wprowadzenia do codziennej modlitwy...


W miejscu moich "przemyśleń" chciałbym umieszczać krótkie wprowadzenia do codziennej modlitwy. Sposób modlitwy, który proponuję, znajdziesz tutaj (modlitwę można skrócić do 15-20 minut), natomiast uwagi dotyczące modlitwy i życia duchowego znajdziesz tutaj. Jeśli nie zaznaczono inaczej, te wprowadzenia do modlitwy są mojego autorstwa (o. Grzegorz Ginter SJ).


Uwaga: czytania na dany dzień znajdziesz tutaj.


Sobota, 5 lipca        tekst: Mt 9, 14-17

      1. "Dlaczego my dużo pościmy a Twoi uczniowie nie?" - post miał i ma do dziś wiele znaczeń, jednym z nich była prośba do Boga by zesłał Mesjasza, który wybawi lud. To pytanie więc pokazuje, że Jezus nie został przyjęty jako prawdziwy Mesjasz. Czekają na innego i dlatego intensywnie i często poszczą. Odpowiedź Jezusa jest jasna - nie pości się i nie prosi o coś, co się właśnie wypełnia. On jest Mesjaszem, nie potrzeba prosić o innego. Ta kwestia po raz kolejny pokazuje problem jaki mieli ówcześni Żydzi - nie przyjmowali Jezusa jako Boga bo nie mieściło im się w głowie, że tak może działać Bóg. Mieli inny obraz Boga i w imię tego obrazu odrzucili Jezusa. A jaki Ty masz obraz Boga? Jakiego Jezusa Ty przyjmujesz?

      2. Obrazy z łatą przyszywaną do starego ubrania i z młodym winem wlewanym do starych bukłaków - mają pokazać nowość tego, co przynosi Jezus. To wszystko po to, by raz jeszcze potwierdzić, iż Bóg działa często inaczej niż człowiek sobie wyobraża. Czasem do tego stopnia, że w imię Boga można odrzucić... Boga. Jezus nie zmienił dziesięciorga przykazań ani ich nie zaostrzył (w kazaniu na Górze), pokazał tylko ich prawidłową interpretację. Nie zmienił nic z Prawa Bożego, ustanowionego od początku i potwierdzanego przez proroków. Pokazał tylko, jak bardzo Żydzi odeszli od tego prawa i jak bardzo skupili się na wypełnianiu zewnętrznych przepisów, a zapomnieli o duchu. Jezus własnym życiem ukazał to, co Bóg zamierzył od początku. To nie mieściło się im w głowie - odrzucili Go. Nie przyjęli nowego spojrzenia, bo stare jest atrakcyjne, nie trzeba nic zmieniać (nie trzeba siebie zmieniać!), stare nie wymaga wysiłku... Czy jest w Tobie, niezależnie od wieku, chęć, pragnienie wysiłku przemiany życia i uczynienia go coraz bardziej podobnym do Jezusa?


Piątek, 4 lipca     tekst: Mt 9, 9-13

      1. Spróbuj wyobrazić sobie scenę, o której pisze Mateusz. Zobacz celnika, który pracuje. Ówcześni celnicy byli zatrudniani przez Rzymian, czyli ludzi okupujących Izraela. A zatem pracowali dla wroga. Jednym z nich był Mateusz. Przyjrzyj się jego pracy, spróbuj sobie wyobrazić, co robi, co myśli i czuje. Należy do grupy nie cieszącej się popularnością i sympatią wśród Izraelitów. Dla Rzymian nigdy nie będzie kimś „swoim”, od swoich natomiast mógł się spodziewać tylko pogardy i odrzucenia. Na własne życzenie – możnaby pomyśleć. Przecież sam wybrał takie zajęcie. Spróbuj postawić się na jego miejscu. Pomyśl o tych sprawach w Twoim życiu, które nie są powodem do dumy, które sprawiają, że źle o sobie myślisz, że inni źle o Tobie myślą. To jest właśnie sytuacja Mateusza.

