wprowadzenia do codziennej modlitwy...


W miejscu moich "przemyśleń" chciałbym umieszczać krótkie wprowadzenia do codziennej modlitwy, szczególnie dla tych wszystkich, którzy zasmakowali w modlitwie medytacyjnej proponowanej podczas rekolekcji adwentowych "Pozwól się odnaleźć". Sposób modlitwy, który proponuję, znajdziesz tutaj (modlitwę można skrócić do 15-20 minut), natomiast uwagi dotyczące modlitwy i życia duchowego znajdziesz tutaj. Jeśli nie zaznaczono inaczej, te wprowadzenia do modlitwy są mojego autorstwa (o. Grzegorz Ginter SJ).


Uwaga: wszystkie teksty liturgiczne włącznie z czytaniami na dany dzień znajdziesz tutaj.


Sobota, 26 stycznia    tekst: Mk 3, 20-21

      1. Jezus jest w ciągłym ruchu. Pojawia się w jednym miejscu, naucza, uzdrawia, potem przenosi się gdzie indziej. Dzisiaj widzimy Go powracającego do domu. Być może chciałby chwilę odpocząć, a przynajmniej dać odpocząć swoim uczniom. Ale tłum znów się zbiera, jak tylko posłyszy, że On jest. Nie mogą się nawet posilić. Z jednej strony widzimy wielką cierpliwość Jezusa, wrażliwość na drugiego człowieka. Z drugiej zaś możemy zobaczyć jak uczniowie są "wychowywani". W takiej szkole mogą zobaczyć, co oznacza być prawdziwym uczniem Jezusa - czasem po prostu nie będzie czasu na posiłek. Jak się zapatruję na taki "model" ucznia? Czy moje życie również jest nakierowane na innych - dać się całkowicie? (nie chodzi o wielkie rzeczy, lecz o codzienność).

      2. O tym wszystkim dowiadują się Jego bliscy. Czy są zachwyceni? Bynajmniej, ma famę "zwariowanego, szalonego". Taki ktoś burzy "porządek społeczny", ale przede wszystkim reputację rodziny. Stąd wybierają się Jego krewni, by Go zabrać ze sobą, ukryć przed światem - by nie kompromitował więcej rodziny i nazwiska. W tym wszystkim widać jak Jezus "odstaje" od "standardów" tego świata. A ja? Czy bardziej pragnę płynąć "z prądem" czy też "pod prąd"? I nie chodzi tu bynajmniej o jakiś oportunizm, lecz o styl życia, o to kim jestem naprawdę. To, co dzisiaj rozważamy to tylko wycinki z "charakterystyki" ucznia Chrystusa, ale... czy już tu się "zacinam", czy też gotów jestem na to samo, co spotykało Jezusa?


Piątek, 25 stycznia    Nawrócenie św. Pawła   tekst: Mk 16, 15-18 (jako uzupełniający można wziąć np. Dz 9, 1-22 lub Dz 22, 3-16)

      1. Słyszymy dziś o głównej misji uczniów, którzy praktycznie rzecz biorąc mają robić to, co czynił Jezus. W pierwszym rzędzie mają iść na cały świat i głosić Ewangelię (dosłownie: czynić uczniów ze wszystkich narodów). Bo prawdziwi uczniowie rodzą się z głoszenia Ewangelii. Jeśli więc chcemy mieć wokół siebie coraz więcej wyznawców Chrystusa, prawdziwych uczniów - głośmy słowem i czynem Ewangelię, niezafałszowaną, nie rozmydloną ani rozrzedzoną. Do tego właśnie są wysłani uczniowie przez Jezusa.

      2. Pojawiają się w dalszej części tekstu znaki. Te czynił również i Jezus, chociaż jak zapowiedział, Ci, którzy w Niego uwierzą będą dokonywać i większych niż On. Jednak znaki mają swoją specyficzną funkcję - mają potwierdzać głoszoną naukę. Nie są więc cudownościami, by oczarować widzów, nie służą zwodzeniu tłumów, szukaniu taniego poklasku czy pokazaniu rzekomej "mocy" ludzi. Nie są również "kartą przetargową" w relacji do Boga ("Panie, uczyń cud to Ci uwierzę"), bo Bóg raczej nigdy na takie coś nie odpowie. Ich cel jest jasno określony przez Jezusa - potwierdzać naukę i przez to wzmacniać wiarę, ale wiarę, która już jest, która już została zaszczepiona przez głoszoną naukę. Jaki ja mam do tego stosunek? Czy nie zdarza mi się wystawiać Boga na próbę, czy uczynił jakiś "cud"? Jakie mam wtedy intencje, jaką wiarę?

