wprowadzenia do
codziennej modlitwy...
|
|
Uwaga:
wszystkie teksty liturgiczne włącznie z czytaniami
na dany dzień znajdziesz
tutaj.
|
|
Sobota, 12 stycznia tekst:
J 3, 22-30
1. Mamy sytuację, gdzie Jezus i Jan
przebywają blisko, udzielają chrztu i - można powiedzieć - cieszą się w
pewien sposób tym, że ludzie przychodzą i się nawracają. Jednak dochodzi
do sporu, nazwalibyśmy go "kompetencji". Uczniowie Jana, po rozmowie z
pewnym Żydem, przychodzą do swojego mistrza i wskazują, że Jezus również
chrzci - stał się "jakby" konkurencją dla nich. Ile w nas jest takiej
niezdrowej rywalizacji, nawet na polu religijnym, ewangelizacyjnym? Jak
bardzo czasem zazdrościmy innym, że robią to samo co my, może nawet w
niedalekiej odległości od nas i myślimy, że to zaszkodzi naszej
działalności, że staniemy się przez to mniej "popularni"? Ile w nas jest
takiego myślenia na różnych polach naszego życia (zawodowym, domowym,
religijnym)? Czy to jest myślenie Jezusowe?
2. Jan najpierw wskazuje, skąd
otrzymał władzę udzielania chrztu - z góry, od Boga. Wskazuje również,
że nie jest Mesjaszem. Jan więc staje najpierw w prawdzie przed sobą i
swoimi uczniami. Wszystko, co robi, miało być i jest przygotowaniem
drogi dla Mesjasza. A Mesjasza rozpoznał w Jezusie. I teraz jest
konsekwentny temu, co przyjął z wiarą. Kogo my rozpoznajemy w Jezusie i
czy jesteśmy konsekwentni naszemu wyborowi? Czy Jezus jest naszym
jedynym Panem, Zbawicielem i Mesjaszem?
3. To wyznanie wiary Jana Chrzciciela
powoduje w nim radość. Radość, która według niego dochodzi do szczytu.
Ta radość jest też połączona z pełną pokorą: Potrzeba, by On
wzrastał, a ja się umniejszał. Ta postawa Jana jest zarazem postawą
Jezusa, który tak się umniejsza przed każdym człowiekiem, że myje mu
nogi. Ta postawa zatem ma być przyjęta i wcielona w życie każdego
chrześcijanina. I początkowa rywalizacja przemienia się w służbę. A jak
to jest w moim życiu? Do jakiej postawy mi bliżej: rywalizacji, czy może
służby? Z kogo biorę wzór: z tego świata, czy z Góry, od Ojca, od
którego pochodzi wszystko, co dobre?
|
|
Piątek, 11 stycznia tekst:
Łk 5, 12-16
1. Możemy zacząć tę modlitwę od
wyobrażenia sobie, jak wygląda trędowaty? Jak mógł wyglądać człowiek,
który przyszedł do Jezusa? Trąd ciała w Nowym Testamencie był zawsze
interpretowany jako trąd duszy - grzech. Jak wygląda człowiek, który
grzeszy? Nie chodzi tu bynajmniej o wielkich grzeszników... ja wyglądamy
my, kiedy grzeszymy. Jak może wyglądać trąd duszy?
2. "Chcę" człowieka spotyka się z
"chcę" Boga. To zawsze dzieje się w sakramencie pojednania. Ale nie
tylko tam. Zawsze, kiedy człowiek przebacza - drugiemu, sobie - spotyka
się z "chcę" Boga. Przy czym "chcę" Boga zawsze wyprzedza nasze "chcę".
Bóg nie uczyni nic bez naszego "chcę". Więc może warto zapytać siebie -
czy chcę? To grzech zniewala, nałóg zniewala - Bóg zaś daje zawsze
wolność, dobro zawsze daje wolność. Dlatego zawsze potrzeba naszego
"chcę", by Bóg mógł działać, gdyż On szanuje naszą wolność.
