przemyślenia...
|
|
Sobota, 9 grudnia
Możemy
dzisiaj spotkać wielu ludzi, którzy są zagubieni, bez perspektyw, nie
umiejący sobie poradzić z własnym życiem, zaplątani w różne sprawy i
kłopoty, z których trudno im się wyplątać... są jak owce nie mające
pasterza. Ten sam problem widział Jezus 2000 lat temu (Mt 9, 35-10,
1.5-8). I nie tylko, że sam zaczął tych ludzi leczyć, pomagać im w ich
słabościach, chorobach duszy i ciała, głosić Dobrą Nowinę, to także tą
samą moc dał swoim uczniom. To mi bardzo przypomina główną troskę i
misję św. Ignacego z Loyoli, dla którego najważniejszą sprawą było
"pomaganie duszom". W dzisiejszej ewangelii widzimy Jezusa, który sam
pomagając ludziom, daje również tą misję apostołom. Kościół jest więc
powołany do tego, by "pomagać ludziom", by w nim znaleźli pomoc i
oparcie a także Dobrą Nowinę oraz uzdrowienie ze swoich słabości.
Oczywiście w pierwszym rzędzie dotyczy ta misja hierarchii Kościoła, bo
przecież wszystkie funkcje w Kościele to "ministeria" czyli służby, ale
jak wiemy, Kościół to my wszyscy wierzący, więc i my mamy stać się dla
innych oparciem i pomocą. Na miarę naszych możliwości i zleconej przez
Kościół misji, wyzbywając się wszelkiej zazdrości, nieufności,
zamknięcia, podejrzliwości i wrogości wobec bliźnich, mamy stać się
wsparciem dla innych poprzez choćby ciepłe słowo, życzliwość, uśmiech,
gościnność, wlewanie nadziei, głoszenie Dobrej Nowiny i konkretną pomoc
materialną i duchową (modlitwę). Pan daje nam władzę na złem, które mamy
przepędzać z naszego życia poprzez czynienie dobra. I tę łaskę darmo
otrzymaliśmy, darmo ją więc i hojnie dawajmy...
|
|
Piątek, 8 grudnia Niepokalane Poczęcie NMP
|
|
Czwartek, 7 grudnia
Oczekując na narodzenie Jezusa, oczekujemy na przyjście Słowa, które
wypowiedział do nas Bóg. Jezus jest Słowem, które nie jest tylko pustym
dźwiękiem, lecz Słowem Wcielonym, Słowem pełnym treści i działania czyli
miłości. Jak kiedyś Bóg wypowiadał się przez proroków, królów,
patriarchów, tak w ostatnich czasach wypowiedział się całkowicie przez
Swojego Syna. Św. Ignacy z Loyoli napisał w książeczce Ćwiczeń, że
miłość bardziej zasadza się na czynach niż na słowach [230]. Słyszymy
dzisiaj od Jezusa, Słowa Wcielonego, że samo wypowiadanie słów: "Panie,
Panie" nie wystarczy (Mt 7, 21.24-27). Słowa niosą ze sobą pewną treść i
mają moc stwórczą w naszym życiu, jednak to od nas zależy, jakie
znaczenie im nadamy i czy nasze słowa staną się "ciałem". By nasza mowa
nie była pusta i pozbawiona przez to swojego znaczenia, mocy i sensu,
trzeba nasze słowa uczynić "wcielonymi" - jak Jezus, który jest
Wcielonym Słowem Ojca. Być Wcielonym Słowem Ojca oznaczało dla Niego
całkowicie i bez żadnych warunków kochać nas ludzi. Ale Jezus mało
mówił, że nas kocha, najczęściej pokazywał to swoim życiem. To jest ten
fundament, skała, na której budował Świątynię miłą Bogu. Cóż nam
pozostaje? Jeśli chcemy być "słowem wcielonym" dla innych ludzi, jeśli
chcemy, by jednocześnie nasze życie było całkowicie oparte na skale, by
o nas, naszej miłości i prawdzie świadczyły nie tyle słowa co czyny i
życie, potrzeba nam jednego - naśladować Jezusa Chrystusa, Słowo
Wcielone Ojca! Upodobnić się całkowicie do Jezusa! Wtedy żadne wichury,
deszcz, wezbrane potoki nie zaszkodzą naszemu "domowi", bo na mocnej,
niewzruszonej skale będzie stał...