      2. Do takiego człowieka przychodzi Jezus. Ewangelista pisze „ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej”. Jezus widzi zawsze całą prawdę. Zobaczył więc również Mateusza, takiego, jakim był, razem z całą jego niechlubną sytuacją. Przyjrzyj się teraz, w czasie modlitwy, spotkaniu tych dwóch mężczyzn. Jezus nie potępia, nie skazuje. Przychodzi, spogląda, działa. Wkracza w nasze poplątane życie, w te wszystkie miejsca, które powodują poczucie beznadziei, i mówi – do takich właśnie, mało kryształowych ludzi – pójdź za mną! Przypomnij sobie Twoje upadki, swoją bezsilność wobec grzechów. W tym wszystkim Jezus mówi do Ciebie: pójdź za mną!
    Powołany Mateusz poszedł za Jezusem, a Ten nauczył go miłości, chodzenia drogami woli Bożej. Jezus nie chce, abyś samotnie starał się zwalczać zło, abyś własnymi siłami naprawiał swoje wady. On chce jednego – abyś poszedł za Nim. On sam stopniowo (to bardzo ważne słowo!) nauczy Cię jak być z Nim. To nie teoria, ale praktyka codziennego życia u boku Pana. Mateusz odpowiedział na wezwanie. A jaka jest Twoja decyzja?

      3. Taka postawa Jezusa – powoływanie największych grzeszników, zadawanie się z odrzuconymi, znienawidzonymi, pogardzanymi – była powodem krytyki ze strony przywódców religijnych Izraela. Oburzali się na to, nie mogli zrozumieć. Jest to postawa niewiary w to, że ludzie mogą się zmienić. Jak często trudno jest mi dać szansę poprawy drugiemu? Często poprzez niewiarę w możliwość zmiany podcinamy skrzydła właśnie tym, w których nie wierzymy. Oceniamy ludzi raz na zawsze nie starając się – wzorem Jezusa – wyjść im naprzeciw, pomóc. A przecież ludzie się zmieniają. Jezus ma moc uleczyć zło, a także jego konsekwencje. A czy ja daję chorym, poranionym przez zło, szansę na wyzdrowienie? Jeśli tak – współdziałam z Panem; ale jeśli nie – przeszkadzam Jego miłości, utrudniam działanie Jego łasce.
    Porozmawiaj o tym wszystkim z Jezusem. Jeśli odkryłeś w sobie coś złego – przeproś za to! Poproś też Pana o przebaczenie, o uleczenie z tego. Nie zapomnij podziękować Jezusowi za modlitwę – czyli przebywanie z Nim, za Jego miłość do celników i grzeszników.

Natalia Żelasko


Czwartek, 3 lipca     św. Tomasza Apostoła       tekst: J 20, 24-29

      1. Tomasza nie ma, kiedy przychodzi Jezus. Znamy kontekst tej wypowiedzi, lecz możemy spojrzeć na nasze życie. Czy nie zdarza się nam czasem tak, że przychodzi do nas Jezus, a nas "nie ma"? Nie chodzi o obecność fizyczną, lecz bycie "tu i teraz", dostrzeżenie tego, że właśnie przyszedł Jezus. On przychodzi w konkretnych wydarzeniach (objawia się w czymś, co jest tak zwyczajne, szare, a nawet czasem nudne), przychodzi przez konkretne osoby, słowa, gesty... Czy zawsze jestem wtedy, tzn. wrażliwy na Jego przychodzenie i Jego obecność? Bo On może przyjść nawet pomimo zamkniętych drzwi serca, jednak gdy nie jesteśmy "u siebie", kiedy nie wchodzimy do naszego serca - On nas tam nie zastanie.

