wprowadzenia do codziennej modlitwy


Tutaj zamieszczamy krótkie wprowadzenia do codziennej modlitwy. Sposób modlitwy, który proponujemy, znajdziesz tutaj (modlitwę można skrócić lub dostosować do własnych możliwości), natomiast uwagi dotyczące modlitwy i życia duchowego znajdziesz tutaj. Wprowadzenia są redagowane przez ekipę e-DR. Czytania na dany dzień znajdziesz tutaj.


Sobota, 21 marca         tekst: Łk 18, 9-14

       1. Tekst, który daje nam dzisiaj Kościół w liturgii nie jest wcale łatwy do zrozumienia. Jest spore niebezpieczeństwo wpadnięcia w skrajności. Najpierw warto przyjrzeć się temu, co Jezus zauważał u niektórych: ufali sobie (swojej sprawiedliwości) a innymi gardzili. Trzeba zaznaczyć, że my mamy ufać sobie, bo Bóg też nam ufa. Ale ta ufność nie może przerodzić się w zadufanie w sobie, idealizowanie siebie i stawianie siebie wyżej od innych - "gorszych". Popatrz na ludzi wokół siebie: w domu, pracy, innych miejscach... czy są osoby, którymi może w bardzo ukryty sposób "gardzisz"? Uważasz za "gorszych"? Z jakich powodów? Czy nie mają czegoś "mniej" niż Ty (talentów, zdolności, inteligencji...)? Spróbuj szczerze z tym wszystkim stanąć przed Panem. Zobacz również, że ów faryzeusz z przypowieści chwali się przed Bogiem tym, co robi - i na pewno nie kłamie. Jednak czy te rzeczy mówią coś o jego sercu? Wobec Boga wszyscy jesteśmy równi, gdyż jesteśmy siostrami i braćmi - a zarazem równi w naszej grzeszności. Uznanie tego, przyjęcie i stanięcie w pokorze przed Bogiem sprawia, że zostajemy "usprawiedliwieni" - jak celnik. Bo daleko więcej znaczy poznawanie Pana, poznanie siebie i stawanie przed Bogiem w prawdzie (porównaj dzisiejsze pierwsze czytanie Oz 6, 1-6), aniżeli wszystkie ofiary i całopalenia, jakie człowiek składa. Lub mówiąc inaczej - jedyną ofiarę, jaką Bóg od nas oczekuje, jest ofiara z nas samych, wydanie się Bogu i ludziom w miłości...

       2. Drugie niebezpieczeństwo jest ukryte na samym końcu tekstu. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony. Jest wielka różnica między poniżaniem a uniżaniem - nie wszyscy to zauważają. Uniżanie się, pokora - niewiele ma wspólnego poniżaniem siebie, z niskim poczuciem własnej wartości, z deprecjonowaniem siebie, swoich talentów, życia, itd. Uniżenie się zawiera w sobie stanięcie w prawdzie, patrzenie na siebie trzeźwymi oczami (nie przesłoniętymi przez kompleksy, itp.), a więc uznanie zarówno swoich zasług jak i swoich grzechów. W taki sposób patrzy na nas Bóg, dlatego celnik został usprawiedliwiony - bo stanął przed Bogiem w prawdzie. Został wywyższony, gdyż Bóg, oprócz grzechu (do którego celnik sam się przyznał), zobaczył jego nieskończoną wartość jako człowieka. Bóg patrzy na Ciebie również w ten sposób. Widzi nasze słabości i grzechy, ale przede wszystkim widzi dobro, widzi nasze intencje i starania - i ocenia nas w prawdzie. Jak Ty na siebie patrzysz? Czy umiesz patrzeć na siebie trzeźwo, z pokorą? Czy starasz się to robić w codzienności?

o. Grzegorz Ginter SJ


Piątek, 20 marca         tekst: Mk 12, 28b-34

       1. Które jest pierwsze z przykazań? Jezus bez zastanowienia odpowiada na to pytanie i wskazuje na miłość: w stosunku do Boga oraz w stosunku do bliźniego. Być może przyzwyczailiśmy się do tego sformułowania "przykazanie miłości Boga i bliźniego" i nie szokuje nas ono, ale może warto na dzisiejszej modlitwie przyjrzeć mu się bliżej. Czy miłość rzeczywiście kojarzy nam się z "przykazaniem"? Spróbuj najpierw pomyśleć z czym kojarzy Ci się słowo "przykazanie", a z czym słowo "miłość". Dla wielu ludzi przykazanie to swoiste "obciążenie", coś, co jest niepotrzebne, zbyt negatywne, zabranianie czegoś lub nakazywanie czegoś... Miłość zaś kojarzy im się ze spontanicznością, uczuciami, wzniosłymi słowami, gestami... Czy te dwie "koncepcje" nie wykluczają się nawzajem? Popatrz w swoje serce i zobacz, co odczuwasz, kiedy słyszysz słowa "przykazanie miłości"?

