

       2. Jezus podaje dzisiaj trzy kroki budowania swojego życia na głębokich i trwałych fundamentach: przyjść do Niego, słuchać Jego słów i trzeci krok - wypełniać je. Można przychodzić do Jezusa, ale wcale Go nie słuchać (tylko mieć swoje własne koncepcje i pomysły). Można przyjść i słuchać, ale nie mieć ochoty ani potrzeby wypełniać tego, co mówi (wtedy Jezus nie jest dla mnie Kimś najważniejszym, nie jest Nauczycielem i Mistrzem, lecz staje się "jednym z wielu", którego myśli czy pomysły aktualnie mnie nie interesują). Wtedy budujesz w taki sposób, że nie dziw się, że się zawala - bo nie ma trwałych fundamentów. Fundament bowiem nie może być inny niż Jezus. Aby na Nim budować, trzeba do Niego przyjść, słuchać słowa i wypełniać je. Skonfrontuj to słowo z Twoim życiem i oddaj Bogu to wszystko, co odkryjesz w sobie.

o. Grzegorz Ginter SJ


Piątek, 9 września     tekst: Łk 6,39-42

       1. Poznanie Boga i poznanie siebie to procesy, które postępują równolegle i wzajemnie się warunkują. Poznając Boga, jego dobroć, miłość, wielkość, zaczynamy widzieć siebie coraz pełniej, dostrzegamy zarówno złożone w nas piękno, jak i słabość, której podlegamy. Odkrywamy, że ów Bóg pragnie naszej świadomej współpracy, wspólnoty, która z codzienności rozleje się na całą wieczność. To z kolei rozpala pragnienie, aby w pełni uczestniczyć w tej rzeczywistości, aby do niej dążyć. W ten sposób im więcej Boga, tym więcej człowieka. Jednak kiedy zamykamy się na poznanie albo Jego, albo człowieka, tracimy istotny fragment rzeczywistości. Nie zobaczymy w prawdzie także siebie. Paradoksalnie chyba nawet gorzej jest zamknąć się na człowieka. Bo Bóg ma różne ścieżki do ludzkiego serca i może złożyć w nim dobro także wtedy, gdy nie jest świadomie przyjmowany i zapraszany, może przyjść anonimowo, przez ręce, działanie, słowo innych. Ale zamknięcie się na człowieka jest jak odcięcie sobie dopływu powietrza. Co robię dla poznawania siebie? Swojej osobowości, charakteru, duchowości, zalet, wad, także cielesności? Czy potrafię się z sobą odpowiednio obchodzić – w sposób, który prowadzi do wzrostu? Czy znam swoje reakcje, funkcjonowanie w relacjach, swoje uwarunkowania? Co robię dla poznania Boga? Czy na przykład mam jakiś sposób modlitwy, który rozpoznaję jako bardziej dla mnie skuteczny w dialogu z Panem?

       2. Dopiero kiedy znamy prawdę o sobie i doświadczymy chociaż w jakiejś części belek, które tkwią w naszych oczach, możemy dobrze spojrzeć na innego człowieka. Doświadczenie swojej słabości wyzwala w sercu bardziej miłosierne podejście do drugiego, jego trudności i potknięć. Powinniśmy zawsze widzieć go jako lepszego od siebie, bo jego serca nie znamy, jesteśmy natomiast świadomi swoich wad i błędów. Nie chodzi oczywiście o wpadanie w kompleksy czy chorobliwe poczucie winy, ale o poznanie i przyjęcie – z miłością, a jakże! – własnej kondycji. Przecież nikt z nas nie jest doskonały. Ale czy często nie zamieniamy tego zdania na: „co prawda inni nie są doskonali, ale ja jestem”?

Natalia Żelasko


Czwartek, 8 września     Narodzenie NMP     tekst: Mt 1, 1-16.18-23

       1. Być może dzisiejszy tekst wyda Ci się nudny i będziesz się zastanawiał, co może Ci powiedzieć taka wyliczanka imion. Spróbuj jednak spojrzeć na to, jak na drogę przyjścia Jezusa na świat. Urodził się w konkretnej rodzinie, z konkretną historią. Nie przyszedł na świat gdzieś z gwiazd, w nadzwyczajnych okolicznościach. Urodził się jak każdy z nas, miał rodzinę, która miała swoją przeszłość. O tym mówią nam te konkretne imiona, za którymi kryją się konkretne osoby z ich historią życia, ich sukcesami i porażkami. Pomyśl o swojej rodzinie i jej historii. Nie oceniaj jej, po prostu przez chwilę się jej przyjrzyj.

