przemyślenia...


Sobota, 11 listopada

      Dzisiaj znów wydaje się, że Jezus nawołuje do rzeczy, które wg naszych "standardów" nie przystoją człowiekowi (Łk 16, 9-15). Jednak myślę, że tu jest ciąg dalszy i jakby pogłębienie tego, o czym Jezus mówił wczoraj, a co dotyczy wierności. Wydaje mi się, że jest to wołanie o wierność we wszystkim i to począwszy od spraw najmniejszych. Widać to tak w życiu codziennym, z jego rozmaitymi małymi i większymi sprawami, widać to i w życiu duchowym. Ale przede wszystkim chodzi o wierność Temu, od którego wszystko pochodzi i od którego wszystko mamy - bo nie można służyć Bogu i mamonie. Wierność jest potrzebna we wszystkim, ale wierność, która swój początek bierze w wierności Bogu. On jedynie zna nasze serca i nadaje wartość każdej rzeczy - to, co w Jego oczach jest wielkie, w naszych może być bez znaczenia, a co dla Niego jest nieistotne, dla nas może być "wielkie". Wierność Bogu więc pomaga nabyć nam tego przenikliwego wzroku Bożego - byśmy widzieli rzeczy takimi, jakie są naprawdę...


Piątek, 10 listopada

      Pan pochwalił nieuczciwego rządcę... (Łk 16, 1-8). Wydaje się to niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Bynajmniej nie jest to pochwała nieuczciwości, kombinowania, szukania własnej korzyści... ale w tym kontekście możemy chyba zapytać, czy mamy podobną determinacje w relacjach z "synami światłości"? Czy tak jak ten nieuczciwy rządca, który do końca był "nieuczciwy" i który wiedział jak postąpić z "podobnymi sobie", by został potem przyjęty - czy my potrafimy postępować z naszymi bliźnimi i potrafimy być wierni do końca - w dobrym? Bo to właśnie uczynił ten rządca - widząc, że grunt pod nogami mu się pali, będąc jeszcze rządcą, w imieniu swego pana wziął i pozmniejszał zobowiązania jego dłużników... okazał im miłosierdzie w imieniu swego pana... jak my postępujemy z "podobnymi nam"? Czy potrafimy okazać miłosierdzie, nie zazdrościć dobra, które spotyka innych chrześcijan, pomagać tym, którzy tego potrzebują? Bo Pan pochwalił nieuczciwego rządcę...


Czwartek, 9 listopada   (rocznica pośw. Bazyliki Laterańskiej;  w Madrycie: Nuestra Señora de la Almudena - patronki miasta)

      Nasza wiara nie polega na tym, że się ma ciepłe uczucia do wszystkich, ani że Bóg ma ciepłe "uczucia" do nas. Nasza wiara polega na zjednoczeniu z Bogiem w Jezusie Chrystusie mocą Ducha Świętego, który zamieszkuje w świątyni naszego serca (naszego życia, naszej duszy - możemy nazwać jak chcemy). To zjednoczenie zakłada nieustanne nawracanie się, oczyszczanie tej naszej świątyni (J 2, 13-22), w której tyle rzeczy się znajduje potrzebnych, a jeszcze więcej niepotrzebnych. Pytanie jest, czy pozwolimy Jezusowi skręcić bicz i oczyścić nasze wnętrze, czy też raczej bronimy mu dostępu, by nie popsuł czegoś, nie poprzewracał tego, co tak misternie sobie poukładaliśmy, zabezpieczyliśmy, etc... Jeśli myślimy, że Bóg nie jest taki i nie mógłby tego uczynić, to czym są wyrzuty sumienia, czym ten ból duszy, jeśli nie działaniem Pana w nas, który chce nas skłonić do uporządkowania "Świętego Świętych" w nas? Szczęśliwi ci, którzy są na to wrażliwi, którzy potrafią rozpoznać to nawoływanie Pana i odpowiedzieć na nie...


Środa, 8 listopada

      (Łk 14, 25-33) Zastanawia mnie, czemu tak wielu ludzi ma problem z zaangażowaniem się w swoje życie na całego, szczególnie w swoje powołanie. Młodzi ludzie boją się wstępować do zakonów, seminariów, kiedy słyszą, że śluby są na zawsze; tyle młodych małżeństw się rozpada i czasem mam wrażenie, że ludzie wypowiadają słowa "...i że cię nie opuszczę aż do śmierci" a w sercu lub podświadomości myślą "do najbliższego kryzysu". Boimy się wejść całkowicie, boimy się zaangażować, postawić wszystko na jedną kartę, zaryzykować... Tylko czy to nie jest przypadkiem tak, jak mówi dziś Jezus - bo nie umiemy się wyrzec? Wyrzeczenie to słowo dziś niemodne i brzmiące bardzo źle, lecz bez tego trudno zbudować szczęśliwe małżeństwo, trudno bez tego wstąpić do zakonu, trudno dać coś z siebie bliźnim... A słowa Jezusa brzmią groźnie - bez tego nie można być Jego uczniem! Myślę, że humanizm wniósł wiele dobrego w życie świata, ale też i niebezpieczeństwo, że wraz z postawieniem człowieka w centrum zacznie się kult wolności, praw i przywilejów, wygody i egoizmu (niestety...). Pan zaprasza nas do czegoś więcej, do radykalizmu w naszym życiu, niezależnie kim jesteś i co robisz. Czy zaufamy Mu...?


