przemyślenia...


Sobota, 8 września     święto Narodzenia NMP

      Może niektórym z nas wydaje się niepotrzebne czytanie dziś całego rodowodu Jezusa (Mt 1, 1-16. 18-23). Wystarczyłby tekst o narodzeniu Jezusa, który wyraźnie mówi o tym, że Jezus urodził się z Maryi. Jednak rodowody są ważną częścią kultury Izraela i wiele ich jest w księgach Pisma Świętego. Wiemy wszak, że Jezus narodził się za sprawą Ducha Świętego, nie miał więc biologicznego ojca, jednak Jego rodowód pokazuje nam ważną rzecz - pomimo boskiego pochodzenia Jezusa Jego życie wchodzi w życie ludzi, w ich konkretną historię (wyrażoną przez poszczególne osoby z rodowodu) z ich radościami i smutkami, dniami wielkimi i upadkami, czynami chwalebnymi i grzechami. Bóg chciał właśnie w ten świat wejść i czyni to poprzez narodzenie z Maryi. Bardzo mocno przemawia do mnie ten tekst, bo pokazuje, że i w moje życie, z całą przeszłością - dobrą i złą, chwalebną i grzeszną - wchodzi Bóg i nie ma takiego momentu w moim życiu, w którym by Go nie było, wszak mieszka On w najgłębszych pokładach mojego "ja", gdzie ja sam nawet nie mam dostępu. Narodzenie Maryi, z której potem narodzi się Jezus jest również znakiem wielkiej odnowy świata, jaka dokona się przez Jej Syna. Myślę więc, że i nasze powolne odnawianie siebie samych prowadzi ostatecznie do odnowy świata, w którym żyjemy. Wierząc, że Bóg nigdy nas nie opuszcza, że w nas "działa i pracuje", udzielając nieustannie swoich łask, powinniśmy nie bać się ciągłej odnowy nas samych, ufając temu, przez którego się to dokonuje. Święto narodzenia Maryi to święto odnowienia naszego życia i święto wejścia Boga w nasze ludzkie życie, słabe i kruche, ale mimo wszystko przepełnione obecnością i łaską Boga.


Piątek, 7 września

      Trudno pogodzić nowe ze starym i Jezus nam to dzisiaj uświadamia (Łk 5, 33-39). I wielka w tym racja, że człowiekowi tak normalnie trudno jest wchodzić w to, co nowe. Zresztą wystarczy, że każdy z nas zobaczy jak trudno jest cokolwiek zmienić w swoim życiu, jak trudno nam jest się nawracać. Ciągle wracamy na stare koleiny, ciągle wpadamy w te same grzechy i słabości, tak trudno nam wypleniać wady i przyzwyczajenia, jakieś złe nawyki. Więc może Jezus dzisiaj nie powiedział nam nic nowego, bo to wszystko wiemy, pytanie jest: jak to zmienić? Co zrobić, by życie wreszcie ruszyło do przodu?

      Życie duchowe ma to do siebie, że potrzebuje nieustannego odnawiania się. Gdy tego nie robi to się cofa, tutaj nie ma przestojów, nie można sobie usiąść przy drodze (życia) na kamieniu i czekać na lepsze czasy. Wszelki brak postępu oznacza regres. Co więc zrobić, by nowość życia rzeczywiście przemieniała nas codziennie. Jezus daje nam wskazówkę dziś, że nowość życia należy "wlewać" do nowych bukłaków. Bo nie da się na starych przyzwyczajeniach zbudować czegoś nowego. Uważam, że potrzebujemy w pierwszym rzędzie wejść głęboko w siebie po to by siebie poznawać. Wszyscy wielcy święci uważali, że nie można poznać Boga i zmienić siebie bez poznania siebie. Nie chodzi mi o żadną psychologię ale o modlitwę, która nazywa się codziennym rachunkiem sumienia albo ignacjańskim rachunkiem sumienia. W tej modlitwie nie chodzi o szukanie zła w naszym życiu czy grzechów i oskarżanie się z nich, ale chodzi w pierwszym rzędzie o rozeznawanie tego wszystkiego, co się w nas dzieje (działo np. w ciągu całego dnia), skąd to wszystko do nas przychodziło (bo pewne myśli pochodzą od nas, pewne od dobrego ducha a pewne od złego) i co my z tym zrobiliśmy (czy poszliśmy za dobrem, a może ulegaliśmy złu, itd). Ta modlitwa, bo tak ją należy traktować, powoduje, że stajemy się coraz bardziej wrażliwsi na nasz świat wewnętrzny, duchowy i zaczynamy dostrzegać, gdy będziemy jej wierni, że nasze życie powoli ale systematycznie się zmienia. Św. Ignacy daje nam tą modlitwę (jej sposób zawarty jest w książeczce Ćwiczeń Duchowych w nr 32-43) ponieważ sam mocno doświadczył, że ona ma moc zmieniać życie człowieka, porządkować je. Opiera to na fakcie, że Bóg działa w nas zawsze, nigdy nas nie opuszcza i ma nieustanny wpływ na nasze życia (do tego stopnia, że powie pod koniec tychże Ćwiczeń, że Bóg dla nas "pracuje").