      2. Spotkanie z Bogiem może się odbyć wtedy, kiedy znajdziemy się z Nim - jak to wyżej wspomniałem - w jednym miejscu. On przebywa w najgłębszych pokładach naszych serc i to tam możemy Go spotkać. Tam możemy, jak to uczynił św. Tomasz, dotykać Go, mówić do Niego, rozmawiać, przebywać z Nim, cieszyć się Jego obecnością. Jezus zachęca, wręcz przynagla Tomasza, by ten dotykał ran, dotykał rąk i stóp Jezusa. Poczuj się również zaproszony do tego i dotknij Go. To On - zmartwychwstały i żyjący Pan, Zbawiciel, Mesjasz. Trwaj przy Nim i kontempluj Jego obecność w Twoim sercu. Pozwól, by On do Ciebie mówił.

      3. Cała sprawa ze św. Tomaszem tak naprawdę rozbija się o kwestię wiary. Czy Tomasz rzeczywiście był niedowiarkiem? Niekoniecznie. Lecz najważniejsze jest to, byśmy widząc Jezusa i mogąc Go dotykać, doświadczać - wierzyli coraz bardziej. Błogosławieni, którzy nie widzieli... zdarzą się momenty w naszym życiu, kiedy nie poczujemy Jego obecności, nie doświadczymy, kiedy nie będziemy Go dotykać. Lecz błogosławieni są ci - według Jezusa - którzy mimo wszystko wierzą. Widzą lub nie, doświadczają lub nie, są radośni lub smutni, są w pocieszeniu lub strapieniu duchowym i na pustyni - niezależnie od tego wszystkiego - wierzą. Oby to błogosławieństwo było naszym udziałem.


Środa, 2 lipca         tekst: Mt 8, 28-34

      1. Spróbuj wyobrazić sobie tych dwóch dzikich ludzi. Tekst mówi, że byli opętani. Czy w nas czasami też nie ma takiej "dzikości"? Czy nie kryją się w nas jakieś "demony", które nie pozwalają nam żyć w wolności dzieci Bożych, w miłości i dobru? Popatrz na różne sytuacje Twojego życia - czy nie zdarzało Ci się mówić czasem do Jezusa: "Czego chcesz ode mnie...?" Nie w znaczeniu pokornego poszukiwania Jego woli, tylko bardziej z wyrzutem, jak ci dwaj opętani. Przypatrz się tym dwom i swojemu życiu.

      2. Kiedy dochodzi do wyrzucenia złych duchów, chcą one wejść w stado świń. Pasterze przerażeni uciekają, a całe stado świń wpada do jeziora i ginie - a wraz z nimi przepadają złe duchy. Czy i my nie mamy takich naszych "świń", których za bardzo nie chcemy utracić? Czy potrafimy się uwalniać od rozmaitych naszych "zniewoleń", które siedzą w naszym sercu i paraliżują naszą wolność?

      3. Na koniec przychodzą mieszkańcy tych okolic. Widzą, że to, co opowiadali im pasterze jest prawdą. Opętani są spokojni - można rzec - jeden problem z głowy. Nie ma świń. I jest Jezus, który tego wszystkiego dokonał. Być może dziwi nas to, ale oni wszyscy proszą, by Jezus odszedł z ich granic. Nie wiadomo co czują: lęk przed Jezusem, boją się utracić coś więcej niż tylko świnie, nie chcą żadnych zmian w swoim małym "świecie". Cokolwiek by to nie było ich decyzja jest jednoznaczna: odejdź od nas, Jezu. To, co jest najsmutniejsze w tej historii: na kartach Ewangelii nie pojawia się żadna już wzmianka, by Jezus kiedykolwiek tam wrócił. Powiedzieli Mu: "odejdź" i On to uczynił. W pewien sposób definitywnie. Smutne to i straszne. Czy byłbyś w stanie powiedzieć tak Jezusowi? A czy przez grzechy tak Mu właśnie nie mówisz? Jak wielkie więc jest Jego miłosierdzie, bo zawsze do nas wraca - chce wracać. Porozmawiaj z Nim o tym, co czujesz w sercu na tej modlitwie w związku z tym tekstem.


