przemyślenia...


Sobota, 12 maja

      Krótki tekst ewangelii, jaki dzisiaj daje nam Kościół zawiera w sobie sporo treści (J 15, 18-21). Można powiedzieć, że jest to jedna z zapowiedzi trudności, kłopotów i prześladowań, jakie spotkają uczniów Chrystusa na tym świecie. Źródło tego wszystkiego - tak naprawdę będzie w Bogu, tzn. uczniowie Chrystusa będą prześladowani przez ludzi: po pierwsze - dla imienia Jezus, po drugie, bo nie poznali Ojca, czyli Tego, który Jezusa posłał na świat. Więc jednym z ważnych rysów naszej duchowości codziennej jest zobaczyć jaki obraz Boga w sobie noszę, czy ten obraz pozwala mi widzieć Jezusa takim, jakim jest naprawdę (można w Niego wierzyć mając fałszywe wyobrażenie, ale wtedy tak naprawdę nie wierzy się do końca w Niego, tylko w to wyobrażenie).

      Drugą rzeczą ważną, wydaje mi się, jest zobaczyć dlaczego uczniowie będą prześladowani. Bynajmniej nie dlatego, że będą siedzieć cicho, modlić się w swoim domu, nikomu nic nie mówiąc, żyjąc jakby nigdy nic. Będą prześladowani dla imienia Jezus właśnie dlatego, że to imię będą głosić, że Duch, który w nich mieszka nie pozwoli im milczeć na temat tego, co widzieli, słyszeli, czego dotykali i doświadczyli. Ponieważ będą głosić to Imię, które jest Światłością i Zbawieniem - lecz "świat" bardziej umiłował ciemność - dlatego będą prześladowani i będą im rzucane kłody pod nogi. My tak często byśmy chcieli, by wszystko było cudownie i pięknie, by Kościół mógł się rozwijać i "prosperować", by mógł wypełniać swoją misję w pokoju, dostając od wszystkich ludzi tylko życzliwość, by nikt nie wyśmiewał, nie atakował, nie obrażał tak zwanych "uczuć religijnych"... czy to jest możliwe? Czy jesteśmy jeszcze w chrześcijaństwie? Czyż Jezus nie zapowiadał wręcz czegoś przeciwnego i czy właśnie dlatego Dobra Nowina jest Prawdą, bo napotyka na opór i sprzeciw tych, którzy żyją w ciemności i kłamstwie? Czy umiemy popatrzeć na wszelkie ataki, tak na Kościół w ogólności jak i osobiście na nas (z powodu wyznawanej wiary), jako nie tylko na zwykłe "chamstwo" i brak życzliwości ludzkiej, ale głębiej - jako swego rodzaju walkę duchową? Kościół o tyle jest Chrystusowy, o ile głosi Prawdę - a Prawdzie zawsze będą się sprzeciwiać...


Piątek, 11 maja

      Słowo, które Jezus dzisiaj do nas kieruje jest zamknięte w klamrze jednego zdania: "To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali..." (J 15, 12-17). W środku znajduje się, można powiedzieć, definicja przyjaźni z Jezusem. Przyjacielem Jezusa jest ten, kto, z jednej strony czyni to, co Jezus przykazuje (posłuszeństwo), z drugiej strony to ktoś, kto wie, co czyni Jezus. Ta wiedza zakłada otwarcie na Słowo, otwarcie na miłość.  Jestem przyjacielem Jezusa, kiedy otwieram się i przyjmuję Jego słowo (w którym Jezus oznajmia nam Ojca) i w tym samym czasie jestem posłuszny temu słowu. A posłuszeństwo realizuje się poprzez czyny pełne miłości - bo wybrał nas po to, abyśmy "szli i owoc przynosili". Przyjaciołom Jezusa Ojciec daje wszystko, o cokolwiek by Go poprosili w imię Jezusa. Ojciec da nam wszystko, o cokolwiek poprosimy w imię Jezusa, kiedy w tym, co On nam da oddamy Jemu chwałę i przyniesiemy owoc obfity. Całe to słowo o przyjaźni jest zamknięte, jak wspomniałem, w "klamrze miłości", która ma przede wszystkim na celu pokazanie i uświadomienie nam, po raz kolejny, że Bóg i Jego miłość jest pierwsza, że to jest punkt wyjścia i dojścia naszego życia i wszystkiego co czynimy, że ostatecznie w tym kluczu rozgrywa się nasze życie - przyjąć całkowicie miłość Ojca, który całkowicie się nam wydaje w Jezusie Chrystusie, otwierać się coraz bardziej na Ducha Świętego, który jest miłością Ojca i Syna, ale po to, by wypełniony tą miłością, mógł człowiek sam siebie wydać innym (naśladowanie Jezusa)... "To jest moje przykazanie..."