|
|
Środa, 6 grudnia
Bardzo
bogaty w symbole jest dzisiejszy tekst ewangelii (Mt 15, 29-37),
począwszy od tego, że Jezus siedział właśnie na górze, a nie gdzie
indziej, a skończywszy na znakach chleba i ryb. Jakoś mocno jednak
dotknęły mnie słowa, że tłumy, zdumione uzdrowieniami, wielbiły Boga
Izraela. Mówiąc inaczej, widząc znaki, jakie czyni Jezus, tłum wielbi
Boga Izraela, czyli uznaje, że Bóg jest po stronie Jezusa, uznaje, że
Jezus jest Bogiem. Ten sam tłum podczas sądu Jezusa wyprze się Go i
zażąda skazania Jezusa, lecz tutaj jest inaczej. Patrząc na siebie
widzę, że jestem mocno podobny do tego tłumu: raz wychwalam Boga za Jego
cuda, innym razem się Go zapieram. Ale wydaje mi się, że ta postawa i
tak jest lepsza od postawy faryzeuszów i uczonych w Prawie, ponieważ
nigdzie nie znajdziemy w ewangeliach słów, że i oni z powodu Jezusa,
Jego słów czy znaków uwielbili Boga. Byli na Jezusa całkowicie
zamknięci...
Uderza
mnie też "kompleksowe" zajęcie się ludźmi przez Jezusa. W tej pięknej
scenie nie ogranicza się tylko do uzdrowienia wszystkich chorych,
których ludzie Mu przynieśli (wszystkich, bez żadnych wyjątków, zupełnie
nie zważa na to kim są, czy są dobrzy czy źli, czy warto kogoś uzdrowić
czy nie - tak właśnie działa Bóg), ale także troszczy się o to, czy mają
co jeść. Tą troskę Jezus przenosi też na swoich uczniów, chce, by z Nim
współpracowali, by dali wszystko co mają ("dali z siebie wszystko" dla
dobra ludzi). I wydaje mi się, że to jest pierwsza misja Kościoła - być
blisko Jezusa i współpracować z Nim dla dobra całego ludu. To pierwsza
misja biskupów, prezbiterów i diakonów. Ale nie tylko ich, wydaje mi
się, że każdy, który nazywa siebie uczniem Chrystusa, jest wezwany do
aktywnej współpracy z Jezusem dla dobra innych, również ma "dać z siebie
wszystko", by Bóg mógł się tym posłużyć dla zbawienia sióstr i braci...
|
|
Wtorek, 5 grudnia
Dzisiaj jakoś mocno mnie uderzyło to połączenie radości w Duchu Świętym
i prostoty (Łk 10, 21-24). Nie umniejszając niczego nauce i mądrości,
także i teologii, która jest wiarą poszukującą zrozumienie, trzeba nam
czasem stanąć przed tajemnicą Boga właśnie w prostocie i przyjąć ją
taką, jaka jest, bez zbytniego roztrząsania. Myślę, że tym właśnie
charakteryzuje się prostota - potrafi stać wiernie przy Chrystusie,
trzymać się Go niejako "kurczowo", chociaż nie rozumie. Uchwycić się
krzyża, nieść swój krzyż w cichości i łagodności, bez miotania się,
narzekania i smutku i bez szukania i roztrząsania powodów, dla których
właśnie coś nas spotkało - wydaje mi się, że tak może wyglądać
"prostaczek".
Z
drugiej strony radość w Duchu Świętym. Myślę, że warto próbować sobie
wyobrazić, jak mógł wyglądać Jezus rozradowany w Duchu Świętym. Radość
może właśnie z tego, że ludzie prości, a więc wierni Ojcu i Jemu,
posiedli prawdziwą mądrość, która przychodzi od Ojca. Często mi brakuje
tak radości jak i prostoty, z którymi wiąże się też przyjęcie swojego
życia jakie jest, pogodzenie się z nim, szczególnie z przeszłością. Bo
to dla nas jest owo błogosławieństwo z dzisiejszej ewangelii, to nasze
oczy i uszy są szczęśliwe, bo możemy widzieć i słyszeć Pana, który do
nas przychodzi, szczególnie w Eucharystii. Panie, daj mi radość w Duchu
Świętym!
|
|
Poniedziałek, 4 grudnia
Na
początku Adwentu Kościół daje nam tekst o wierze setnika (Mt 8, 5-11).