      Nowość, którą przynosi ze sobą Jezus potrzebujemy "praktykować" w codzienności, potrzebujemy nią żyć - samo nic się nie zrobi. Obecny czas, kiedy zaczął się nowy rok szkolny, jest dla wielu z nas w pewnym sensie czasem, w którym pewne rzeczy zaczynamy od nowa i może to dobry moment, by ta nasza życiowa "odnowa" rozpoczęła się od środka, od centrum - od naszego życia duchowego, gdzie Bóg jest pierwszym, który tego dla nas właśnie pragnie.


okres wakacyjny - brak wpisanych przemyśleń...


Wtorek, 19 czerwca

      Co specjalnego robimy, kiedy kochamy tylko naszych bliskich, przyjaciół i dobrych znajomych? Wg Jezusa, nic specjalnego - bo to łatwe (Mt 5, 43-48). Ale doskonale wiemy, że kochać nieprzyjaciół, kochać tych, którzy nas skrzywdzili i może ciągle krzywdzą, którzy rzucają nam kłody pod nogi, przeszkody, może nawet nie z przypadku tylko ze złośliwości... kochać takich ludzi jest bardzo trudno a czasem niemożliwe. Czyżby więc Jezus wymagał niemożliwego? Być może, ale zanim to stwierdzimy, trzeba najpierw zobaczyć, o co tutaj chodzi. Pierwsza ważna rzecz, by nie pomylić miłości z samymi tylko uczuciami. One tam są, ale to nie esencja miłości. Jeśli miłość sprowadzimy do tylko miłych i ciepłych uczuć, to miłość nieprzyjaciół rzeczywiście jest niemożliwa do realizacji. Miłość zakłada jakieś poznanie, włączony rozum (bez tego nie ma miłości prawdziwej) i to poznanie jest co najmniej dwojakiego rodzaju - najpierw poznanie siebie samego (w tym swoich słabości, grzechów, upadków, złośliwości, itd.), następnie poznanie osoby, którą się kocha (już Ojcowie Kościoła mówili, że nie można kochać kogoś nie poznając go, dlatego wszyscy mówią o tym, by poznawać Jezusa) lub nienawidzi (zbyt często nienawidzimy kogoś lub nie lubimy tylko na podstawie pozorów, tego, co nam się wydaje lub co tylko widzieliśmy, bez rozmowy z człowiekiem, bez próby poznania go, jego świata, motywów działania, itd.)

      Nie mam zamiaru dać odpowiedzi na pytanie jak kochać nieprzyjaciół, próbuję tylko zarysować problem i jego aspekty, o których czasem zapominamy. A ostatnią rzeczą, o której zapomnieć nie możemy, jest to, że prawdopodobnie miłość nieprzyjaciół jest dla "świata" niemożliwa, że jest to coś, co przyniósł Jezus jako radykalną nowość, a to oznacza, że On sam chce nam dać łaskę do takiej miłości, łaskę - o którą potrzebujemy prosić każdego dnia i z niej każdego dnia korzystać. Nie jesteśmy sami - Chrystus nie tylko dał nam przykład takiej miłości, ale On sam, ponieważ mieszka w nas, czyni nas zdolnymi do takiej miłości mocą Ducha Świętego!


