przemyślenia...


Sobota, 25 listopada

      "Chwałą Boga jest człowiek żyjący", powiedział dawno temu św. Ireneusz i te słowa skojarzyły mi się z dzisiejszą ewangelią (Łk 20, 27-40). Jezus Chrystus Zmartwychwstały przynosi nam nowe życie, bo Bogu absolutnie nie zależy na naszej śmierci. Bóg jest Bogiem żywych, Bogiem, który jest miłośnikiem życia, które stworzył i zależy Mu tylko i wyłącznie na naszym życiu i to życiu w pełni. Takie życie odznacza się kilkoma rzeczami, z których najważniejsze to być całkowicie nakierowanym na Boga jako cel naszego życia, być całkowicie nakierowanym na dobro, nie jako coś abstrakcyjnego, ale to dobro, które mamy do wykonania w naszej codzienności, w konkrecie życia, dobro, które jest złączone nierozdzielnie z bliźnimi, z drugim człowiekiem, kimkolwiek by był. Najkrócej by można powiedzieć, że człowiek oddaje chwałę Bogu, kiedy żyje pełnią swojego człowieczeństwa, pełnią swoich możliwości. Ale ponieważ przez grzech trudno nam to uczynić, naszą mocą i Tym, który daje nam tą możliwość, podnosząc nas do naszego prawdziwego poziomu jest Jezus Chrystus Zmartwychwstały, w którym mamy pełnię życia. Bo Bóg jest Bogiem żywych...


Piątek, 24 listopada

      Skoro Bóg jest bliżej nas niż my sami, to niewątpliwie jesteśmy "domem modlitwy" (Łk 19, 45-48). Cali - z naszym ciałem, umysłem, zdolnościami, pragnieniami, sercem, duszą... Jeśli Bóg pragnie, by Jego dom był domem modlitwy, to wydaje mi się, że chce On powiedzieć, że chce być z nami w nieustannej relacji. Nie chodzi o to, by ciągle myśleć o Bogu, bo tak nie da się żyć, ale by całe nasze życie, to co myślimy, mówimy, robimy było przeniknięte Bogiem, tak, byśmy patrzyli, słuchali, mówili, czynili tak, jak robił to Jezus. W tym wszystkim zdarza się i to nierzadko, że znajdujemy wiele rzeczy, osób, sytuacji, które przeszkadzają nam w tym, zabierając wolność. Jezus, usuwając dzisiaj w świątyni "bariery", które przeszkadzały w relacji z Ojcem, ale też z innymi ludźmi i samym sobą, pragnie nam powiedzieć, że chce też usunąć te wszystkie przeszkody, które są w nas. W każdym z nas uczyni to na inny sposób, bo każdy z nas jest inny - chodzi tylko o to, byśmy Mu na to pozwolili, byśmy chcieli myśleć, widzieć, mówić, czynić tak, jak czynił On. Obym mógł stać się "domem modlitwy", żyjąc w świecie i pomagając ludziom, lecz z sercem zanurzonym w Bogu...


Czwartek, 23 listopada

      Czym była Jerozolima dla Jezusa skoro nad nią zapłakał? (Łk 19, 41-44). Jezus płacze jeszcze nad grobem Łazarza, swojego najlepszego przyjaciela, po tym możemy poznać znaczenie tego Świętego Miasta dla Jezusa. Ale nie to mnie dziś najbardziej uderzyło. Po raz kolejny z mocą uświadomiłem sobie coś, co niby jest jasne, ale tak często nam umyka. Jezus jako prawdziwy i pełny Człowiek. Jezus, który płacze, wzrusza się, odczuwa tak, jak my. Człowieczeństwo Jezusa wydaje się dla nas oczywiste, ale na ile pamiętamy o tym w codzienności? Bo po pierwsze oznacza to, że skoro mamy naśladować Jezusa, to także, a może przede wszystkim w Jego człowieczeństwie. A żeby Go tak naśladować, potrzebujemy każdego dnia wpatrywać się, kontemplować Jego człowieczeństwo, poznawać je z kart Ewangelii. Wpatrywać się w Jego czyny, uczucia, słuchać Jego słów, pragnień serca, naśladować Jego sposób bycia, rozmów, modlenia się, etc... Myślę, że jest to wyzwanie dla nas, nie tylko na dziś, w taki sposób, by nasze człowieczeństwo stawało się coraz pełniejsze - oddane Bogu i ludziom.

      I druga myśl... rozpoznać czas swojego nawiedzenia. Rozpoznać w tym człowieku Boga, który przychodzi właśnie do nas. Żydzi w większości Go nie rozpoznali z wielu względów. Rozpoznać czas przyjścia Boga do nas - w drugim człowieku, słowie, radościach, ale też trudnościach i lękach i bólach, które On pierwszy przeżywał... rozpoznać czas swojego nawiedzenia...


Środa, 22 listopada

      To, co mnie dzisiaj uderza w Ewangelii (Łk 19, 11-28), to całkowita darmowość Bożych darów. Pan rozdaje swoje miny i wyjeżdża. Ma więc do nich zaufanie, tak jak ma zaufanie do każdej i każdego z nas. Ale darmo dany dar domaga się współpracy, zaangażowania, dzielenia się nim. Na tym właśnie polega pomnażanie owych min. Podobnie jest z darem łaski, który również jest nam dany darmowo (został złożony w nas jako coś "trwałego", tak by nikt nie mógł powiedzieć, że nie wierzy, bo nie otrzymał łaski), ale to od nas zależy, czy tą łaskę pomnożymy, czy zawiniemy w chusteczkę i schowamy do kieszeni. W tej współpracy wcale - po raz kolejny zresztą - nie chodzi o wielkie czyny i cuda, tylko o nasze codzienne czynności, spotkania, kłopoty, radości - czy to wszystko potrafimy prześwietlać łaską wiary, którą posiadamy i czy potrafimy się nią dzielić z innymi. Wtedy bez wątpienia będzie nam dodane...


