przemyślenia...


Piątek, 22 grudnia

      Maryja śpiewa dzisiaj hymn uwielbienia Bogu za wielkie rzeczy, które Bóg uczynił (Łk 1, 46-56). Jest to jeden z piękniejszych hymnów w całym Piśmie Świętym. Podobne hymny lub o podobnej tematyce (wychwalanie Pana z dziękczynieniem) znajdziemy choćby w 1 Sm, czy w księdze Wyjścia - radosny hymn po wyjściu z Egiptu i przejściu Morza Czerwonego. Warto byśmy się zastanowili czy taka modlitwa ma miejsce w naszym życiu, czy potrafimy Boga uwielbiać i dziękować Mu, czy też może bardziej koncentrujemy się na prośbach. Uwielbienie jest najbardziej bezinteresowną modlitwą i warto a może nawet i trzeba nią się modlić każdego dnia. Nie jest to modlitwa przeznaczona tylko na wspaniałe chwile naszego życia, Boga należy uwielbiać zawsze! Czytając i modląc się po raz kolejny Magnificat, zobaczyłem, że my sami możemy stworzyć nasz własny hymn uwielbienia na podobieństwo tego, jakim Boga uwielbiała Maryja. A przecież pieśń Maryi wychwala Boga zanim Ona zobaczy wielkie dzieła swojego Syna, który karmi głodnych, uzdrawia chorych i wskrzesza zmarłych. To może być i dla nas nauka, byśmy dziękowali Bogu i Go uwielbiali natychmiast po tym, kiedy Go o coś prosimy. Możemy w naszym hymnie, który Panu ułożymy, zawrzeć te elementy, które są zawarte w hymnie Maryi. Bo przecież i my mamy w naszych sercach różnych "władców", którzy nami rządzą, choć często tego nie chcemy, Pan zaś chce do naszego serca wprowadzić myśli i uczucia dobre i pokorne; bo przecież i my potrzebujemy, by Pan zaspokoił nasze głody, szczególnie głód miłości i bliskości z Nim i innymi ludźmi, jednocześnie pomniejszyć to, co tak często uważamy za "bogactwa" naszego życia, a tak naprawdę nie są warte tego miana, bo oddalają nas od Pana i Jego dróg oraz od drugiego człowieka. Niech Pan włoży dzisiaj w nasze serca i usta hymn, który najlepiej Go uwielbi, na wzór Jego chwalebnej Matki - Maryi.


Czwartek, 21 grudnia

      Ciekawym byłoby się dowiedzieć, w jaki sposób Maryja pozdrowiła Elżbietę, że ta wydała okrzyk radości, poruszyło się dzieciątko w jej łonie i została napełniona Duchem Świętym. Bo i owszem, z Maryją przyszedł do domu Elżbiety sam Jezus w jej łonie, ale Bóg nigdy nie chce czynić niczego bez współpracy z człowiekiem, więc słowa Maryi bez wątpienia mają wielkie znaczenie. Stąd i nasze słowa mają znaczenie, nasze pozdrowienia, życzliwość, dobroć, ciepło naszych słów, miłosierdzie naszych sądów. To wszystko bowiem może sprawić, że na kogoś przyjdzie wielka radość z owego spotkania lub zstąpi Duch Święty. Jest to z drugiej strony o tyle ważne, że jak mówi św. Paweł, wiara rodzi się ze słuchania, a tym, co się słyszy jest Słowo Boże. Elżbieta wychwala wiarę Maryi, która to wiara przyszła na dźwięk słów Anioła podczas Zwiastowania. Nie wystarczy więc tylko słuchać, czy nawet usłyszeć - potrzeba uwierzyć. Słowo Pana rodzi wiarę. I tak jak Anioł zaniósł najpierw dobrą nowinę do Zachariasza i Elżbiety, potem do Maryi, tak teraz Maryja niesie Słowo Elżbiecie, na którą zstępuje Duch Święty. Ten cudowny łańcuch mocy Bożego Słowa. Myślę, że w tych ostatnich dniach przed świętami narodzenia Bożego Słowa, warto byśmy prosili, by to przychodzące Słowo uczyniło z nas posłańców dobrej nowiny, gdziekolwiek żyjemy i cokolwiek robimy. Dobre Słowo otwiera na Boga, słowo złe, manipulujące, dwuznaczne, cyniczne, zamyka, tak na Boga, jak i na drugiego człowieka. Panie, przemień nasze Słowa - stań się naszym Słowem!


