przemyślenia...
|
|
Sobota, 17 marca
Stają
przed nami dwie osoby i dwie, jakże różne "duchowości" - faryzeusz i
celnik (Łk 18, 9-14). W czym może nam pomóc rozmyślanie nad tymi dwoma
różnymi postawami wobec Boga, siebie samego i świata? Najpierw
faryzeusz. Przychodzi do Boga i się modli, i co ciekawe, to co mówi bez
wątpienia jest prawdą. Nie jest człowiekiem kłamliwym i to, co przed
Bogiem wypowiada w jego życiu jest prawdą, jest wypełnione. W czymże
więc jest problem, że Jezus nie uważa go za usprawiedliwionego? Nie jest
to ani to, co mówi, ani sposób w jaki mówi, ale nastawienie jego serca,
jego motywacje. Jego sposób mówienia wskazuje na to, co ma w sercu i
niestety, lecz trudno tu znaleźć osobową relację z Bogiem. Przyszedł do
Boga się pochwalić (co samo z siebie nie jest złe) wypełnianiem Prawa
(czyli nie przyszedł z Bogiem porozmawiać o swoim życiu). Faryzeusz to
klasyczny przykład takiego patrzenia na Prawo, o jakim pisałem we
wcześniejszych rozważaniach a o jakim wspomina św. Jakub w swoim liście
- traktować prawo jak lustro, by się w nim przeglądać. Jak czytamy
dzisiaj, faryzeusz wymienia, że tego nie zrobił, tego nie zrobił oraz że
robi to wszystko, co prawo nakazuje i robi to skrupulatnie. Przejrzał
się w lustrze Prawa i zobaczył, że we wszystkim jest w porządku wobec
Boga, że nie ma sobie nic do zarzucenia, więc... odchodzi od owego
lustra i zapomina o wszystkim (jak to ujął św. Jakub w 1, 23-25).
Faryzeusz zatrzymał się na owym lustrze i nie przekroczył go, tzn. nie
spojrzał na Tego, który dał Prawo, i który bardziej pragnie
"miłosierdzia niż ofiary" (por. Oz 6, 6). Podsumowując można powiedzieć
to, co zaznaczył na początku tej ewangelii jej autor, że faryzeusze byli
tymi, którzy "ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili...".
Takie pojmowanie Prawa jak faryzeusza prowadziło do
samo-usprawiedliwienia, koncentracji tylko na sobie i swojej własnej
pobożności (tak naprawdę często bez odniesienia do bliźnich i bez
odniesienia nawet do Boga - pobożność dla pobożności). Taka postawa
grozi nam niestety często, kiedy osądzamy innych tylko po zewnętrznych
pozorach, kiedy nie potrafimy np. w bliźnim dostrzec absolutnie niczego
dobrego, lub też odwrotnie, nie potrafimy być krytyczni i widzimy tylko
człowieka w samych superlatywach (czyli brak zdrowego, krytycznego osądu
rzeczywistości), kiedy nie potrafimy dostrzec swoich błędów i grzechów i
naszą duchowość traktujemy jako miejsce, gdzie trzeba zdobywać "zasługi"
by dostać się do nieba, by stanąć kiedyś przed Bogiem i Mu powiedzieć,
że nie ma wyjścia - musi nas przyjąć, bo przecież tyle a tyle dobra
uczyniliśmy...
Celnik
- postawa zupełnie inna, żeby nie powiedzieć, odwrotna. Nie śmie oczu
wznieść ku Bogu, tzn. wie, że jest grzeszny, wie, że gdyby stanął wobec
Prawa i "przejrzał się" w nim jak w owym lustrze, to nie jest godny by
stać nawet w świątyni... i nie robi tego. Jedyne co robi, to przekracza
to lustro, przekracza Prawo zwracając się bezpośrednio do samego Boga,
mówiąc Mu: "miej litość dla mnie, grzesznika". Wchodzi w relację z
Bogiem, pozwala by to Bóg go osądził, ale sądem miłosiernym... nie liczy
na samo-usprawiedliwienie, bo jest świadomy swojej grzeszności... taki
człowiek nie będzie gardził nikim, a szczególnie człowiekiem słabym i
grzesznym, bo sam widzi, jaki jest w swoim życiu, nie będzie się
wywyższał, bo wie, jak sam nisko jest ze swoją słabością... nie będzie
szukał nigdzie usprawiedliwienia, bo wie, że to Bóg jest tym, który
usprawiedliwia i przebacza... potrafi przekroczyć Prawo, by zobaczyć
jego Dawce, Boga samego i wejść w intymną relację z Nim. Ta modlitwa,
którą wznosi jest podstawową częścią modlitwy Jezusowej, modlitwy, która
uczy pokory i stawania w prawdzie przed Bogiem, modlitwy, która
upodabnia do Jezusa, która z Nim jednoczy...