3. Jezus usuwa się na miejsca
pustynne, chroni się przed ludźmi. Owszem, ludzie Go szukają, chcą od
Niego więcej "cudów", lecz jest w Nim jakiś "lęk" przed tym. Wie, że nie
będzie dobrze zrozumiany. Jezus nie chce być "maszynką do robienia
cudów", ani też Kimś, kto będzie przynosił wszystkim dobre samopoczucie,
zdrowie czy długowieczność. Czy my właśnie tego nie oczekujemy od Boga
tak często? A czego On pragnie? Odchodzi na miejsca pustynne i się
modli... rozmawia z Ojcem. Interesuje Go przede wszystkim relacja z Tym,
który Go kocha całkowicie. Czy nas to samo interesuje?
|
|
Czwartek, 10 stycznia tekst:
Łk 4, 14-22a
1. Jezus w mocy Ducha powraca w swoje
rodzinne strony. Zdobył rozgłos w innych miejscach i teraz wraca "do
domu". Naucza w synagogach i wydaje się, że to, co mówi, wprawia tłum w
zachwyt. Możemy w wyobraźni, podczas tej modlitwy, przyjrzeć się
Jezusowi - w jaki sposób zdobywa tłum, jakich słów używa? Czy może
zachowuje się jak jeden z tych współczesnych "showman", którzy poruszają
tłum za pomocą rozmaitych sztuczek socjotechnicznych wyćwiczonych do
perfekcji? Jak Ty to widzisz? Jakiego Jezusa sobie wyobrażasz w takiej
sytuacji?
2. W swojej rodzinnej miejscowości, w
synagodze dają Mu do czytania zwój Pisma. Natrafia na tekst i zaczyna
czytać fragment z proroka Izajasza. Tekst ten określa Mesjasza, tego,
który ma przyjść i zbawić lud. Przedstawia on Boga takim, jakim jest
naprawdę. Taki jest sposób Jego działania. To Bóg, który głosi dobrą
nowinę, ogłasza uwięzionym wolność, niewidomym przejrzenie, ogłasza rok
łaski Pana. Bóg, który tak umiłował świat, że z miłości czyni to
wszystko, poprzez swego Syna. Może po raz kolejny zastanówmy się, jaki
obraz Boga nosimy w sobie? Kim On jest dla nas? Czy to przedstawienie z
dzisiejszego tekstu oddaje to, co myślimy o Ojcu?
3. To, co czytamy w tym tekście z
Izajasza Jezus odnosi do siebie. Jakby chciał powiedzieć, że to, co
widzą, słyszą i co dzieje się na ich oczach - to Królestwo Boże, które
się do nich przybliżyło. To Królestwo przychodzi przez Jezusa właśnie. W
ten sposób potwierdza On też swoją misję, którą otrzymał od Ojca. Warto
przyjrzeć się temu, że Jezus jest świadomy tego, kim jest. Jest świadomy
tego, co ma do wykonania, jakie zadanie Go czeka. Czy my, w odniesieniu
do naszego życia (nie tylko duchowego) mamy podobną świadomość? Czy
wiemy, co chcemy zrobić? Jezus nie robi tego wszystkiego tylko ludzkimi
siłami, ale - jak podaje tekst - mocą Ducha Świętego. A my? Na czym lub
na kim opieramy nasze życie? Na jakiej mocy?
|
|
Środa, 9 stycznia tekst:
Mk 6, 45-52
1. Na początku modlitwy możemy
przyjrzeć się jak Jezus zachowuje się z tłumami, które dopiero co
nakarmił chlebami. Zobaczyć, byśmy mogli się uczyć od Niego. Odprawia
ludzi, zajmuje się nimi do końca, nie zostawia na "pastwę losu". A na
koniec wszystkiego, gdy ludzie sobie już idą - wchodzi na górę i się
modli. A jak wyglądają nasze spotkania z ludźmi? Jak się nimi zajmujemy?
Czy staramy się być uważni na każdego, kto do nas się zwraca?
2. Przenieśmy się na jezioro, bo tam
w ciemnościach uczniowie zmagają się z wiatrem, który jest im przeciwny.
Ileż to razy my napotykamy na przeciwności w naszym życiu. Ileż to razy
my zmagamy się z wiatrem, który wieje nam w twarz. Nawet w takim
fragmencie Słowo Boże ma nam coś do powiedzenie. Lecz oto widzą, że ktoś
idzie do nich po wodzie. To sam Jezus się do nich przybliża a nawet chce
i ominąć. Jednak oni się przestraszyli. A przecież to ten sam Jezus. Jak
mogli Go nie rozpoznać? Czy i my czasem nie mylimy Jezusa ze zjawą?
Szczególnie wtedy, kiedy jesteśmy bardzo skoncentrowani na "przeciwnym
wietrze" (na swoich problemach, kłopotach, smutkach, itd...).