       2. Historia rodu Jezusa wcale nie jest kolorowa i usłana różami. W genealogiach żydowskich nigdy nie podawało się kobiet - tutaj mamy cztery imiona kobiet, które niekoniecznie chlubnie zapisały się w historii. Jezus więc nie pochodzi z "idealnego" rodu, jak może byśmy chcieli. W tym rodowodzie widać ludzkie słabości, a nawet historię grzechu (np. Dawid i Batszeba, czy Tamar). W każdej rodzinie to się zdarza. Zobacz, że Bóg nie "brzydził się" wejść w taką rodzinę, z taką przeszłością. To dobra nowina dla Ciebie. Bóg nie brzydzi się i nie boi wejść do Twojego życia i Twojej rodziny - takiej, jaka ona jest, z jej blaskami i cieniami, z jej sukcesami i grzechami. Pomyśl o tym przez chwilę i może uciesz się swoją rodziną. Możesz też Bogu podziękować, że jest z Tobą i Twoją rodziną.

o. Grzegorz Ginter SJ


Środa, 7 września        tekst: Kol 3, 1-11

       Mamy dążyć do tego, co w górze, a nie do tego co na ziemi. Mamy umrzeć, by żyć. Mamy zwlec z siebie starego człowieka, a przyoblec nowego... Św. Paweł lubi dawać porównania, które pokazują skrajności. Bo żeby naprawdę wejść w to, czym jest chrześcijaństwo, potrzeba radykalnych cięć. Patrzeć w górę, a nie tylko pod nogi. Umrzeć, by żyć - ale umrzeć dla czego? Co potrzebuje w Tobie umrzeć, by coś mogło ożyć? Wczytaj się w katalog czynów, postaw, które Paweł każe nam odrzucić, jeśli rzeczywiście idziemy za Chrystusem. I może to, co najważniejsze - mamy przyoblec nowego człowieka. Przyoblec, tzn. "ubrać się" w nowego człowieka. Tu nie chodzi o kosmetykę, o mały retusz i już będzie dobrze. Tu chodzi naprawdę o radykalne kroki, które mają na celu zmienić nasze życie o 180 stopni. Na tym polega nawrócenie. Wczytaj się bardzo powoli w tekst św. Pawła, a potem dla uzupełnienia tego tekstu, wczytaj się w słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii (Łk 6, 20-26). Jakie masz pragnienia w sercu? Czy naprawdę chcesz umrzeć? Czy naprawdę chcesz stać się nowy (nawrócony)? Czy jesteś pewien...? Nie bój się powiedzieć sobie prawdy w oczy, nawet gdyby ona była bolesna. Bo słowa św. Pawła nie pozostawiają żadnej furtki, żadnego usprawiedliwienia, żadnego rozmydlenia - w lewo, albo w prawo. Możesz nie być gotowy. Możesz nie chcieć. Ale bądź szczery, przynajmniej sam ze sobą.

o. Grzegorz Ginter SJ


Wtorek, 6 września        tekst: Łk 6, 12-19

       1. Zobacz, jak ważna jest dla Jezusa relacja z Ojcem. Całą noc spędza na rozmowie z Nim. Nie zwraca uwagi na swoje zmęczenie. Jest tu jeden ważny szczegół, mianowicie, że Jezus aby się modlić wychodzi na górę. A przecież na górę się wchodzi, a nie wychodzi. Jezus wychodzi na górę, aby się modlić - ponieważ aby spotkać się z Bogiem, potrzeba wyjść ze swego świata, ze swojej "ziemi rodzinnej" i dojść do kraju, który "Bóg pokaże". Czy na modlitwie udaje Ci się wyjść z tego, co Twoje, by dojść do tego, co Boże?

       2. Po modlitwie wybiera dwunastu apostołów - tych, którzy będą z Nim chodzić, gdziekolwiek się uda i których będzie mógł posyłać na misję. Ciekawy szczegół: zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Mogli zostać na górze i popatrzeć na "prosty lud" z góry. Ale Jezus zawsze ukazuje swoją najwyższą pokorę - schodzą na dół, stają na równinie, gdzie są zgromadzeni jego uczniowie i mnóstwo ludzi. Jezus schodzi na dół, bo wie, że ludzie oczekują na Jego pomoc, oczekują na Słowo, które przemienia życie, które uzdrawia. Zna swoją misję, a jest nią głoszenie Królestwa Bożego w świecie. Schodzi ze względu na człowieka, ze względu na Ciebie. Czy masz tego świadomość?