Wtorek, 1 lipca         tekst: Mt 8, 23-27

      1. Zobaczmy na początek modlitwy tę scenę i spróbujmy wczuć się w nią. Uczniowie z Jezusem zaczynają płynąć, Jezus zmęczony kładzie się spać i pojawia się burza, fale zalewają łódź, robi się niebezpiecznie. Poczuj się jak w tej łodzi. Musimy wziąć pod uwagę, że przecież kilku z uczniów było wcześniej rybakami i swojego fachu nie zapomnieli. Pewnie nie raz zdarzało im się płynąć w burzy. Ale teraz jakby nie czują się tak pewnie jak kiedyś. Teraz postanawiają obudzić Jezusa, boją się zginąć. Popatrz na różne sytuacje z Twojego życia. Czy nie było tak, że przychodziły chwile, kiedy niby sobie radziłeś wcześniej, ale tego konkretnego razu czułeś, że nie dasz rady? A może zawsze "dawałeś sobie sam radę" aż przyszła taka życiowa zawierucha, że wszystko się roztrzaskało? Przypomnij sobie o tym i opowiedz Jezusowi o swoich uczuciach wtedy, lękach i myślach, jakie miałeś.

      2. Czemu tym razem uczniowie sobie nie poradzili? Może zadziałali trochę w myśl powiedzenia "jak trwoga to do Boga"? Czy i my tak czasem nie postępujemy? Jak wszystko idzie dobrze, łódka (naszego życia) spokojnie sobie płynie a my czujemy się "panami" sytuacji, lecz kiedy pojawia się jakaś trudność, burza - wtedy przypominamy sobie o Bogu i zaczynamy Go "budzić", by coś wreszcie zrobił dla nas.

      Z drugiej strony warto pamiętać, że Bóg mówi do nas na różne sposoby. Także Jego milczenie ("sen") jest językiem, którym On do nas mówi. Milczenie Boga, które my często odbieramy jako oschłość duchową, pustynię - albo pobudzi naszą wiarę, albo całkowite zniechęcenie. Czy Bóg nie chce przez to zobaczyć jak daleko sięga nasza wiara? Czy nasza wiara dotyka każdej sytuacji naszego życia (też tej trudnej, bolesnej), czy też jesteśmy z Bogiem tylko kiedy jest "cudownie", a w trudnościach oskarżamy Go o bierność, zostawiamy Go i idziemy własną drogą. Może więc na koniec tej modlitwy porozmawiaj z Jezusem o tych wszystkich sytuacjach Twojego życia. Popatrz na nie wszystkie i zastanów się: budziłem Jezusa, czy pozwalałem Mu spać? Chciałem by interweniował, czy też ufałem Mu (że i tak w sobie wiadomy sposób zadziała)?


Poniedziałek, 30 czerwca        tekst: Mt 8, 18-22

      1. Na początku modlitwy spróbuj wejść wyobraźnią w tę scenę. Jezus ucieka przed tłumem i przepływa na drugą stronę jeziora. Być może wychodząc z łodzi od razu podchodzi do niego ów uczony w Piśmie. Chce iść za Jezusem - jego słowa sugerują, że "na całego". Jezus powinien się ucieszyć, że ktoś przychodzi do Niego i chce iść za Nim. Ale czy widać na Jego twarzy radość? Przyjrzyj się w wyobraźni twarzy Jezusa. Mało tego, zamiast radosnej odpowiedzi Jezus mówi do uczonego niemal zagadkowym przysłowiem. Pokazuje mu na jaki radykalizm ma się zebrać, by pójść za Nim. Jezus nie jest nauczycielem, mistrzem jak wszyscy inni w tamtych czasach. Ich uczniowie żyli z nimi pod jednym dachem i uczyli się od nich wszystkiego - nie tylko Pisma św., ale też życia. Jezus nie ma gdzie głowy skłonić i każdy, kto chce za Nim pójść na to samo ma się zebrać. Czy ów uczony uczyni to? Wszak to pierwszy przypadek, gdy ktoś chce iść za Jezusem bez "powołania" (to nie Jezus go woła, lecz on sam przychodzi). A Ty? Chcesz naśladować Jezusa, idziesz za Nim każdego dnia... ale wiesz, na co się porwałeś? Co się z tym wiąże?