Czwartek, 10 maja

      "Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej!" (J 15, 9-11). Miłość to dar z siebie, to ofiarowanie siebie samego drugiemu, trwanie w jedności - tak właśnie żył Jezus na ziemi - otrzymał od Ojca wszystko, Ojciec cały Mu się dał, Jezus żył w nieustannej miłości Ojca. Wytrwać w miłości Jezusa, to z jednej strony przyjąć dar, który Jezus chce nam ofiarować - a On pragnie nam dać największy dar - siebie samego, z drugiej zaś strony, stać się tym samym dla naszych bliźnich.

      "Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości." Zachować przykazania oznacza być posłusznym Ojcu. Trwać w miłości Ojca i trwać w miłości Jezusa to także mieć zawsze jedno przed oczami - Bóg jest zawsze pierwszy, On pierwszy nam się daje, jest w tym całkowicie wolny, oraz widzieć we wszystkim dar Boga, więcej nawet - Bóg sam staje się dla nas darem. Takie patrzenie na rzeczywistość sprawi, że bycie posłusznym (przykazania) będą dla nas czymś "naturalnym", można powiedzieć "łatwym", bo będą widziane w prawidłowej perspektywie - daru. W raju pierwsi ludzie zgrzeszyli tym, że widzieli tylko prawo (przykazanie) ale odrzucili dar, odrzucili miłość. W swojej wolności i autonomii, którą posiadali (i którą my posiadamy), odrzucili Boga i Jego dar a poszli za własną pychą. Bóg dał człowiekowi wszystko, wszystko jako dar, ale dar, aby mógł być darem potrzebuje limitu - tym limitem było przykazanie, by nie jeść z drzewa poznania dobra i zła. Kiedy bowiem nie ma limitu, człowiek nie przyjmuje daru jako daru, tylko działa w sposób "rób, co chcesz", tzn. zamiast szanować i dar i jego Dawce, chce nad tym panować ("będziecie jako bogowie"). Potrzebujemy więc przyjąć w całości dar Boży, wszystko, co Bóg nam zsyła i jednocześnie być Mu posłuszni - uznać ten dar i jego Dawcę.


Środa, 9 maja

      Ojciec jest tym, który uprawia latorośl i oczyszcza każdą, która przynosi owoc, by jeszcze większy owoc przynosiła (J 15, 1-8). A oczyszcza latorośl słowo wypowiedziane przez Jezusa. Bardzo mocno skojarzyło mi się to z Eucharystią, gdzie przecież słuchamy słowa, które nas oczyszcza i karmimy się Jezusem, jednoczymy się z Nim, bo bez Niego nic uczynić nie możemy. Pytanie jest, na ile świadomie przeżywamy Eucharystię, na ile pozwalamy Ojcu oczyszczać nas poprzez usłyszane słowo i poprzez zjednoczenie z Jezusem. Ale nie tylko to - czy jesteśmy świadomi, że codzienna, choćby krótka lektura Pisma Św. oczyszcza nas? Czyni nas bardziej dyspozycyjnymi na Ojca, otwartymi na Jego miłość i Jego obecność? Jak traktuje Słowo Boże? Czy jesteśmy świadomi jaką ono ma moc względem nas, moc oczyszczenia, moc jednoczenia z Bogiem? Warto nad tym pomyśleć i wcielić to w życie...