       2. Bóg wskazując nam i nakazując miłość jako przykazanie chce nam pokazać jedną ważną rzecz: miłość to nie jest coś "taniego", "łatwego", "lekkiego i przyjemnego". Owszem, miłość zawiera w sobie wszystkie dobre uczucia, piękne słowa i gesty, ale zawiera też w sobie odpowiedzialność, zobowiązanie, poważne traktowanie drugiego człowieka i jego uczuć, jego godności. Miłość to nie zabawa, to nie krótkotrwałe uniesienia. Zarówno w stosunku do Boga, jak i człowieka. Czy można nazwać prawdziwą miłością taką, która jest z Bogiem wtedy tylko, kiedy są pocieszenia i dobre uczucia w stosunku do Boga, a kiedy przychodzi pustynia, oschłość czy trudności na modlitwie - to się Boga i modlitwę opuszcza? Czy jest prawdziwą miłością ta, która ślubuje być wierna, lecz tylko do pierwszych trudności? Czy jest prawdziwą miłością ta, która jest tylko "na dobre", a "na złe" opuszcza (Boga, człowieka)? Myślę, że mamy wyczucie - gdzieś głęboko w naszych sercach - tego, czym jest prawdziwa miłość i nawet grzech nam tego nie może zabrać. Jednak nasze ludzkie słabości i grzech właśnie osłabiają naszą wolę, byśmy ku tej miłości dążyli i wcielali ją w życie. Popatrz w tej modlitwie na Twoją miłość - na miłość aktywną, działającą, objawiającą się w czynach - i proś Boga o to wszystko, co czujesz, że Ci jeszcze brakuje, byś w miłości był podobny do Ojca niebieskiego.

o. Grzegorz Ginter SJ


Czwartek, 19 marca, Uroczystość św. Józefa, Oblubieńca NMP                tekst: Mt 1,16.18-21.24a

       1. Dzisiejsza Ewangelia bardzo zdawkowo relacjonuje to, co przeżywał Józef po tym, jak dowiedział się, że Maryja jest brzemienna. Zapewne powiedziała mu o tym sama Maryja. Wyobraź sobie tę ich rozmowę. Zobacz uczucia, które widać na ich twarzach w trakcie rozmowy. Może pierwsza myślą Józefa, gdy to usłyszał była ta: moja ukochana nie jest mi wierna, ma dziecko z innym mężczyzną, zdradziła mnie. Jednak miłość Józefa do Maryi jest silniejsza od chęci dojścia sprawiedliwości. Nie chce jej publicznie oddalać, bo to oznaczałoby dla niej śmierć. Chce to uczynić bez rozgłosu, a może sam chce odejść, usunąć się w cień... To pozwala Bogu działać. We śnie przed Józefem staje Anioł i mówi mu o tym, że został wybrany, by opiekować się Bożym Synem. Zadziwiające jest to, że Józef nie stawia Bogu pytań. Tak po prostu oddaje Bogu swoje plany, marzenia i zaczyna realizować plany i marzenia Boga.
       2. Spójrz na swoje życie, na to co teraz robisz, jak się czujesz. Zobacz te sytuacje, kiedy coś poszło nie po twojej myśli. Nie mogłeś zrealizować planów, marzeń. Buntowałeś się wtedy, wyrzucałeś ludziom ich błędy. Mówiłeś Bogu, że jest okrutny, bez serca, bo straciłeś tak wiele... Zastanów się, co przynoszą trudne chwile, które cię spotykają. Może przynoszą opamiętanie i są źródłem powrotu do Boga? Może to próba wierności Bogu – bo łatwo jest być wiernym, gdy to nic nie kosztuje... A może zacząłeś sobie przypisywać zasługi, które należą się Bogu? Popatrz na Maryję i Józefa i ucz się od nich zaufania Bogu w wydarzeniach, która cię przerastają, w sytuacji po ludzku beznadziejnej i bez sensu. Bóg nie jest złośliwym tyranem, który czeka tylko na to, by pokrzyżować twoje plany. On chce naprawdę twojego dobra i troszczy się o ciebie. 