Środa, 20 grudnia

      Widzimy po raz kolejny Maryję, której Anioł zwiastuje Boże Macierzyństwo (Łk 1, 26-38). Dwie rzeczy mnie bardzo urzekły dzisiaj w tej scenie. Pierwsza to wątpliwości Maryi, jej pytanie o sposób wypełnienia tego, o czym mówi Anioł. To nie jest to samo co Zachariasz we wczorajszej scenie, który zwątpił w możliwość wykonania tego. Maryja ufa Bogu i wie, że On swoje dzieło doprowadzi do końca, pyta tylko "jak" tego dokona. Kiedy patrzę na nasze życie, to my jednak nie zawsze jesteśmy podobni do Maryi, chyba częściej do Zachariasza. Naszym pierwszym, wręcz naturalnym "odruchem" nie jest wiara w to, co mówi Pan, tylko wręcz kwestionowanie tego. Spotykamy to w słowach: "to się nie może udać, nie ma co się starać, jestem do niczego, to jest niemożliwe..." Być może dla Maryi to, co mówił jej Anioł też było mało realne, lecz mimo to ufa - ufa nie dlatego, że to nierealne, ale ufa, bo słowa pochodzą od samego Boga, a Bóg jest Kimś godnym zaufania. Mam czasem wrażenie, że naszą narodową "wadą" jest właśnie narzekanie, malkontenctwo i ciągłe kwestionowanie: "to się nigdy nie uda, nie powiedzie się". Jednak myślę, że naród, który wybrał sobie za Królową Maryję, powinien iść bardziej Jej ścieżką zaufania Bogu, nie ścieżką kwestionowania Jego słów i stawiania ich w wątpliwość. To dotyczy naszych spraw osobistych (jak kwestionowanie swojego powołania, obowiązków, tego, co mam zrobić, etc...), jak i sprawa całej społeczności. Prośmy usilnie Maryję, by wstawiała się za nami i byśmy mogli być do Niej - naszej Królowej naprawdę podobni.

      Druga myśl dotyczy momentu Wcielenia Syna Bożego. Próbowałem sobie wyobrazić, jakie pocieszenie duchowe, radość wewnętrzną i pokój musiała mieć Maryja, kiedy powiedziała: "Niech mi się stanie według Twego Słowa" i kiedy w tym samym momencie Jezus spoczął na jej błogosławionym łonie. Radość i pocieszenie duchowe, które przyszło, bo Maryja przez swoje słowa pełni wolę Bożą, jest posłuszna słowu Pana. Pełnić wolę Bożą to też wypełniać przykazania, czasem jednak ma się wrażenie, że my bardziej szukamy furtek, by jakoś przykazanie "ominąć", aniżeli je wypełnić. Jednak nawet nie przeczuwamy, jak wielką radość, pokój, miłość, dobroć wlewa Bóg przez Ducha Świętego tym, którzy wypełniają Jego wolę, którzy słuchają Jego słów i sercem zachowując - wypełniają. Tak jak pokorna Służebnica Pana - Maryja.


Wtorek, 19 grudnia

      W dzisiejszej ewangelii (Łk 1, 5-25) uderza mnie to splatanie się i może nawet w jakiejś mierze przenikanie się wiary i niewiary, zaufania i wątpienia. Zachariasz i jego żona nie mają potomstwa, ich życie w związku z tym nie ma wielkiej wartości nie tylko w oczach innych ludzi, ale być może też i ich własnych. Nie przestają jednak modlić się do Boga, pomimo swojego wieku, w którym przeczuwają, że prawdopodobnie niewiele się już wydarzy. Iluż to z nas ma poczucie, że ich życie nie ma większej wartości... Iluż z nas ma poczucie "bezpłodności" swojego życia... W takie życie wkracza z mocą Bóg poprzez swojego anioła i zapowiada, że ich modlitwa, to wszystko, co czynili, nie zostało stracone, zmarnowane, lecz Bóg sam przychodzi, by przemienić to w owoc ich życia, zamienia ich bezpłodność w dar życia. Życie to błogosławieństwo - Bóg przychodzi do nich ze swoim błogosławieństwem. I tutaj pojawia się owo zmieszanie wiary i niewiary, bo Zachariasz do tego momentu modlił się, pracował, robił, co do niego należy - można powiedzieć - ciągle ufał. Ale kiedy Bóg wkroczył w Jego życie w sposób namacalny, zwątpił... Czy Bóg może uczynić coś tak wspaniałego człowiekowi tak staremu? Czy i my nie jesteśmy do niego podobni, kiedy pytamy z niedowierzaniem: Czy Bóg może uczynić coś takiego takiemu grzesznikowi jak ja, takiemu "nic", osobie bezwartościowej, której może lepiej, by nie było na świecie...? Bóg ostatecznie wypełnia swoje zamiary, ale propozycja Boga, tak zaskakująca sprawia, że Zachariasz zaniemówił. Wiara i niewiara, zaufanie i zwątpienie... to nasza droga, nie tylko Adwentowa, ale i droga całego życia. Myślę, że warto prosić Pana, byśmy w tym najważniejszym czasem momencie życia, kiedy Bóg z mocą wkracza i się objawia (a wierzę, że czyni to wobec każdego człowieka), nie zwątpili i pozwolili Bogu przeprowadzić Jego cudowny plan wobec nas i naszego życia, który chce obdarzyć nasze życie pełną "płodnością".