Wtorek, 21 listopada   Ofiarowanie NMP

      Zacheusz (Łk 19, 1-10) jest człowiekiem niezwykle bogatym, zwierzchnik celników (a więc grzesznik), można jeszcze powiedzieć czytając ostatnie zdanie, że jest człowiekiem zagubionym. Po ludzku ma wszystko, czego potrzebuje. Jest jednak człowiekiem niskiego wzrostu. To może być jeden z kluczy do zrozumienia, co się wydarzyło w tej scenie. Aby stać się większym, wchodzi na drzewo, "dodaje" sobie wzrostu, by zobaczyć Jezusa. Prawdopodobnie myślał, że Ten go nie zobaczy, a on przyjrzawszy się Jezusowi, będzie mógł spokojnie zejść z drzewa i wrócić do siebie. Musiał się mocno zdziwić, kiedy Jezus wypowiada do niego słowa, które jak się okażą, zmieniają całe jego życie: "Dziś muszę się zatrzymać w twoim domu". Każe mu zejść z drzewa, bowiem to nic nie dodaje człowiekowi w jego "wielkości". Kiedy umiemy jak Zacheusz, zejść z naszych, wysokich czasem drzew i ugościć Jezusa w naszym domu, wtedy dzieją się rzeczy niesamowite. Zacheusz nagle staje się wielki w oczach Boga, bo jest zdolny przekroczyć swoją dotychczasową małość i dostrzec w każdym człowieku, szczególnie tym, którego skrzywdził, swojego brata, któremu może pomóc. Po ludzku bogaty, staje się poprzez rozdanie majątku bogaty przed Bogiem, po ludzku "mały", staje się wielki w oczach Boga, po ludzku zagubiony, zostaje odnaleziony przez Tego, który potem i za niego odda życie...


Poniedziałek, 20 listopada

      Ślepiec to ten, który nie widzi - ani siebie, ani innych ludzi, ani Prawdy (Łk 18, 35-43). I kiedy przechodzi Jezus, on, dowiedziawszy się o tym, zaczyna głośno wołać. Jezus przystaje i każe go zawołać. Do tego momentu, myślę, wielu z nas mogłoby się z tym ślepcem utożsamić w pewien sposób. Ale często, co jakoś uderza mnie w nim, nie czynimy tego kroku dalej, który on uczynił. Czasem z lęku, a czasem dlatego, że straciliśmy nie tylko wzrok ale i słuch i trudno nam usłyszeć Jezusa wołającego nas po imieniu. Zostajemy czasem przy drodze, pomimo, że chcemy, by Jezus nas uzdrowił, dotknął, przemienił nasze życie. Ślepiec miał olbrzymią determinację, by móc wreszcie w pełni uczestniczyć w życiu i prawdzie. Kiedy więc Jezus uczynił mu to, o co ten go prosił, ślepiec przejrzał i szedł za Nim. Obyśmy mieli odwagę wstać, kiedy nas woła i pójść za Nim (całkowicie zawierzyć Mu swoje życie, bez zabezpieczania się, otwierając się i ryzykując), kiedy już On nas dotknie i uleczy...


Niedziela, 19 listopada

      Czym bliżej końca roku liturgicznego, tym więcej słyszymy tekstów odnośnie "końca świata" (Mk 13, 24-32). Wszystkie one próbują uczulić nas na to, że koniec będzie oraz że będą mu towarzyszyć pewne znaki. Wydaje mi się jednak, że akcent pada tutaj na nauczenie się rozpoznawania tych znaków, rozeznawania ich w swoim życiu - o co tak naprawdę chodzi - rozpoznawanie bliskości Pana. I to nie tej "bliskości", która pojawi się podczas Paruzji (przy końcu świata), ale tej bliskości - tu i teraz. Bez tego trudno nam wypatrywać jakiegokolwiek "końca świata" i będziemy mogli co najwyżej pobawić się we wróżenie. Bóg pragnie być rozpoznawany przez nas teraz, w naszym życiu, w tym co robimy, po to, byśmy mogli zobaczyć to, co On dla nas zrobił i ciągle robi. Można to zestawić z dzisiejszym pierwszym czytaniem z Dn 12, 1-3, w którym jest mowa o zbudzeniu się z prochu ziemi, jednych  do życia, innych ku odrazie wiecznej oraz o mądrych, którzy będą świecić jak blask sklepienia. W Biblii człowiek mądry to taki, który całe swoje życie postawił na Boga (a nie ten, który ukończył kilka fakultetów, ani nawet nie ten, który ma olbrzymie doświadczenie życiowe); głupi zaś to ten, który sam sobie jest bogiem (por. Ps 53, 2). Człowiekiem więc mądrym jest ten, który żyjący Bogiem na codzień potrafi rozeznawać, rozpoznawać znaki, które Pan daje, odczytywać Jego obecność w życiu swoim i innych ludzi i potrafi prowadzić ich do prawdziwej mądrości, jaką jest życie w Bogu, naszym Stworzycielu! Tacy bez wątpienia zbudzą się do wiecznego życia...


                                        archiwum