3. Dopiero kiedy Jezus przemawia do
nich, rozpoznają Go. Potrzebują usłyszeć Jego głos: Ja Jestem, nie
bójcie się! Mało tego, w tej trudnej dla nich sytuacji Jezus wchodzi do
łodzi (wchodzi do ich życia) i natychmiast wiatr się ucisza. Kiedy
przestają samotnie się zmagać z przeciwnościami, kiedy pozwalają Bogu
wejść do łodzi, pozwalają Mu działać - wtedy się ucisza, wszystko się
uspokaja. Czy my pozwalamy na to Jezusowi w naszym życiu? Czy wpuszczamy
Go do łodzi naszego życia? Czy może tak bardzo zaaferowani walką z
"wiatrem" jesteśmy pełni lęki, widząc jakąś "zjawę", która nie jest
zjawą, tylko rzeczywistością - zjawą są natomiast te problemy, które
natychmiast się uspokajają, kiedy Jezus wchodzi do naszego życia!
|
|
Wtorek, 8 stycznia tekst:
Mk 6, 34-44
1. Na początek warto przyjrzeć się
tej scenie, zobaczyć cały jej kontekst. Ważne jest to pierwsze zdanie -
Jezus patrzy z litością na tłum, który do Niego przychodzi. Ale to nie
jest spojrzenie "polityka", który walczy o głosy w kampanii wyborczej i
dla którego tłum to tłum, kolejne głosy, im więcej, tym lepiej. Jezus
patrzy na tłum, lecz na każdego indywidualnie. Zna nasze mizerie,
słabości, niedomagania... i patrzy z litością, ma oczy pełne
miłosierdzia. Popatrz na modlitwie w te Jezusowe oczy, pełne miłości i
miłosierdzia dla Ciebie. Nie bój się Jego wzroku, nie uciekaj od
Niego... popatrz, śmiało.
2. Jezus nie czyni najpierw cudu.
Najpierw naucza. To jest Jego podstawowa misja, to samo powiedzą
apostołowie po zmartwychwstaniu, by wybrać mężów godny zaufania by
obsługiwali stoły, bo oni są powołania do głoszenia Ewangelii (Dobrej
Nowiny). Wszelkie znaki i cuda są tylko po to, by potwierdzić głoszone
Słowo. Potwierdzić głoszone Słowo... a czym jest Słowo? Albo raczej Kim?
Syn Boży jest Słowem Ojca! Znaki więc i cuda mają potwierdzić Jego,
Jezusa, potwierdzić Jego misję... mają też potwierdzić i objawić Ojca,
który troszczy się o swój lud, który jest Ojcem pełnym miłości i
miłosierdzia i współczucia wobec swoich dzieci...
3. Sam cud jest wielkim znakiem,
który może nam przybliżyć Eucharystię, na nią wskazać. Warto też w
modlitwie zwrócić uwagę na hojność Boga. Po całej "akcji" zostało
jeszcze tyle koszów ułomków. Bóg, który miłosierdzia i miłości nie
liczy, nie oszczędza, nie wydziela... szalona miłość Boga. Może warto w
tej modlitwie spojrzeć na wiele momentów w życiu, kiedy taka miłość się
objawiła, kiedy Bóg spojrzał na mnie z miłością, przejęty współczuciem,
z poruszonym sercem... momenty w których objawił się jako Ojciec
kochający. Bo każdy inny obraz Boga jest fałszywy... Jaki obraz Boga ja
noszę w sobie?
|
|
Poniedziałek, 7 stycznia
tekst: Mt 4, 12-17. 23-25
1. Jezus dowiaduje się o uwięzieniu
Jana i usuwa się. Jan był dla Jezusa kimś ważnym, nie tylko krewnym, ale
Jego poprzednikiem, który Go zapowiadał, który wzywał do nawrócenia.
Możemy sobie wyobrazić, że Jezus traktował Jana jak przyjaciela, nawet,
gdy wiele ze sobą rozmawiali. I ten przyjaciel został uwięziony, co
pewnie napawa smutkiem Jezusa, usuwa się w cień. Jednak i to usunięcie
się jest "przepowiedziane" u proroków. My również mamy w życiu okresy
"lepsze" i "gorsze", gdzie może usuwamy się w cień. Jednak to nie jest
czas stracony czy czas odsuwania się i wchodzenia w dół. Ten czas
również jest potrzebny w naszym życiu i on również ma przynosić owoce.