|
|
Piątek, 16 marca
O czym
nam mówi owo pierwsze przykazanie, o które pytają dzisiaj Jezusa? (Mk 12,
28b-34). Wydaje mi się, że jedną, podstawową rzecz, mianowicie, na co
lub na kogo jest moje życie nakierowane, co jest fundamentem i celem
ostatecznym mojego życia, jaki jest mój podstawowy i jedyny kierunek,
początek o koniec, jedyny punkt odniesienia, wartość, która jest
absolutnie pierwsza zawsze... można by tak wymieniać długo. Pierwsze
przykazanie wbrew pozorom, w moim odczuciu, nie mówi o tym co ja mam do
zrobienia jako pierwsze, jaki obowiązek mam do spełnienia, tylko
określenie orientacji w życiu - kogo lub co stawiam na pierwszym
miejscu. I kiedy to już sobie nazwę po imieniu, kiedy w szczerości i
prawdzie określę ten fundament mojego życia, dopiero wtedy mogę zacząć
iść drogą nawrócenia, czyli dostosowywać moje życie do tej największej
wartości, odwracać się o tyle, o ile potrzeba w kierunku mojego punktu
odniesienia (czasem trzeba odwrócić się aż o 180 stopni, a czasem o
mniej). Jeżeli byśmy uznali, że kochać Boga i to Boga jedynego, jak
rozpoczyna przykazanie, jest określenie kierunku w życiu, fundamentu,
zorientowanie życia na określoną wartość, to następujące dalej
określenia (całym sercem, całą duszą, całym umysłem i całym duszą)
pomogą nam zobaczyć z jaką intensywnością Bóg jest dla nas największą i
podstawową wartością. Czy rzeczywiście wszystko Mu podporządkowujemy,
czy jest naprawdę "jedyny", czy może jednym z wielu. Tak naprawdę, im
słabsza będzie nasza więź z Nim, tym łatwiej będzie nas w jakimś
momencie skierować na jakąś inną wartość, tym łatwiej będziemy mogli
zboczyć z drogi, z tego kierunku ku Bogu jako jedynemu Panu i jedynemu
punktowi odniesienia. Więc ta dzisiejsza ewangelia przemedytowana może
nam pomóc określi, rozeznać, kto jest (lub co) najważniejszym w naszym
życiu, w jakim kierunku idziemy i z jaką intensywnością.
Drugie
przykazanie odnosi nas do bliźniego i stawia sprawę dość jasno. Tak, jak
ja traktuję siebie, tak mam traktować drugiego człowieka. I chyba nie ma
się co łudzić, jeśli trudno mi pokochać siebie samego, przyjąć siebie,
okazać sobie miłosierdzie i zrozumienie (na przekór wszelkiemu
perfekcjonizmowi), kiedy trudno mi wymagać od siebie ale z miłością i
cierpliwością dla własnych słabości, to tym samym trudno mi będzie to
samo uczynić wobec bliźniego. Ale jest też inny aspekt tych dwóch
przykazań, otóż są one ze sobą tak mocno związane, że kiedy nie mam
właściwego odniesienia do celu ostatecznego, kiedy Boga nie stawiam na
pierwszym miejscu w życiu, kiedy więź z Nim jest "od święta" i to tylko
polegająca na spełnieniu określonych tradycji czy obowiązków (pójście na
mszę lub na procesję), bez żadnej relacji osobistej, intymnej wręcz z
Bogiem Ojcem, Jezusem, Duchem Świętym, to wtedy i relacja z drugim
człowiekiem pozostanie zakłócona, zniekształcona a czasem wręcz
postawiona do góry nogami. Bo pewnie wszyscy to dobrze wiemy, że jeśli
Bóg jest na pierwszym miejscu to wszystko jest na właściwym miejscu...