Wtorek, 7 listopada

      Tyle spraw do załatwienia, tyle rzeczy do zrobienia, i gdzieś między nimi Pan, który zaprasza do przyjaźni... bo może sobie myślimy, że zdążymy, że jeszcze mamy czas, że całe życie przed nami... ale przyjaźni nie da się stworzyć w dwa-trzy dni, do tego potrzeba czasu. Przecież trzeba poznać drugiego i dać Mu się poznać, otworzyć się i zaufać, słuchać Go i przebywać z Nim często. Bo potem może się okazać, że będziemy chcieli uczestniczyć w uczcie, ale nas nikt nie rozpozna jako przyjaciela... Na przyjaźń mamy teraz czas i pośród codzienności, warto znaleźć czas na pielęgnowanie jej poprzez codzienną rozmowę z Panem (modlitwę), spotykanie się z Nim przy Stole (Eucharystia), spotykanie się z Nim w drugim człowieku, któremu usłużymy, pomożemy, powiemy dobre słowo, pocieszające... w tym wszystkim będziemy się stawać podobni do Niego - bo przyjaciele są do siebie podobni tym bardziej, im częściej ze sobą przebywają...


Poniedziałek, 6 listopada

      W dzisiejszym tekście, tak jak przy zajmowaniu miejsc na uczcie, Jezus po raz kolejny łamie naszą logikę, ukazując inną (Łk 14, 12-14). Można się pytać, czy rzeczywiście Jezus chciał, byśmy tak postępowali na codzień - bo rzeczywistość przecież przeczy temu, byśmy np. nie mieli zapraszać na uroczystości rodzinne właśnie rodziny. Więc chyba nie chodzi o dosłowne branie tekstu (bo miłość jest rozsądna, rozumna a nie ślepa). Wydaje mi się, że Jezus pragnie potrząsnąć trochę światem naszych wyobrażeń, byśmy spojrzeli wgłąb naszych serc i zapytali siebie o motywacje, intencje z jakimi nie tylko zapraszamy na uczty, przyjęcia czy bankiety, ale z jakimi intencjami i motywacjami robimy wszystko w naszym życiu. Myślę, że po to, byśmy powoli przemieniali się w ludzi gotowych do czynów bezinteresownych, do wydawania swojego życia bliźnim, do hojności i wielkoduszności tak w sprawach materialnych, jak i intelektualnych i duchowych...


Niedziela, 5 listopada   (Wszystkich świętych i błogosławionych jezuitów - dzień modlitw o powołania do naszego zakonu)

      Kiedy po raz kolejny czytam fragment dzisiejszej Ewangelii (Mk 12, 28b-34) to odkrywam, jak bardzo jestem naznaczony przez dzisiejszą "kulturę" a może trzeba by nawet powiedzieć "modę". Bo mowa jest o najważniejszym przykazaniu i pierwsze co przychodzi na myśl to miłość - bo o tym to przykazanie mówi. Ale w sercu odkrywam, że pierwsze skojarzenie idzie w stronę miłości, która stała się spsychologizowana (nie wiem, czy istnieje takie słowo) - czyli pragnienie "odczucia" Boga, doświadczenia Go, ale trochę na sposób dobrych i ciepłych uczuć, by mi się objawił, bym pociągnięty tymi właśnie wzniosłymi uczuciami mógł Mu służyć. Ale zanim przykazanie dochodzi do słowa "miłość", przedtem jest jeszcze - "Pan jest jeden". I pytanie, które się rodzi, czy Pan jest dla mnie rzeczywiście "Jeden", czy poza Nim nie mam w życiu żadnego boga, bożka, zabezpieczenia, fundamentu, zbawiciela, etc... Jak objawia się ta moja miłość do Boga Jedynego, Prawdziwego? Czy w każdej sytuacji życiowej, dobrej lub złej - On jest Tym, który pierwszy się o tym dowiaduje i Jemu ta sprawa jest powierzona? Czy też jest na zasadzie "wyjścia awaryjnego" - jak już wszystko inne zawiedzie, to może wtedy...?

      Też mam wrażenie, że bardzo szybko przechodzę od słowa "przykazanie" do słowa "miłość", jakby słowo przykazanie było trudne, nienowoczesne, krępujące i jakby "złe" zaś słowo miłość to rzeczywistość, której każdy szuka wytrwale. Tymczasem jeśli przykazania nie wypływają z miłości i do niej nie prowadzą, są pustym prawem. Miłość polega na tym, że się przestrzega przykazań (jak pisze św. Jan w 1 J 2, 3nn), także tych trudnych, niewygodnych naszej "opornej" naturze, które zdają się nam "krępujące" i zabierające wolność... Miłość daje wolność - wybierając Boga Jedynego, wybieram wolność i przestrzeganie przykazań, które są gwarantem wolności i z miłości wypływają...


                                        archiwum