Poniedziałek, 18 czerwca

      Jezus swoimi dzisiejszymi słowami dotyka bardzo ważnego tematu, który chyba jeszcze nie doczekał się zadowalającego rozwiązania, mianowicie, problem zła na świecie (Mt 5, 38-42). Co ciekawe, Jezus również nie próbuje go rozwiązać, nie wskazuje źródeł (które wtedy były bezdyskusyjne - grzech) ani tego, jak można zło wyplenić ze świata (bo to pokaże potem - krzyż), ani nawet nie daje odpowiedzi, dlaczego ludzie niewinni cierpią, itd. Co ciekawe w tym wszystkim, nie obiecuje również, że zło zniknie ze świata, że ludzie przestaną tutaj cierpieć, raczej pokazuje, jak się zachować, kiedy zło nas spotka. To pierwsza ważna rzecz dla nas - chrześcijanin to człowiek, który nie szuka ucieczki od wszelkiego zła (minimalizuje je, na ile się da, ale nie ucieka od niego panicznie), nie próbuje stworzyć sobie świata bez bólu i cierpienia (bo to jest niemożliwe), nie ucieka od wszelkiej odpowiedzialności, byle tylko "nic nie bolało", itd... Chrześcijanin to człowiek, który odważnie i z mocą stawia czoła rzeczywistości i bierze odpowiedzialność za swoje życie i za życie innych ludzi. Odważnie wchodzi w świat i kocha - a miłość ma taką właściwość, że wymaga i czasem sprawia ból (by dać tylko prosty przykład: matka, która zabrania czegoś swojemu dziecku, może sprawiać mu tym ból, ale robi słusznie gdyż robi to dla jego dobra i bezpieczeństwa - jest to miłość, która wymaga i daje bezpieczeństwo - ale też boli).

      Kolejna rzecz - można powiedzieć esencja tekstu - to podejście do zła, które nas spotyka. Zło ma taką właściwość (podobnie zresztą jak dobro), że kiedy się je popełnia to się "rozmnaża", powiela się i atakuje wtedy ze zdwojoną siłą - można by to nazwać krótko - zemsta. Człowiek, którego spotkało zło, bardzo często szuka "sprawiedliwości", wyrównania krzywd, zadośćuczynienia (najczęściej z jakąś nawiązką, nadwyżką). Ileż to dzisiaj mamy procesów sądowy za błahostki, za wypowiedziane słowa, za drobne pieniądze... Ale to bynajmniej nie rozwiązuje sprawy, bowiem doświadczenie pokazuje, że to produkuje jeszcze więcej bólu i więcej zła aniżeli rzeczywistej "sprawiedliwości". Bo czyż za czyjąś śmierć jest adekwatnym nawet dożywotnie więzienie lub nie wiadomo ilu-milionowe odszkodowanie? Nigdy tych dwóch rzeczywistości nie da się porównać. I nie chodzi mi o to, ani Jezusowi nie chodziło o to, by dać na wszystko rozwiązanie, na każdy przypadek, lub też by zlikwidować więzienia czy sądy. Bynajmniej. Jezus jednak daje chrześcijanom drogę postępowania, która sprawi, że zło przestanie się plenić, rozprzestrzeniać, że zatrzymamy jego moc. On to zrobił w sposób doskonały - na krzyżu, kiedy nie przeklinał, nie wysyłał 12 zastępów aniołów, by pomściły Jego los - On powiedział: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią". Ojcze, przebacz... To nie jest łatwe, ale czy w ogóle próbujemy tak? Czyżbyśmy zapominali, że nie jesteśmy sami, że Duch Święty w nas mieszka? Naprawdę w naszej ludzkiej kondycji zranionej przez grzech - łatwo nam przychodzi i wręcz spontanicznie walczyć przeciwko złu -złem. Natomiast bardzo ciężko jest za zło odpłacić dobrem, uśmiechem, życzliwością, bo przecież stracimy naszą godność, szacunek dla siebie, bo przecież musimy pokazać, kto tu rządzi, przecież nie mogę pozwolić sobą pomiatać... Tylko, że żadna to godności i szacunek, jeśli muszą się one potwierdzić przez poniżenie drugiemu i pokazanie mu "kto tu rządzi"... Jeśli więc jesteś chrześcijaninem to wiedz, że Twoja godność jest niezaprzeczalna i żadne poniżenie ze strony ludzi nie jest w stanie Ci jej odebrać - bo nadał Ci ją Bóg - Ojciec. Bądź więc odważny i mocny w walce ze złem - za pomocą dobra. Bądź doskonały, jak Ojciec twój niebieski jest doskonały!


Niedziela, 17 czerwca     XI zwykła

      Zapraszam do przeczytania komentarza liturgiczno-duchowego mojego autorstwa na dzisiejszą niedzielę, który znajduje się na stronie www.liturgia.org.pl


                                        archiwum