przemyślenia...
|
|
Sobota, 2 grudnia
U
progu adwentu słyszymy słowa, byśmy uważali na siebie, czuwali i modlili
się (Łk 21, 34-36). Ciężar trosk doczesnych nas czasem dociąża, to
prawda, ale myślę i tak odczytuje to dzisiejsze wezwanie, że chodzi też
o to, byśmy nieustannie oczyszczali nasze pragnienia, nasze zmysły i
uczucia. To, o co np. św. Ignacemu chodziło w Ćwiczeniach Duchowych -
uporządkować uczucia, które są nieuporządkowane, po to, by lepiej służyć
potem Bogu i ludziom. Mamy więc dbać, by codzienność całkowicie nam nie
przesłoniła Boga, by nasze uczucia, skoncentrowane na rzeczach, nie
stały się "zimne" w stosunku do naszego Pana. By tak się nie stało, mamy
czuwać i modlić się. Według mnie to nic innego jak działać i
kontemplować, być aktywnym i pasywnym jednocześnie, kontemplacja w
działaniu, szukać Boga we wszystkim a wszystko w Bogu, to oprzeć się na
Nim, bo On jest zdolny oczyścić nasze serce ze wszystkiego, gdy wraz z
Nim będziemy w tym współpracować. Czuwać i modlić się... działać i
kontemplować... oto nasze zadanie na adwent...
|
|
Piątek, 1 grudnia
Mamy
uczyć się przez podobieństwo do drzewa figowego (Łk 21, 29-33); w sumie
to pewnie mamy się uczyć przez podobieństwo do wielu rzeczy na tym
świecie, bo przecież Królestwo Boże jest podobne do perły, ziarna
wrzuconego w ziemie, sieci, zaczynu, etc... Zastanawiam się tylko, czy
nie straciliśmy naszych "zmysłów" do tego, by się uczyć przez takie
podobieństwo. Bo weźmy chociaż to drzewo figowe: czy jesteśmy w stanie
zaobserwować jego wzrost i cierpliwie czekać na owoce? Kto dzisiaj ma
oczy otwarte na ten proces, skoro przy współczesnej technice mamy
wszystkie owoce jakie zapragniemy i to przez cały rok? Odkrywam w sobie,
że brak mi cierpliwości i chcę, by wszystko było od razu, teraz,
natychmiast... Nie tak się dzieją jednak sprawy Boże. Istnieje realne
niebezpieczeństwo, że nie rozpoznam, że przegapię, jak Żydzi, którzy w
nie rozpoznali Mesjasza w wiszącym na krzyżu człowieku... Mogę się
pomylić, sądząc, że skoro mogę jeść teraz figi, jabłka, banany czy inne
owoce, to znaczy, że jest już lato. Jakże często się myliłem w moich
bólach, troskach, strapieniach duchowych i samotności, sądząc, że nie ma
ze mną mego Pana... był bliżej niż sądziłem. Panie daj mi oczy otwarte i
cierpliwość...
|
|
Czwartek, 30 listopada św. Andrzeja Apostoła
Ten
miły czy wręcz sielski obraz, jaki maluje dziś ewangelia (Mt 4, 18-22)
moją uwagę zwrócił jeden drobny szczegół - sieci. Można je rozumieć na
wiele sposobów. Tutaj przyszli apostołowie - filary Kościoła zostawiają
swoje sieci, by pójść za Jezusem. Z jednej strony sieci służą do pracy i
skoro zostawili je dla Jezusa, to On da im inne "sieci", skoro chce z
nich uczynić "rybaków ludzi". Jednak we własnej refleksji zobaczyłem, że
czasem nie chcę porzucać moich sieci, i zamiast je zostawić, to
zaplątuję się w nie, zaplątuję się w to wszystko, co we mnie jest
jeszcze nieuporządkowane i przez własne sieci zostaję skrępowany. Czasem
mam wrażenie, że Jezus czeka na brzegu, aż będę gotowy odrzucić moje
sieci, czasem mi się wydaje, że Go nie widzę, jakby sobie poszedł
zawiedziony moją postawą, choć ostatecznie się okazuje, że On zawsze
wraca i czeka na mnie. Porzucić sieci w nadziei, że Pan da mi nowe,
inne, lepsze... porzucić - niby jeden prosty gest, na który tak często
tak trudno mi się zdobyć...
|
|
Środa, 29 listopada
Dzisiejsza zapowiedź prześladować (Łk 21, 12-19) jest czymś, co bez
wątpienia wypełniło się całkowicie w dziejach Kościoła. Pytanie, jakie
dziś mi się nasunęło to: czym różnimy się my, ludzie XXI wieku od
pierwszych chrześcijan. W tej materii różnimy się chyba bardzo. Pierwsi
chrześcijanie podczas prześladowań zachowywali się dokładnie tak, jak
opisuje to ewangelia, bliskie spotkanie z Panem napełniało ich radością
a pełna otwartość na Ducha Świętego powodowała, że nikt nie mógł się
oprzeć ich mądrości i odpowiedziom w czasie przesłuchań (np. św.
Szczepan). Dzisiaj jest trochę inaczej. Kiedy nas prześladują czy robią
sobie z nas i naszej religii żarty, jesteśmy smutni i natychmiast
pragniemy by prześladowca został ukarany przez sąd. Osobiście mam jakoś
mieszane uczucia do tzw. "uczuć religijnych", których za wszelką cenę
bronimy w sądach. W żaden sposób nie sprawia to, że ktoś poprzez to się
nawróci, czy przemyśli swoje postępowanie, raczej przychodzi coś
takiego, jak "poprawność polityczna", nasza wiara też nic nie zyskuje
przez to, oprócz satysfakcji, że kolejna osoba nie będzie na nas pluć.