       3. Cały lud stara się Go dotknąć, bo moc wychodzi z Niego. Czy w tym tłumie jesteś i Ty? Czy pragniesz dotknąć Boga? Nie bój się przyznać do takich, wydawałoby się, mało wzniosłych pragnień. Do tego, co niewidzialne idziemy przez to, co widzialne. Potrzebujemy znaków, symboli, gestów. Niech to doprowadzi Cię do wiary, która jest silna nawet, kiedy nie widzi, nie dotyka, nie czuje...

o. Grzegorz Ginter SJ


Poniedziałek, 5 września      tekst: Łk 6, 6-11

       1. Jedni chodzą za Jezusem, by słyszeć słowa z mocą, słowa życia. Inni zaś chodzą, by Go śledzić. Nie ma w nich postawy wiary, lecz krytyki, narzekania, wręcz złości - bo burzy ich dotychczasowy sposób życia, ich "poukładany" świat, ich wygodę. Nie patrz na cały świat, jako podzielony na tych "dobrych" i tych "złych". Popatrz na swoje serce i zobacz te momenty, w których jesteś głodny Słowa Bożego, tzn. kiedy idziesz za Jezusem by Go słuchać i karmić się Nim. Popatrz również na te momenty, w których podejrzewasz Boga o nieczyste intencje, że chce Ci szkodzić, coś zabrać (może Twój "święty spokój" i "poukładany" świat). Porozmawiaj o tym z Jezusem, nie bój się uchylić przed Nim drzwi Twego serca, Twoich odczuć.

       2. Cokolwiek byś nie zrobił i jak bardzo nie miałbyś uschłej prawej ręki (ani nie może pracować, ani witać się z ludźmi - tzn. nie może wziąć swoich obowiązków i może mieć trudności z relacjami), Jezus zawsze będzie Cię stawiał w centrum: "Podnieś się i stań na środku". Bo dla Jezusa zawsze jesteś ważny, niezależnie co Ci się w życiu przytrafiło i jak bardzo nie byłbyś przez nie pokiereszowany. Ale to od Ciebie zależy, czy rzeczywiście wstaniesz. Od Ciebie zależy, czy się podniesiesz i posłuchasz słowa skierowanego do Ciebie. Jezus chce uczynić Ci dobro. Jezus chce Twoje życie nie zniszczyć, lecz ocalić. Ale to Ty musisz zrobić wysiłek, by wstać na nogi. Co Ty na to? Może wolisz żyć tak, jak jest? Bo może wygodniej jest poużalać się na sobą czy też cierpieć, ale przecież to cierpienie "jest takie już oswojone, takie moje, po co to zmieniać". Bo trzeba by wziąć życie w swoje ręce. Czy jesteś na to gotów?

       3. Jedni za otrzymane dobro dziękują. Inni - widząc, że kogoś spotyka dobro - wpadają w szał. Nie mogą tego ścierpieć. Przyjrzyj się postawie uczonych w Piśmie i faryzeuszów. Czy naprawdę jesteś od tego daleki? Nie bój się wejść w ciemne zakamarki Twego serca i stanąć w prawdzie. Bo to ona - prawda, do której Jezus Cię chce poprowadzić - ona Cię wyzwoli. Czy chcesz być wolny?

o. Grzegorz Ginter SJ


Niedziela, 4 września      XXXIII zwykła      tekst: Ez 33, 7-9 oraz Mt 18, 15-20

       1. Pojawia się dziś temat upomnienia braterskiego. Bóg pragnie, byśmy byli odpowiedzialni również za drugiego człowieka i pomagali mu w dojściu do zbawienia. W dobie pluralizmu myślenia, poglądów, systemów, etc. modnym słowem stała się "tolerancja", która dla wielu oznacza po prostu "ja toleruję Ciebie, Ty toleruj mnie - i niech każdy robi, co mu się podoba". Nie ma tu miejsca na zauważanie dobra i wzmacnianie go, ani na krytykowanie zła i naprawianie go. Każdy może robić, co chce i nikt nie ma prawa mu się w nic wtrącać. Jezus jednak pokazuje granice tego - dobro drugiego człowieka. Masz prawo upomnieć brata, jeśli wykroczy przeciwko Tobie. Zobacz, jak delikatny jest Jezus: nie każe od razu biec do gazety ogólnopolskiej i wylewać swoje żale na kogoś, poniżając go publicznie. Najpierw idź i porozmawiaj z nim w cztery oczy, by pozyskać swojego brata. Wsłuchaj się w te słowa Jezusa i pomyśl o Twoim życiu, o różnych trudnych sytuacjach z Twoim bliźnim. Jak się wtedy zachowałeś?