Poniedziałek, 18 grudnia

      Zawsze urzekała mnie dobroć i sprawiedliwość Józefa. Dzisiaj mamy ją ukazaną w całej pełni, pewnie też dlatego, że to jedno z nielicznych miejsc w Piśmie św., gdzie Józef się w ogóle pojawia (Mt 1, 18-24). Ale moją uwagę zwrócił inny jeszcze szczegół, który uważam za bardzo ważny i mający konsekwencje w naszym życiu. Anioł mówi we śnie do Józefa: "Nie bój się wziąć Maryi.... albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło". Lęk Józefa jest uzasadniony, bardzo ludzki. Dowiaduje się, że jego małżonka jest w stanie błogosławionym, lecz nie on jest ojcem dziecka. Jak dzisiaj byśmy zareagowali, szczególnie panowie? Warto przez chwilę się wczuć w jego położenie. Jest naprawdę trudne, szczególnie, że prawo pozwala mu ją nawet zabić za cudzołóstwo i niewierność. Lecz Anioł we śnie mu mówi, że ta jego "trudność", przyczyna jego niewątpliwego bólu, rozterki i chęci ucieczki - jest z Ducha Świętego. I we mnie pojawiło się pytanie: ile razy uciekałem przed jakimiś trudnościami, problemami życiowymi, rozterkami czy może nawet sytuacjami bez wyjścia, nawet się nie zastanawiając, jakie to wydarzenie może mieć znaczenie dla mnie i ku czemu to może mnie zaprowadzić. Przyjęcie przez Józefa tego trudnego daru Ducha Św. doprowadziło Go do zaszczytu wychowywania Syna Bożego i pośrednio przyczynienia się do zbawienia ludzi. Czy potrafimy w głębszym świetle odczytać nasze życiowe problemy lub porażki i prosić Ducha Św. by przemienił je w zwycięstwa, tak jak spotkało to Józefa...?


Niedziela, 17 grudnia  III Niedziela Adwentu - Gaudete (Radujcie się)

       Dzisiejsza niedziela to niedziela radości. Kościół pragnie przez to przypomnieć, że Adwent jest czasem oczekiwania na przyjście Pana, ale oczekiwania radosnego! O tej radości mówią dwa pierwsze czytania (So 3, 14-18a oraz Flp 4, 4-7). Chrześcijanie mają być ludźmi radości i św. Paweł dobitnie o tym mówi, ba, przypomina to dwa razy w jednym zdaniu. Ale skąd może brać się nasza radość? Myślę, że przynajmniej jedną z odpowiedzi i to bardzo ważną, daje dzisiejsza ewangelia (Łk 3, 10-18). Czytamy o napomnieniach, jakie Jan Chrzciciel daje ludowi. Przychodzą żołnierze, celnicy i inny ludzie, by przyjąć chrzest nawrócenia, można powiedzieć - grzesznicy. I to, co Jan im proponuje, do czego zachęca, co stawia jako pewien "warunek" nawrócenia i jego owoc, ja osobiście nazwałbym dwoma słowami: "bądźcie ludzcy"! Po prostu bądźcie ludźmi, którzy dzielą się sukniami, gdy mają nadmiar, z tymi, którzy nie mają nic, którzy pracują uczciwie pobierając podatki i nic ponad to, którzy służąc w armii nie uciskają ludzi, nie kradną, lecz poprzestają na swoim żołdzie. Bądźmy ludźmi. Bądźmy tymi, którzy nie wspinają się po szczeblach kariery depcząc po plecach innych ludzi i zginając ich karki aż do ziemi; którzy troszczą się o swoje rodziny, mężów, żony, dzieci i nie uciekają z domu lecz dbają o relacje; którzy są uczciwi na wszystkich polach swojego życia - domu, pracy, uczelni - bo od naszych kompetencji, wiedzy, wykształcenia zależy często dobro i życie innych ludzi... można by mnożyć przykłady. Bądźmy ludźmi i traktujmy się jak ludzie! Bóg wcielił się, przyszedł na ten świat jako Człowiek, by nas traktować po bożemu. My ludzie traktujmy się przynajmniej po ludzku - a radość, którą przynosi rodzący się Jezus stanie się naszą rzeczywistością, codziennością!


                                        archiwum