      Trwanie w Słowie, którym jest Jezus sprawia, że nasza prośba jest zawsze wysłuchana, tak jak Ojciec wysłuchał wszystkich próśb swojego Syna, Jezusa, nawet wysłuchał tej prośby z Ogrójca. I myślę, że w tym właśnie kluczu mamy patrzeć na modlitwę prośby - Ojciec dozna chwały, kiedy, zjednoczeni z Jezusem, będziemy prosić o cokolwiek. Ale wydaje się, że Jezus tu pokazuje trzy momenty modlitwy prośby: proszenie ma spowodować oddanie chwały Ojcu (czyli nie prosimy, myśląc egoistycznie, by coś dostać i jak nie dostaniemy, to się obrażamy na Boga), poprzez tą prośbę przyniesiemy owoc obfity (a więc owa prośba, może być jakakolwiek, również o rzeczy materialne, zdrowie, itd., lecz Bóg dba o to, by była ona dla nas również owocem duchowym, zgodnie z celem naszego życia - zbawieniem) i trzeci moment - przez to wszystko staniemy się uczniami Jezusa - bo On dokładnie w ten sam sposób postępował. Obyśmy pozwoli Ojcu oczyszczać nas oraz byśmy nie bali się prosić, by oddać chwałę Ojcu, przynieść owoc obfity i przez to stać się uczniami - naśladowcami Jezusa!


Wtorek, 8 maja   Uroczystość św. Stanisława, bpa i męczennika, patrona Polski

      Komentarz liturgiczno - duchowy na dzisiejszą uroczystość, mojego autorstwa, można znaleźć na stronie www.liturgia.org.pl. Serdecznie zapraszam do lektury!


Poniedziałek, 7 maja

      Mieć wiarę potrzebną do uzdrowienia, to chyba "marzenie" każdego wierzącego (Dz 14, 5-18). I może często zastanawiamy się, dlaczego jej nie mamy. Mieć wiarę, która by nas przemieniła, zbliżyła do Jezusa i Jego postępowania, wiarę, która pomogłaby nam uzdrowić nasze chore często myślenie, uczucia nieuporządkowane, postępowanie bez miłosierdzia... włącznie z uzdrowieniem naszego ciała. Paweł znalazł taką wiarę u poganina. Myślę, że o taką wiarę potrzebujemy prosić - Panie, przymnóż nam wiary! Potrzebujemy również mocno zbliżyć się do Jezusa... ten chory człowiek otrzymał łaskę takie wiary podczas słuchania Słowa Bożego, głoszonego przez Pawła. Ważna to wskazówka dla nas - być blisko Jezusa, słuchać Jego Słów poprzez czytanie Pisma Świętego, słuchanie Słowa Bożego we wspólnocie Kościoła, podczas Eucharystii, no i ważna rzecz - karmienie się Jezusem. To jest jedno z najważniejszych źródeł mocy naszej wiary, można powiedzieć, że Chrystus eucharystyczny jest nie tylko pokarmem dla naszego ducha, jest też pokarmem dla naszej wiary! Dodałbym również jeszcze jedną rzecz, którą uważam za bardzo ważną, trochę zapomnianą dzisiaj, tak na codzień - mianowicie wdzięczność. Paweł na końcu tego urywka wymienia mieszkańcom Likaonii "miejsca", gdzie działa Bóg, chociaż wydaje się ukryty. Takie podejście jednak wymaga wdzięczności we wszystkim, co nas spotyka w życiu, wszystko bowiem otrzymujemy z Jego ręki, nawet, gdy na coś zapracowaliśmy własnymi rękoma. Bóg jest zawsze pierwszy i jest źródłem wszystkiego, gdy chrześcijanie o tym zapominają i nie składają Bogu dziękczynienia, nie uwielbiają Go, ich wiara maleje, wręcz staje się pretensjonalna, wydaje im się, że wszystko im się należy... Panie, dla wzrostu wielkiego mojej wiary, przyjdź do mnie z łaską wdzięczności w każdym momencie mojego życia!


Niedziela, 6 maja   V Wielkanocna

      Komentarz liturgiczno - duchowy na dzisiejszą niedzielę, mojego autorstwa, można znaleźć na stronie www.liturgia.org.pl. Serdecznie zapraszam do lektury!


                                        archiwum