Wielka to była wiara, ponieważ uwierzył, że Jezus może wypowiedzieć
słowo, by jego sługa został uzdrowiony. Osobiście przypomina mi to
słowa, które padają w księdze Rodzaju: Bóg rzekł - i stało się tak.
Czyli można powiedzieć, że setnik, świadomie lub nie, uznaje w Jezusie
tego samego Boga, który stworzył świat. Setnik uznał Jezusa, Żydzi
poprzez ukrzyżowanie Go - nie uznali tego. Ale inną, ważną rzeczą dla
mnie jest uświadomienie sobie, że i moje - nasze słowa mają podobną moc,
tzn. mogą "stwarzać". Naszym językiem możemy budować i burzyć,
przekazywać miłość i śmierć, powodować, że ktoś wyzdrowieje lub popadnie
w śmiertelną chorobę... To od nas zależy, jak wykorzystamy naszą mowę,
czy ku dobru, czy wręcz przeciwnie... Pięknie, ale i mocno pisze o tym w
swoim liście św. Jakub (3, 1-12) i myślę, że na dziś może to być dobra
lektura "uzupełniająca". Panie, daj nam język, który będzie błogosławił
i przynosił dobro innym ludziom!
|
|
Niedziela, 3 grudnia I Niedziela Adwentu
(św. Franciszka Ksawerego -
zakończenie
roku jubileuszowego)
Pan zapowiada dziś wypełnienie wszystkich swoich obietnic. Jednocześnie,
po raz kolejny, słyszymy wezwanie do czuwania i modlitwy, ponieważ
zbliża się nasze odkupienie (Łk 21, 25-28.34-36). Odkupicielem jest sam
Bóg, który przyjmuje ciało ludzkie. To misterium od początku
chrześcijaństwa budziło wiele kontrowersji i było przyczyną wielu
herezji w łonie Kościoła. Niektórzy uważali, że Bóg tak święty i
nieskończony nie mógł się wcielić, więc Jezus miał niby mieć ciało
pozorne. Z tego rodziły się też różne ruchy, które deprecjonowały ciało
i wszystko, co cielesne. Dziś wydaje się, że tendencja jest jakby
odwrotna, możemy obserwować intensywny kult ciała i wydaje się, że
niektórzy z większą troską zajmują się własnym ciałem niż drugim
człowiekiem, czynią to także chrześcijanie. Bóg przychodzi, by nas
zbawić, by ubóstwić nas i uczynić prawdziwie dziećmi Boga. Trzeba nam
więc się na to przygotować, choćby poprzez ten czas adwentu, który
dzisiaj rozpoczynamy. Myślę, że w pierwszej kolejności, skoro Bóg
przychodzi zbawić także nasze ciała i wszystko, co przynależy do tego
świata, to trzeba uznać i przyjąć naszą cielesność, jaka jest, bez
odrzucania jej i bez ubóstwiania - zgodzić się z ludzką kondycją i
zgodzić się ze światem - jako stworzonymi przez Boga a więc dobrymi,
aczkolwiek skażonymi przez grzech. Pozwolić Bogu zbawiać nas w
codzienności, w cielesności, w tym wszystkim, czym żyjemy, co
przeżywamy, co nas dotyka, cieszy, rani, smuci... ze wszystkim. Zaprośmy
Jezusa na ten czas szczególnie do naszego życia w całym jego wymiarze,
we wszystkie dziedziny naszej działalności, myślenia, mówienia,
miłowania, by On to mógł zbawić, przemienić mocą Ducha Świętego, który
to Duch zstępując na Maryję w chwili Zwiastowania, odmienił całkowicie i
na zawsze losy nas i całego świata...
|
|
|
|