Anna Goliszek


Środa, 18 marca          tekst: Pwt 4,1.5-9 i Mt 5,17-19

       1. Obydwa dzisiejsze czytania przypominają o prawie nadanym przez Boga, po to, aby człowiek nie zgubił się na drodze swojego życia. Bo potrzebuje on znaków i drogowskazów, które wskażą kierunek i poprowadzą. Przykazania Boże są wyrazem troski Boga, Jego miłości do Ciebie. Bóg chce wypisać je na Twoim sercu tak, abyś już nie traktował ich jako czegoś zewnętrznego, czegoś co Cię ogranicza. Byś nie pytał nieustannie: czy to był już grzech czy jeszcze nie. Bóg chce, abyś poprzez ich spełnianie wszedł z Nim w dialog. Byś pokazał Mu, że Go kochasz. I był hojny w okazywaniu Bogu miłości.
       2. W czasie dzisiejszej modlitwy wyobraź sobie, że Bóg mówi do Twojego serca. Usłysz kolejne przykazania Dekalogu. Zobacz Jezusa, który je wypowiada. Patrzy na Ciebie z miłością i przypomina o drogowskazach. Przy każdym z przykazań zatrzymaj się na chwilę. Zauważ pierwszą myśl, jaka się rodzi w Tobie, gdy je słyszysz. Zobacz uczucia, które masz w sercu. Może tak się stało w Twoim życiu, że poważnie zgrzeszyłeś przeciwko któremuś z tych przykazań. Czy wyznałeś ten grzech Bogu z sakramencie pokuty i pojednania? Może wspomnienie przypomina o bólu, odrzuceniu, wstydzie jakie ci wtedy towarzyszyły. Powiedz o tym Jezusowi.

Anna Goliszek


Wtorek, 17 marca          tekst: Mt 18, 21-35

       1. Przebaczenie z serca bratu jest warunkiem koniecznym do tego, by otrzymać przebaczenie od Boga. To bardzo ważna zależność. Pokazuje ona, że jesteśmy naprawdę stworzeni na obraz Boga i dlatego mamy się stawać (pomimo naszej grzeszności) podobnymi do Ojca we wszystkim. Skoro on przebacza, to my także - nie wymawiając, nie zwlekając, nie ograniczając. Czasem zastanawiamy się nad tym, co możemy dać Bogu (mając w pamięci te wszystkie dary i łaski, jakie od Niego otrzymujemy), ale czy przychodzi nam do głowy, że "nie potrzebujemy Mu nic dawać" - wystarczy być do Niego podobnym i przebaczyć? To będzie nasz największy dar, jaki możemy Mu dać, w naszym przebaczaniu będzie się odbijać Jego podobieństwo. Bóg będzie w nas wtedy wpatrzony jak w swojego umiłowanego Syna, Jezusa - bo do Niego będziemy podobni. Pomyśl chwilę o tych wszystkich osobach, którym w życiu przebaczyłeś (wprost lub tylko w sercu, na modlitwie). Przypomnij sobie też te osoby, którym ciągle coś zarzucasz, którym nie przebaczyłeś... co stoi na przeszkodzie? Ważne, by nie mylić uczuć do tej osoby z aktem przebaczenia, z Twoim "chcę" przebaczyć (a nie "czuję").

       2. W przebaczenie zawsze trzeba włączyć jeszcze jedną osobę - siebie samego. Jest bardzo wielu ludzi, którzy może i nawet są w stanie przebaczyć drugiemu, spojrzeć na niego z wyrozumiałością (ograniczoną w gruncie rzeczy), ale nie potrafią przebaczyć sobie, nie umieją pogodzić się ze sobą. To olbrzymie obciążenie serca i ciężar, jaki gniecie duszę. Taki człowiek stawia się trochę ponad Bogiem (jak ów sługa z przypowieści) - otrzymuje przebaczenie od Boga, ale nie jest w stanie przebaczyć sam sobie (lub komuś innemu - jak w przypowieści). Człowiek, który nie chce sobie przebaczyć (zacina się w sobie, w gniewie na siebie, podejmuje decyzję na "nie"), z trudem przebacza innym, z trudem ogromnym przyjmuje przebaczenie Boga i jest w nim jakaś niezgoda na życie, niezgoda na rzeczywistość. Towarzyszy temu brak pokoju w sercu, brak radości, zazdrość, wieczne szukanie "dziury w całym", narzekanie, malkontenctwo, brak wdzięczności... często jest to powiązane z perfekcjonizmem (który rzadko wybacza błędy swoje i cudze). Nauka przebaczania, godzenia się ze sobą, swoim życiem, z niedoskonałościami swoimi i innych ludzi - to bardzo trudne zadanie, ale jesteśmy do niego wezwani ciągle - siedemdziesiąt siedem razy. Pomyśl o tym w czasie tej modlitwy i wyraź przed Bogiem to, co czujesz, co jest teraz w Twoim sercu, o co chciałbyś Go prosić w związku z tym, czego Ci brakuje...

o. Grzegorz Ginter SJ


Poniedziałek, 16 marca        tekst: 2 Krl 5, 1-15a

       1. Wódz Naaman jest świadomy swojej choroby. Wie, jak jest straszna i że może już nigdy nie będzie zdrowy. Czy my zdajemy sobie sprawę z naszych chorób duszy? Owszem, wiemy, że grzeszymy, że nie zawsze postępujemy dobrze, ale... czy umiemy nazwać po imieniu to, co nam jest? Czy znamy swoje wady główne i czy wiemy nad czym mamy w naszym życiu pracować? Czy tylko ograniczamy się do comiesięcznej spowiedzi, ale bez refleksji nad tym, co nam naprawdę jest? Bez nazwania choroby niemożliwym jest uzdrowienie.