      3. Święty Paweł był przede wszystkim człowiekiem słowa. Głosił je całym sobą, a tylko w razie potrzeby potwierdzał naukę jakimś znakiem. Głosił z mocą, odważnie, całkowicie zaufał Temu, co głosił i Kogo głosił. Myślę, że w tym tkwi tajemnica jego ewangelizacji, a nie w cudach, których wcale wiele nie uczynił. W jego autobiografii uderza też inna rzecz. Był człowiekiem o bardzo gwałtownym charakterze, być może nawet trudnym do współpracy, porywczym, stanowczym i nieustępliwym. Widzimy w Dziejach Apostolskich z jaką zawziętością przed nawróceniem prześladuje chrześcijan. A po nawróceni? Z równą zawziętością, gwałtownością i odwagą głosi coś zupełnie przeciwnego. Czyż to nie jest wskazówka do pracy nad naszymi wadami? Może nie są one czymś, co należy "wypleniać" z serca (czyniąc szkodę swojej naturze), tylko zmieniać ich kierunek? (Paweł najpierw gwałtowny jako przeciwnik Chrystusa, teraz gwałtowny w głoszeniu Ewangelii). Przy okazji rozważania o tym jednym z największych z Apostołów warto i ten aspekt jego życia wziąć pod uwagę i przenieść go do swojego życia.


Czwartek, 24 stycznia        tekst: Mk 3, 7-12

      1. Warto przyjrzeć się u progu tej modlitwy tym tłumom, które idą za Jezusem, może przypatrzeć się nawet tym wszystkim ludziom, odgadnąć z ich twarzy troski, pragnienia i oczekiwania, jakie mają względem Jezusa. Z drugiej strony możemy popatrzeć na Jezusa i na ten Jego "sukces" (iluż ludzi dałoby wiele, by za nimi chodziły takie tłumy). Czy to rzeczywiście jest "sukces"? Jakie ja mam oczekiwania względem Jezusa?

      2. Dlaczego tylu ludzi chodzi za Jezusem? Tekst mówi: "na wieść o Jego wielkich czynach". W zeszłym tygodniu rozważaliśmy, że pierwszą misją Jezusa było nauczanie, głoszenie Słowa, które Ojciec wypowiada do ludzi. Ale nie dlatego ludzie chodzą za Jezusem, lecz za "wielkimi czynami". Nie za nauczanie cenią Jezusa, lecz za cuda, za "dobrobyt", który im się dzieje za Jego przyczyną. Gdzie ja bym siebie w tym wszystkim postawił? Czego ja szukam tak naprawdę?

      3. Czy Jezus korzysta z tego "sukcesu"? Na koniec tekstu ewangelista pisze, że nawet złym duchom zabraniał ujawniać Go (tego, kim jest). Można powiedzieć, że Jezus ucieka od tego, jak tylko może. Chce czynić dobrze, chce pomagać ludziom, ale pierwsza misja to nauczyć ludzi kochać tak, jak Ojciec kocha Jego a On Ojca - by ludzie się tak miłowali. Lecz ludzie biegają za "wielkimi czynami", chcą jeść chleb do sytości, chcą być zdrowi (co samo w sobie nie jest złe). Ten tekst tchnie trochę smutkiem. Mamy bowiem tłumy i Jezusa, który jest świadomy tego, że ludzie mało pojmują z Jego nauki, z tego, co On chce im przekazać. Pozorny "sukces" już niebawem okaże się płonny i wręcz porażką, kiedy przybędzie do swojej rodzinnej miejscowości. Co czuję w związku z tym wszystkim? Co chcę powiedzieć Jezusowi? Jaką dać odpowiedź moim życiem?