2. Jezus się usuwa, ale jednocześnie
przez to wkracza w coś centralnego dla swojej misji - zaczyna wzywać do
nawrócenia bo przybliżyło się Królestwo Niebieskie. Jezus po prostu
zaczyna ludzi wzywać do zmiany swojego życia, przemiany siebie, ponieważ
Bóg jest pośród nich. A więc pomimo usunięcia się, pomimo tego, iż
przyjaciel jest uwięziony i nie wiadomo jaki los go czeka - Jezus nie
zamyka się na ludzi, nie ucieka, a jego usunięcie się jest tak naprawdę
podjęciem misji. Jak my byśmy zareagowali? Jak reagujemy zwyczajowo na
trudne sytuacje? Czy tracimy ducha czy też raczej staramy się dalej
pełnić naszą misję, pracę, obowiązki, itd...?
3. Jego misja przynosi owoce.
Głoszenie słowa zostaje potwierdzone cudami i znakami. Jezus staje się
znany i poszukiwany z tego powodu. My też często oczekujemy od Boga
"cudu", jakiejś przemiany, jakiegoś "znaku". Jednak najpierw jest Słowo
- głoszone przez Jezusa, Słowo, które wzywa do nawrócenia. To Słowo
dopiero potem zostaje potwierdzone przez znak, przez cud - to nie cud tu
jest najważniejszy, lecz Słowo i odpowiedź, jaką człowiek na nie daje.
Jaką dajemy odpowiedź na zaproszenie do nawrócenia? Nawet teraz, w tej
modlitwie Pan zaprasza nas do zrewidowania naszych postaw, myśli,
pragnień - tych wszystkich miejsc, w których wydaje nam się, że szukamy
"dobra", ale często jest to dobro pozorne, oszukujemy się i zamiast
prawdziwego dobra szukamy np. siebie i swoich nieuporządkowanych
pragnień. Jak odpowiadam na Słowo Pana w moim życiu?
|
|
Niedziela, 6 stycznia Objawienie
Pańskie (Trzech Króli)
tekst: Mt 2, 1-12
1. Najpierw warto przyjrzeć się
scenie przybycia Mędrców ze Wschodu. Przybywają do Jerozolimy i szukają
nowonarodzonego króla żydowskiego. Myśleli, jak każdy by pomyślał, że na
dworze króla należy szukać "następcy tronu". Ale na tą wieść dwór Heroda
się przeraża i cała Jerozolima. Mało tego - wiedzą, że chodzi o
Mesjasza, bo Herod o Niego właśnie pyta. Mesjasz może więc wywoływać
przerażenie, lęk... a we mnie? Ciekawym jest, że mimo tego przerażenia
Herod wskazuje drogę Mędrcom, mimo, że ma złe zamiary. Wskazuje drogę...
prawidłową. Ma złe intencje, ale być może bez niego, Mędrcom byłoby
ciężej trafić. Może czasem również spotykamy ludzi, którzy nie mają zbyt
dobrych intencji, ale jednak wskazują nam dobrą drogę... jak wtedy z
naszym zaufaniem?
2. Prowadzi ich gwiazda. Dla jednych
taka gwiazda mogłaby kompletnie nic nie znaczyć. Ale dla nich - to coś
najważniejszego teraz. Dla nich znaczy bardzo wiele, znaczy dotrzeć do
celu wędrówki. Podobnie miał Abraham. Spojrzał w niebo, zobaczył mnóstwo
gwiazd i odkrył, że to znak Boży dla niego, że tak liczne będzie jego
potomstwo. Dla kogoś innego patrzenie w rozgwieżdżone niebo zupełnie nic
nie znaczy. A Ty jakie dostrzegasz znaki w swoim życiu? Znaki, które
prowadzą Cię do czegoś najważniejszego?
3. Spotkanie z Kimś najważniejszym
okazuje się spotkaniem z Dzieckiem. Małym, nic nie mówiącym, może co
kwilącym dopiero. Jest im bez wątpienia potrzebna wiara, że to Dziecko
jest Królem. Zresztą, ta wiara prowadziła ich aż do tego miejsca, ta
sama wiara widziała gwiazdę jako przewodniczkę... i ta sama wiara składa
teraz swoje dary u stóp Króla. Może to sam Bóg - Nowonarodzony, dawał
znaki przez gwiazdę (i inne), że oczekuje, że chce się spotkać. Gdyby
tak było, to dary, jakie składają Mędrcy Jezusowi, są odpowiedzią na
Jego wezwanie, na Jego miłość. A co ja mogę i chcę ofiarować Jezusowi?
|
|
|
|