      2. Drugi człowiek to również przykład wymagań, jakie Jezus stawia swoim uczniom. Ten jest już uczniem, a więc idzie za Jezusem, lecz ma jakieś inne sprawy do załatwienia. Bez wątpienia tu nie chodzi o to, by dosłownie brać słowa Jezusa, wszak grzebanie umarłych to chrześcijański obowiązek. Tu chodzi o to wszystko, co oddala mnie od Jezusa i prowadzi mnie do "śmierci" zamiast do Życia, którym jest Jezus. Wszystkie te sprawy, zamartwianie się niepotrzebne, nieuporządkowane przywiązania i inne - odciągają nas często od tego, co najważniejsze i co powinniśmy robić. To też sprawy czy myśli, które nie pozwalają nam na podjęcie stanowczych decyzji i wypełnienie ich (dot. np. swojego powołania, pracy, obowiązków, nawrócenia...).

      3. Przyglądając się w wyobraźni tej scenie i przysłuchując słowom, które padają pomódl się i pozastanawiaj nad swoim życiem i radykalizmem chrześcijańskim. Tu nie chodzi o wielkie sprawy (wielkie w naszych oczach, bohaterskie), ale o codzienne życie, gdzie trzeba podejmować stanowcze decyzje i które często nas stawiają właśnie na rozdrożu - za Jezusem (ze wszystkimi konsekwencjami), albo za naszymi kaprysami. Za Jezusem - ale ze słomianym ogniem - kiedy przyjdą pokusy, ból czy życiowe trudności - robię po swojemu. Jak żyjesz? Jak chcesz żyć? Jak idziesz za Jezusem?


Niedziela, 29 czerwca    Uroczystość św. Apostołów Piotra i Pawła    tekst: 2 Tm 4, 6-9. 17-18

      1. Słowa świętego Pawła mówią wiele o nadziei. Jest on jest świadomy tego, że całe swoje życie oddał Jezusowi. Każdą chwilę wypełniała modlitwa i służba jedynemu Panu. Relacja między Pawłem a Jezusem jest bardzo silna. Dlatego apostoł może z tak wielką pewnością mówić o nagrodzie, czyli wieńcu sprawiedliwości. Jest świadomy, że to Pan go umacnia, stoi przy nim, działa poprzez niego. To wszystko przekonuje go, że na zawsze jest złączony z Chrystusem. Spróbuj pomedytować nad tą wewnętrzną postawą Pawła. Jakie uczucia budzą się w Tobie? Jakie pragnienia, może lęki? Rozmawiaj z Jezusem o tym wszystkim.

      2. Zbawiciel zdobył Pawła, a ten rzucił się w jego ramiona bez żadnych zastrzeżeń. W inny miejscu swoich listów Paweł mówi, że dla niego żyć to Chrystus, a śmierć o zysk. Widać, że jest do szpiku kości przeniknięty wielką miłością do Jezusa. A czy we mnie, gdzieś w głębi, jest pragnienie, aby przepełniała mnie taka miłość? Aby moja relacja z Jezusem była tak silna, że mogłabym za Pawłem powiedzieć: „żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20)? W Nim jest moje ocalenie w każdych okolicznościach. Czy ufam Mu na tyle, żeby powierzyć się Jego prowadzeniu? To nie znaczy, że moja droga będzie usłana płatkami róż. Ale Jego obecność i siła to jedyne, co może mnie uratować, cokolwiek by się nie działo.

Natalia Żelasko


                                               archiwum