Tylko, że Jezus zapowiedział prześladowania, od których my tak uciekamy.
Uciekamy od sposobności dania świadectwa, uciekamy od tego, co tak
umiłowali starożytni chrześcijanie - złączenia z cierpieniami Chrystusa.
Mam wrażenie, że nasza wiara traci przez to, nie ma szans na wzmocnienie
się, rozwinięcie tylko zastyga w "świętym spokoju", który jednak
niewiele ma wspólnego z pokojem, który przynosi Chrystus. Jak znosić
prześladowania i sąd i wyrok pokazał nam Jezus - kiedy trzeba mówić to
mówić, kiedy trzeba milczeć, to milczeć... i kiedy trzeba przyjąć krzyż,
to go przyjąć. Bo i tak "włos z głowy nam nie spadnie". Przez wytrwałość
ocalimy nasze życie...
|
|
Wtorek, 28 listopada
Jak
będzie wyglądał koniec świata i kiedy to nastąpi jest zupełnie
niewiadome. Pewne jest, że nastąpi. Zjawiska, o których dzisiaj czytamy
można by równie dobrze przypasować do naszych czasów. I wydaje mi się,
że najważniejsze w tym wszystkim są słowa Jezusa "Nie trwóżcie się" (Łk
25, 5-11). Ważniejsze od tego, jak będzie wyglądał koniec świat, jest
jak będzie wyglądał koniec mojego życia, z jakim życiem stanę przed
Bogiem. Mamy się nie trwożyć i nie lękać, być synami błogosławieństw,
żyć na codzień kazaniem na górze - tym co nas podtrzymuje i daje siłę
jest ufność w Panu! Wtedy żadne znaki na niebie i na ziemi nie zburzą
naszego pokoju, bo tak czy inaczej nasze zwycięstwo jest w Jezusie
Chrystusie, który panuje nad światem i zamieszkuje najintymniejsze
"miejsce" w naszym sercu. To On jest Królem Wszechświata i świat nic
złego nie może nam wyrządzić.
|
|
Poniedziałek, 27 listopada
Nie
jest łatwo zaufać tak, jak ta kobieta z dzisiejszej ewangelii (Łk 21,
1-4). Wrzuciła do skarbony wszystko, co miała na swoje utrzymanie,
mówiąc innymi słowy, złożyła swój dalszy los, swoje życie w ręce Boga.
Nie jest łatwo zaufać, tym bardziej, że przeważnie chcielibyśmy to
zrobić tak od razu i w stu procentach. Ale myślę, że zaufania trzeba się
uczyć i można to robić drobnymi krokami. Może najpierw oddać Bogu jakąś
małą, drobną rzecz i w tym zaufać Jego prowadzeniu. Zaufanie w tym
wypadku nie oznacza biernego czekania na coś, lecz robienie wszystko co
do mnie należy, ufając jednocześnie Panu, szczególnie w momentach, w
których przychodzą trudności a wiemy, że zrobiliśmy wszystko. Takie
powolne uczenie się zaufania (które możemy i stosować względem ludzi)
łączy się mocno z cierpliwością, przede wszystkim do siebie samych,
kiedy nie będzie nam wychodziło, kiedy pomimo starań, nie będziemy
widzieć owoców naszego zaufania. Nie mamy się czego lękać, Bóg przyjmie
każdy nasz nawet najmniejszy grosz zaufania i będzie czekał na nas.
Obyśmy tylko nie zniechęciwszy się, szli dalej drogą uczenia się
zaufania do Boga i ludzi...
|
|
Niedziela, 26 listopada Jezusa Chrystusa Króla
Wszechświata
W
sposób uroczysty Kościół wyznaje dzisiaj swojego Pana i Zbawiciela,
Jezusa Chrystusa, jako Króla całego Wszechświata, dając jednocześnie,
poprzez Słowo Boże, wyjaśnienie, co rozumiem poprzez ten tytuł. Z jednej
strony to Syn Boży w chwale, zstępujący na obłokach, Król królów i Pan
panów, ale z drugiej strony to cierpiący Król, który w pokorze i
uniżeniu oddaje swoje życie za zbawienie świata, miłując ludzi aż do
końca, Król w koronie cierniowej, płaszczu purpurowym i z krzyżem na
ramionach (J 18, 33b-37). Ale wydaje mi się, że ta dzisiejsza
uroczystość ma jeszcze jedno, bardzo ważne znaczenie - by ten Jezus
Chrystus, wyznawany jako Król Wszechświata, stał się także moim
osobistym Królem, Panem mego serca! W
przeciwnym wypadku ta uroczystość będzie miała niewielki wpływ na moje
życie, lub w ogóle nie przyniesie żadnego owocu. Przyjęcie Chrystusa
jako swojego Króla oznacza, że to On teraz panuje w moim życiu, że
wszystkie decyzje mojego życia, od tych najważniejszych po najmniejsze
są uzgadniane (np. na modlitwie) z Nim, to oznacza także, że chcę być
coraz bardziej podobny do mojego Króla w tym, co On myślał, mówił,
czynił. Mieć Chrystusa za Króla oznacza słuchać Jego głosu, który w moim
sercu przemawia: "Czyń dobro, kochaj swoich przyjaciół ale też i
nieprzyjaciół, przebaczaj wszystkim, troszcz się o słabszych i
bezbronnych, myśl zawsze o wszystkich dobrze, przeciwstawiaj się złu w
sposób aktywny, naśladuj mnie w noszeniu codziennego krzyża czyli
ciężaru codzienności z pokorą, rozmawiaj ze Mną czyli módl się - bo chcę
mieć z Tobą relację osobistą".
Jezu
Chryste, Synu Boga żywego - Ty jesteś moim jedynym Królem, Panem i
Zbawicielem. Amen.
|
|
|
|