Środa, 23 stycznia      tekst: Mk 3, 1-6

      1. Widzimy najpierw jednego z bohaterów dzisiejszego fragmentu ewangelii. To człowiek z uschłą ręką. Taki człowiek zasadniczo nie może pracować, w wielu rzeczach jest zdany na łaskę innych, a gdyby to była prawa ręka to nawet nie mógłby się z ludźmi przywitać, podać rękę. Ta choroba zakłóca więc jego relacje z innymi, zakłóca jego życie zawodowe... Zobacz, co w Twoim życiu zakłóca Ci normalne funkcjonowanie. Co nazwałbyś w swoim życiu taką "uschłą ręką"?

      2. Jezus mówi do tego człowieka, by stanął na środku. Faryzeusze mieli tylko jedną troskę - czy Jezus złamie prawo, czy nie. A dla Jezusa liczył się tylko ten człowiek i jego choroba, jego niemoc. Każe mu stanąć w środku - stawia go niejako w centrum zainteresowania wszystkich. Lecz przede wszystkim Jezus się nim interesuje, dlatego to robi. Jezus interesuje się każdym z nas i każdego z nas stawia w centrum swego zainteresowania - czy to odczuwamy, czy nie. Co czujesz, kiedy o tym myślisz? Jak chcesz odpowiedzieć Bogu na taką Jego troskę o Ciebie?

      3. Warto przypatrzeć się również owym faryzeuszom i zwolennikom Heroda. Jak zatwardziałe musi być ich serce (co Jezus zresztą im wypomina), że widząc ewidentny znak, cud - nie tylko, że w niego nie wierzą, to jeszcze uznają Jezusa za przestępcę z tego powodu. To pokazuje, że spotkamy w naszym życiu ludzi, którzy nawet wobec oczywistych znaków - nie uwierzą. A jak jest z Tobą? W jakim stanie jest Twoje serce?


Wtorek, 22 stycznia        tekst: Mk 2, 23-28

      1. Na początku modlitwy możemy dobrze przyjrzeć się tej scenie. Wydaje się, że owi faryzeusze śledzą Jezusa i Jego uczniów, skoro taki szczegół zaznaczają. Jezus jest dla nich kimś takim, kogo trzeba pilnować, obserwować uważnie, śledzić. Nam chrześcijanom też ludzie będą się baczniej przyglądać - nie tym, którzy się nie przyznają do Chrystusa, którzy może nawet w niedzielę uczestniczą we mszy, a w tygodniu o Nim całkowicie zapominają i nie jest On dla nich punktem odniesienia. Ale tym, którzy nie tylko mówią o Bogu ale i starają się żyć w pełnym zaufaniu i wierze (co zakłada przestrzeganie przykazań, itd.). I kiedy popełnimy najmniejszy błąd (co jest wpisane w naszą ludzką kondycję) to zaraz nam to wypomną. Najsmutniejsze czasem jest to, że wypominają nie obcy, nie ateiści czy ludzie nieprzyjaźni wierze i Kościołowi, ale właśnie Ci, którzy co tydzień do niego chodzą na Eucharystię. Może czasem byłem przez takich ludzi skrzywdzony. A czy przypadkiem sam nie krzywdzę innych w ten sposób?

      2. Jezus w tym dialogu z faryzeuszami pokazuje, że wszelkie prawo ustanowione musi być przede wszystkim ludzkie. Nawet Prawo Boże jest takie, że dba o człowieka, o jego dobro. Prawo Boże w swym najgłębszym rozumieniu objawia tak naprawdę miłosierne oblicze Ojca i jest bardziej ukazaniem dobrego życia (jak żyć dobrze), aniżeli "kodeksem karnym" gdzie widać byłoby tylko bat i potępienie. Jaki mam stosunek do prawa, tego Bożego szczególnie? Czy nawet, gdy muszę coś egzekwować od innych, potrafię spojrzeć na ludzkie słabości jak Ojciec - z miłosierdziem? Czy też liczy się tylko litera prawa, bez żadnego odniesienia do jego ducha?