|
|
Czwartek, 15 marca
(Łk
11, 14-23) Najpierw niemy. To ktoś, kto nie może siebie wyrazić,
zablokowany w sobie, ale nie tylko to - nie potrafi także uwielbić Boga
swoim językiem, mową. Myślę, że w tym kontekście warto spojrzeć na
wszystkie nasze zablokowania, wszystkie te momenty, w których nie możemy
siebie wyrazić z powodu zamknięcia, niemocy, też te momenty, w których
nie możemy uwielbić Boga naszym życiem. Ale to także nie móc wyrazić
siebie poprzez swoje ciało (które służy do wyrażania miłości) lub też
wyraża się miłość lecz na sposób karykaturalny (będąc jedynie
skoncentrowanym na sobie i dbając jedynie o własną przyjemność), poprzez
swoje myśli i słowa (myśleć dobrze o bliźnim, nie krytykować w myślach,
nie potępiać, zazdrościć, itd...). Jak widzimy ów niemowa może mieć dla
nas szerokie znaczenie i myślę, że w takim kontekście powinniśmy też na
niego spojrzeć, prosząc dzisiaj Pana, by nas uwolnił od tego
wszystkiego, co nie pozwala nam wyrazić siebie, wyrazić miłości
bliźniemu i oddać chwały Bogu całym naszym życiem.
Jezus
czyni tu ewidentny znak, ale co ciekawe, ludzie jakby tego nie
zauważyli. Podejrzewają Go, że jest Belzebubem i oczekiwali od Niego...
znaku z nieba. Na pierwszy rzut oka wydaje się to skandaliczne - mając
przed oczami ewidentny znak, żądają innego znaku. Tylko że jak uwierzą w
inny znak, skoro w ten nie uwierzyli? Wpadliby w pułapkę zaplątania i
poszukiwania znaków, tymczasem to, co najważniejsze umyka ich uwadze, a
o czym Jezus wspomina - istotnie przyszło już do was królestwo Boże.
Niewątpliwie Bóg na przestrzeni historii ukrywał się coraz bardziej,
można powiedzieć "wycofywał" - ale poprzez swoją widzialną i cudowną
obecność, na rzecz "zrobienia miejsca" w świecie, na rzeczy działania
poprzez zwyczajne znaki. Jeśli Izrael wychodzi z Egiptu pośród cudów, z
Bogiem, który jest pod postacią słupa ognia lub słupa obłoku, to do
ziemi obiecanej wchodzi już z ludem nie tak, lecz "ukrywając się"
niejako w arce przymierza. A w ostatecznych czasach ukazał się pod
postacią najnormalniejszego, prawdziwego Człowieka, co dla Żydów było
skandalem niebywałym... nie mieściło im się to na tyle w głowie, że byli
w stanie nie tylko zaprzeczyć temu i odrzucić Jezusa, ale włącznie z
tym, co słyszymy dzisiaj - uznać Go za kogoś, kto jest w mocy złego
ducha... Na ile my szukamy "znaków z nieba" i na ile potrafimy przyjąć
"skandal" Boga Człowieka, skandal krzyża i pozornej "słabości" Boga
(która objawia się chociaż w miłosierdziu wobec tych, których cały świat
odrzuca)...
|
|
Środa, 14 marca
Choć
Kościół daje nam dzisiaj krótki tekst, to jednak bardzo ciekawy. Mówi o
wypełnianiu Prawa (Mt 5, 17-19). Co ciekawe, za zniesienie jakiegoś
przykazania i nauczania tak - nie traci się królestwa niebieskiego,
staje się tylko kimś mało znaczącym w nim. Przeciwieństwem do tego jest
posiadanie sprawiedliwości faryzeuszów, o czym dzisiejszy tekst nie
wspomina (jest dalszą jego częścią). Bo jeśli nasza sprawiedliwość nie
będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów - nie wejdziemy do
królestwa niebieskiego. A przecież uczeni w Piśmie i faryzeusze to ci,
którzy w opinii własnej i innych ludzi byli tymi, którzy jak najwierniej
wypełniali literę Prawa... Więc... znieść jedno przykazanie - nie traci
się królestwa, ale wypełniać je tylko literalnie (sprawiedliwość
faryzeuszów) - powoduje utratę królestwa. Myślę, że pierwsze czytanie
(Pwt 4, 1. 5-9) może nam pomóc choć trochę w zrozumieniu tego "fenomenu"
duchowego. Tekst ten wskazuje na Boga, który jest blisko swojego ludu, w