       2. Przez młodą dziewczynę izraelską wódz dowiaduje się, że jest prorok w Izraelu, który mógłby go uzdrowić. Bierze więc ze sobą mnóstwo dobytku i kosztowności - oczekuje bowiem, że będzie to bardzo drogie i skomplikowane - i staje przed prorokiem. Ale to wszystko odbywa się mocą Boga, a nie proroka. Wystarczy, że się obmyje siedem razy w Jordanie. Oburzenie wodza jest wielkie, nie spodziewał się tak "niepozornie wyglądającego" lekarstwa na tak ciężką chorobę. A czego Ty spodziewasz się od Boga? Jeśli prosisz Go o wielkie sprawy to również oczekujesz "wielkich znaków"? Jakich? Od wodza Naamana prorok oczekiwał tylko jednego: że uwierzy w jego słowo i wypełni je (czyli obmyje się). Od Ciebie Bóg również nie oczekuje wielkich rzeczy: tylko byś zawierzył Jego Słowu i wypełnił je w swoim życiu. To nic innego jak wielkopostne wezwanie: nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię! Czy prosząc Boga o coś masz świadomość, że potrzebujesz przede wszystkim przemiany serca, zawierzyć Ewangelii (Słowu Boga) i wypełnić je w swoim życiu? Czy w ogóle masz świadomość tego, że Bóg wypełnia nasze prośby, ale oczekuje naszej szczerej przemiany życia? A także, że objawia się w naszym życiu w prostych czynnościach i znakach?

o. Grzegorz Ginter SJ


Niedziela, 15 marca      III Wielkiego Postu       tekst: J 2, 13-25

       1. "Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu Ojca mego targowiska" - Ty jesteś domem Ojca. Bóg zamieszkuje w Tobie, w każdym z nas. Kiedy możemy robić targowisko ze świątyni, którą sami jesteśmy? Z czym kojarzy Ci się targowisko? Popatrz na swoje wnętrze, na swoje życie (nie tylko jego przejawy wewnętrzne, duchowe, ale wszystko). Targowisko to miejsce nie tylko hałasu, chaosu, rozgardiaszu, nieporządku, ale też "dobijania targów" (a więc zawierania kompromisów), relatywności cen i wartości towarów (bo jak się potargujemy to się cena może obniżyć), też tego, że wszystko ma swoją cenę, wszystko można sprzedać (tzn. nie ma żadnej świętości). W taki świat wszedł Jezus i tak bardzo go to poruszyło, że powypędzał bankierów i sprzedawców z ich dobytkiem. Popatrz na swoje życie i zobacz - ile w nim targu, ile w nim handlu: wartościami, które może powinny być niezbywalne, fundamentami życia, celami w życiu, pragnieniami i motywacjami. Na ile są w nas rzecz niezbywalne, bezcenne, a na ile wszystko jest "relatywne", tzn. podlega targom i "rynkowi" (jak mi się chce to zrobię, itd.).

       2. Jezus pokazuje, że to On jest świątynią, w której mieszka Ojciec - ale też każdy z nas jest świątynią, w której mieszka Bóg mocą Ducha Świętego. Na ile masz tego świadomość? Jak bardzo dbasz o swoją świątynię (o siebie samego), o swój rozwój, o wzrost ludzki i duchowy. Na ile zależy Ci na Tobie samym: bo im bardziej się rozwijasz, wzrastasz - tym więcej możesz służyć innym, ofiarować siebie. A wtedy nawet, gdy ktoś będzie chciał "zburzyć" Twoją świątynię, zniszczyć ją... Bóg sam postawi ją w trzy dni. Jezus pokazuje nam, że nie wchodzi w kompromisy z tym światem, owszem, potrzeba go przemieniać i korzystać z niego w pełni, ale to człowiek, który jest świątynią Boga - jest najważniejszy. Człowiek - każdy począwszy od siebie samego. Bo jeśli nie kocham siebie samego, jak mam kochać Boga i bliźniego. Jeśli nie dbam o siebie, jak będę dbał o innych. Jeśli nie zależy mi na relacji z Bogiem, jak będzie mi zależeć na relacji ze sobą i innymi? Przyjrzyj się swojemu życiu... ile w nim jeszcze targowiska...

o. Grzegorz Ginter SJ


                                               archiwum