Poniedziałek, 21 stycznia      tekst: Mk 2, 18-22

      1. Wydaje się, że to nie uczniowie Jana i faryzeuszów przychodzą z pytaniem do Jezusa tylko jacyś ludzie zupełnie z nimi nie związani - widząc, że tamci mają post, przychodzą do Jezusa i pytają Go o to. Jakby pytanie o post padało z ust ludzi, którzy w tym czasie nie pościli (i jakby nie mieli takiego obowiązku). Wygląda to trochę jak "wtrącanie się" w nieswoje sprawy, w nieswoje praktyki. Owszem, jest w tym również pewna ciekawość, skoro ów post był czymś zwyczajowym - pytanie, które poszukiwało uzasadnienia. I Jezus je daje.

      2. Możnaby widzieć w tej scenie Jezusa jako reformatora, czy też kogoś, kto radykalnie zmienia zwyczaje. Ale tak nie jest. On nie znosi postu, nie mówi, że nie ma znaczenia, że jest niepotrzebny. Mówi tylko o innym jego czasie - kiedy zabiorą Pana młodego, wtedy uczniowie Jego będą pościć. Jezus nie niszczy ascezy, postu i ich znaczenia, pokazuje rzeczy ważniejsze, priorytety. Próbuje nauczyć sobie współczesnych innego patrzenia na rzeczywistość i na rzeczy, przykazania, których trzeba przestrzegać.

      3. Ten tekst przypomina mi też inny - sentencję św. Ignacego, który powiedział, że nie można prowadzić wszystkich tą samą drogą do świętości. Dla jednych jest czas postu, dla innych radości (nie chodzi tu o zachętę do łamania choćby piątkowej wstrzemięźliwości od mięsa, lecz o popatrzenie w głąb tych wszystkich praktyk i wyciągnięcie z nich prawdziwego sensu). Jak ja to wszystko przeżywam, odczuwam? Do czego mnie to prowadzi? Czy tylko do zewnętrznego spełniania praktyk?


Niedziela, 20 stycznia            tekst: J 1, 29-34

      1. W poprzednim tygodniu bardzo wiele tekstów mówiło o misji Jezusa. Prawie każdego dnia Jezus nauczał, potem uzdrawiał na potwierdzenie nauki. Ale w tym wszystkim na pierwszy plan wybijało się jedno: Jezus objawia miłość Ojca ku ludziom - Ojca, który jest miłosierdziem. Dziś Jan również nazywa Jezusa "Barankiem Bożym, który gładzi grzechy świata". Ojciec posyła Syna, by ten, w Jego imieniu, w swoim również (bo jest Bogiem) gładził ludzkie grzechy. Nie potępiał, nie karał, nie pokazywał zagniewanie Ojca, nie demonstrował "obrazę" Ojca - ale tylko to - gładził grzech, ukazywał miłosierdzie, demonstrował łaskę, jaką Ojciec okazuje ludziom. Czy w to wierzę? Czy to przyjmuję? Czy chcę naśladować wobec innych?

      2. Jan daje niezwykłe świadectwo. Wskazuje na Jezusa, na którego zstępuje Duch w postaci gołębicy. Duch, który przychodzi od Ojca - zresztą Jan również mówi, że jest posłany od Ojca (otrzymał powołanie, by chrzcił i przygotowywał drogę Mesjaszowi). W tej scenie ukazuje się cała Trójca Święta jako Bóg działający. Oczywiście my najbardziej działającego widzimy i doświadczamy Jezusa, jednak ta scena pokazuje nam, że Jezus jest posłany przez Ojca i jest wypełniony Duchem Świętym. Bóg działający - gładzący grzechy świata, każdego człowieka.

      3. Jan to, co robi w tej scenie to daje świadectwo. Spotyka Jezusa, który do niego przychodzi i wydaje o Nim świadectwo. Potem widzi Ducha zstępującego i daje świadectwo o Ojcu i o Duchu. Jan daje świadectwo o całej Trójcy Świętej, która - można tak powiedzieć - działa w osobie Jezusa i przez Niego. Czy ja również potrafię dać świadectwo? Czy w obliczu codzienności i tego, co się w niej wydarza jestem w stanie dostrzec działającego Boga, oddać Mu chwałę, podziękować i dać świadectwo (czy może wszystko jest dziełem mniej lub bardziej ślepego przypadku)? Kim jest dla mnie Jezus Chrystus w świetle tej sceny (i tak, jak Go postrzegam w moim życiu)?


      e-DR                      archiwum