       2. Kwestia krytyki czy upomnienia ma jeden zasadniczy problem - jak to zrobić? Upomnienie (czy krytyka) musi zasadzać się na dwóch filarach: prawda i miłość. Prawda bez miłości potrafi zabić, a miłość bez prawdy jest mdłym uczuciem, niezdolnym do zmiany życia. Kryterium więc jest zawsze dobro człowieka i życzliwość względem niego. Czy on to przyjmie? Tego nigdy nie wiemy i nasze upomnienie może zignorować. Jeśli przestaje słuchać (Ciebie, świadków, Kościoła), tzn. że zatwardził swoje serce i ucho i "niech ci będzie jak poganin i celnik". Ale to stopniowanie (rozmowa w cztery oczy, świadkowie, Kościół) pokazuje, że mamy ze wszystkich sił walczyć, by brata ocalić, by go pozyskać. Kiedy dzieje się źle w Twoich relacjach - o co wtedy walczysz? O kogo? Na czym Ci najbardziej zależy? Czy rzeczywiście na dobru: tak Twoim, jak i bliźniego?

o. Grzegorz Ginter SJ


Sobota, 3 września       tekst: Łk 6, 1-5

       W dzisiejszym tekście widać mocno małostkowość człowieka i wielkoduszność Boga. Człowiek głodny jest w jakimś stopniu w niebezpieczeństwie życia. Owszem, nie od razu - musiałby bardzo długo nie jeść, jednak niezależnie od tego niezaspokojony głód ostatecznie doprowadzi człowieka do śmierci. Jezus daje przykład Dawida, który robił to, czego nie wolno mu było robić - dlatego, że był głodny. Możemy stąd wnioskować, że uczniowie znajdowali się w podobnej sytuacji. Jezus jest Panem szabatu, tzn. Tym, który człowieka uwalnia od głodu i daje mu przez to życie (interpretacje świętowania szabatu były właśnie takie - bo Bóg stworzył świat w sześć dni i potem odpoczął, czyli dał życie i odpoczął, oraz dlatego, że Bóg uwolnił Izraela z niewoli egipskiej). Małostkowość faryzeusz polega na tym, że widzą jedynie prawo (ustanowione zresztą przez siebie), a nie widzą człowieka, który potrzebuje pokarmu do życia.

       Lecz Bóg chce nas uwolnić nie tylko od głodu żołądka. Czyż nasze serce również nie jest głodne? Jaki głód odczuwasz najbardziej? Jeśli połączymy dzisiejszy tekst z przypowieścią Jezusa o siewcy, to możemy zrozumieć, że ziarnem jest Słowo Boże. A skoro tak, to uczniowie wykruszali z kłosów ziarno i nim się karmili - tzn. karmili się Słowem samego Boga. Czym Ty się karmisz i czego głód odczuwasz najbardziej? Czy nie jesteś małostkowy wobec innych? Czy zależy Ci na ocaleniu i uwolnieniu drugiego?

o. Grzegorz Ginter SJ


Piątek, 2 września         tekst: Łk 5, 33-39

       1. Czy życie chrześcijańskie polega na długich modlitwach i postach? Warto przy okazji zarzutu faryzeuszów pomyśleć o tym, co uważam za istotę mojego życia wiary. Jezus kazał uczniom iść za sobą i na tym polegało ich powołanie - nasze również. Iść za Nim, towarzyszyć Mu we wszystkim, naśladować Go i przez to zmieniać swoje życie, upodabniać się coraz bardziej do Niego. Czyż to nie jest ważniejsze niż wiele postów i modłów, które tak często człowieka koncentrują na samym sobie, na "swojej" pobożności, na byciu "lepszym" od tych, którzy tak nie robią? A przecież i post i modlitwa mają nam pomóc w pogłębieniu relacji z Bogiem, a nie na lepszym samopoczuciu...

       2. Post i modlitwa są jednak bardzo ważne (w połączeniu z jałmużną są filarami życia duchowego). Nie chodzi więc o to, byśmy przestali się modlić i przestali pościć. Ciekawe są słowa Jezusa, który mówi o gościach weselnych, którzy nie będą pościć, kiedy pan młody jest z nimi. Jeśli On sam siebie podkłada pod pana młodego, który jeszcze jest z uczniami i że pościć będą, kiedy Go już nie będzie... może jest to ważna wskazówka dla naszego życia duchowego. Czy kiedy nie czuję Jezusa w moim życiu, kiedy "jakby" się ukrył, kiedy Go nie doświadczam... może to jest czas na post, kiedy człowiek z tęsknoty nie może i jeść i spać. Pytanie jest tylko, czy aż tak tęsknisz za Bogiem, kiedy Go nie odczuwasz?

o. Grzegorz Ginter SJ


archiwum