przeciwieństwie do innych bogów. Istotą życia duchowego jest być blisko
Boga, mieć z nim relację osobistą, intymną wręcz, to Ktoś, kto ma wpływ
na moje życie, ja sam wpuszczam Go do mojego życia - do wszystkiego, co
się w nim dzieje, niczego nie zostawiając sobie. Faryzeusze jednak,
poprzestawali tylko na zewnętrznym wypełnianiu Prawa, ani bez wnikania w
jego sens, ani tym bardziej w widzeniu w tymże Prawie Tego, który to
Prawo dał - Boga samego, by nawiązać z Nim relacje. Im chodziło tylko o
wypełnienie dokładne Prawa, można powiedzieć: od kreski do kreski, i
reszta ich nie interesowała. W konsekwencji tak naprawdę nie
interesowała ich relacja z Bogiem, tylko "bycie w porządku" wobec Prawa,
też wobec Boga, ale bez żadnej zmiany w swoim życiu. Druga ważna rzecz,
o której mówi pierwsze czytanie, to słowa: "Tylko się strzeż bardzo i
pilnuj swej duszy, byś nie zapomniał o tych rzeczach, które widziały twe
oczy: by z twego serca nie uszły po wszystkie dni twego życia, ale ucz
ich swych synów i wnuków". Ważna więc jest pamięć w życiu duchowym, o
czym wspominałem niedawno... wypełnianie Prawa, nakazów, przykazań,
także tych, które my wypełniamy musi mieć na pierwszym miejscu to
właśnie: co Bóg uczynił dla mnie? Kim On dla mnie jest? Bo zanim jest
Prawo to najpierw jest Bóg, który działa, który uwalnia z niewoli, czyni
wielkie rzeczy dla swoich wybranych... Kiedy Prawo (jakiekolwiek)
oddzielimy od tego zbawczego działania Boga, to może się ono stać
bezdusznym i zimnym wypełnianiem przepisów i szukaniem samo-zbawienia.
Świadomość wielkich dzieł Boga i dziękczynienie pomogą nam we właściwym
rozumieniu i wypełnianiu Prawa jako Bożego daru, który ma nam pomóc
strzec naszego życia i naszej wolności (czym w istocie jest Prawo). Bóg,
który uwalnia nas z niewoli (egipskiej - niewoli grzechu), który na
pustyni daje życie (także na pustyni naszego życia), nie chce, byśmy
wpadli na powrót w niewolę, byśmy stracili życie - daje więc Prawo,
które ma pomóc w zachowaniu i życia i wolności. Ale w Prawie pierwszy
zawsze jest Bóg i Jego troska o nas, nasze życie i naszą wolność...
Obyśmy chcieli korzystać z tego w całej pełni i nie zatrzymywać się na
faryzejskim rozumieniu Prawa...
|
|
Wtorek, 13 marca
Ewangelia pokazuje dzisiaj dużą dysproporcję między nami a Bogiem (Mt
18, 21-35). Dziesięć tysięcy talentów a sto denarów - to olbrzymia
przepaść. Nie wystarczy nam życia do tego, by kontemplować to
niezgłębione miłosierdzie Boga, który nie pamięta nam naszych win, który
przebacza nam nie siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem, który nie ma
upodobania w śmierci grzesznika, ale chce, by ten się nawrócił i żył,
chce, by on się nawrócił, bo Bóg niczego tak nie pragnie jak okazywać
miłosierdzie. Ważna jest więc tutaj postawa tak w pierwszym czytaniu (Dn
3, 25. 34-43), jak i postawa tego sługi, który ostatecznie i tak okazał
się niegodziwy. Chodzi o postawę uniżenia przed Bogiem i wyznania swoich
win połączona z prośbą o przebaczenie. Potrzebujemy - wobec tajemnicy
miłosierdzia Bożego - stanąć w prawdzie przed Bogiem i przed samymi
sobą. Miłosierdzie ma sens wtedy, kiedy towarzyszy mu refleksja nad tym,
kim jesteśmy, jak daleko sięga nasz grzech i jednocześnie widzieć, że
jeszcze dalej niż nasz grzech sięga Jego miłosierdzie i łaska. Bez tego
grozi nam zuchwałość, pycha i przeświadczenie, że w sumie można
grzeszyć, bo Bóg i tak nam to przebaczy... Z miłosierdziem, na które
oczekujemy musi wiązać się pokora i uznanie siebie jako grzesznika,
stanięcie w prawdzie i uznanie także wielkości Boga i Jego miłosierdzia.
Taką modlitwę pełną pokory i uniżenia przed Bogiem znajdujemy w
pierwszym czytaniu. Sami z siebie nie jesteśmy w stanie zasypać tej
wielkiej różnicy między nami a Bogiem, różnicy wyrażonej w symbolicznych
pieniądzach w ewangelii. Ta różnica jest zasypywana przez krzyż
Jezusa. Więc tak naprawdę, patrząc na krzyż, pierwsza nauka jaka z niego
płynie nie jest: "muszę cierpieć jak Jezus", albo "życie człowieka to
nieustanny krzyż" - bo to nie jest wcale dobra nowina. Dobra nowina jaka
płynie z krzyża i co pierwsze powinniśmy mieć na uwadze to: "Bóg mi
przebaczył, jestem wolny od mojej winy - mam iść i czynić podobnie". Nie
siedem, ale siedemdziesiąt siedem razy... I nie tylko swoim bliźnim...
sobie także, bo i sobie tak często wyrządzamy wiele krzywdy... brak
miłosierdzia jest dzisiaj bardzo surowo oceniony przez Jezusa -
konsekwencją braku przebaczenia jest... brak przebaczenia...
...Teraz zaś postępujemy za Tobą z całego serca, odczuwamy lęk przed
Tobą i szukamy Twego oblicza. Nie zawstydzaj nas, lecz postępuj z nami
według swej łagodności i według wielkiego swego miłosierdzia. Wybaw nas
przez swe cuda i uczyń swe imię sławne, Panie...
|
|
Poniedziałek, 12 marca
Uderzające jest podobieństwo proroka Elizeusza do Jezusa: obaj uznają
się za proroków i obaj są niedoceniani, niezauważani wręcz w swojej
ojczyźnie. Bóg nie ma względu na osobę i kiedy uzdrawia, to przede
wszystkich chce On objawić swoją chwałę, moc i wielkość. Objawienie zaś
chwały Bożej ma jedno na celu - wzbudzenie wiary, co mamy potwierdzone w
pierwszym czytaniu (2 Krl 5, 1-15a): "na całej ziemi nie ma Boga poza
Izraelem". Myślę, że to jest wskazówka też dla nas, by wdzięczność za
Boże dary i łaski, które otrzymujemy (do zauważenia których potrzebujemy
mieć oczy i uszy szeroko otwarte) prowadziła nas do wiary coraz
głębszej, tak, by to wyznanie poganina stało się i naszym wyznaniem.
Jezus w ewangelii odwołuje się do tego wydarzenia (Łk 4, 24-30) co jest
bardzo interesujące w świetle Jego późniejszych wypowiedzi, kiedy np.
kobiecie kananejskiej mówi, że przyszedł najpierw ocalić owce, które
poginęły z domu Izraela. Wydaje mi się, że Jezus chce to jedno
powiedzieć, że nie wystarczy powiedzieć: "Abrahama mamy za ojca", nie
wystarczy zaszeregować się do ludu wybranego, który przestrzega Prawa,
by automatycznie stać się Ludem Wybranym i dziedzictwem życia wiecznego.
W naszym wypadku nie wystarczy przyznać się do chrztu i do tego, że się
jest co niedziela w kościele. Potrzeba uznać w Jezusie Chrystusie Pana i
Zbawiciela, Jedynego Boga, który przyszedł na ten świat, aby ocalić nas,
uwolnić z trądu grzechu i zjednoczyć nas, pojednać z Ojcem (ubóstwić).
Bez tej wiary, która jest jednocześnie wiarą osobistą, ale też wiarą
całego Kościoła, możemy zostać na poziomie Żydów, którzy zadowolili się
przestrzeganiem zewnętrznych przepisów, lecz nie byli w stanie rozpoznać
przychodzącego do nich Boga. To, co odróżniało Syryjczyka Naamana od
Żydów było to, że on szukał uwolnienia od swego trądu i kiedy to
uzyskał, wyznał wiarę w jedynego i prawdziwego Boga. To druga wskazówka
dla nas - nasze nawrócenie, nasze przezwyciężenie grzechu zaczyna się,
kiedy szukamy oczyszczenia, kiedy szukamy Boga, który ma moc uwolnić nas
od grzechu i kiedy wyznajemy wiarę w Niego, kiedy uznajemy w Nim
jedynego Pana i Zbawiciela.
|
|
Niedziela, 11 marca III Wielkiego Postu
komentarz liturgiczno - duchowy mojego autorstwa na dzisiejszy dzień
znajduje się na stronie:
http://www.liturgia.org.pl/
|
|
|
|