przemyślenia...


Sobota, 21 października

      Wydaje mi się, że jedynym i fundamentalnym sposobem przyznawania się do Jezusa jest nasz własny styl życia, który prowadzimy (Łk 12, 8-12). Bo czytamy na innym miejscu i wydaje mi się, że te dwa teksty należy ze sobą połączyć: "Nie każdy kto mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Bożego..." Możemy znać Jezusa "tylko z widzenia", owszem bywać raz w tygodniu na mszy, coś tam słyszeć o Nim, widzieć jakiś plakat, może film, ale stylem życia możemy zaprzeczać, że cokolwiek mamy z Nim wspólnego. Nie chodzi tu o pojedyncze czyny, o grzechy, bo jesteśmy ludźmi grzesznymi i zdarza nam się upadać, tu chodzi o coś więcej, o naszą filozofię życia, styl, w którym z imieniem Jezusa na ustach możemy iść przez życie, rozpychając się łokciami, kłamiąc w żywe oczy, zdobywając coraz to nowe pozycje, zaszczyty i pieniądze, może kosztem innych - i w ten sposób nasze życie powie innym, że Jezus jest dla nas Kimś obcym, że Go nie znamy, że wręcz tym stylem wypieramy się Go...

      I sprawa Ducha Świętego... nie jest łatwo wytłumaczyć te Słowa Jezusa, niemniej spróbujmy. Wydaje mi się, że sprawa jest dość podobna jak wyżej napisałem o Jezusie. Bluźniąc Duchowi Świętemu tak naprawdę wypowiadamy się przeciwko naszemu obrońcy (z Nim mamy się nie martwić, jak się bronić i co mówić w czasie prześladowań), pozbawiamy się wiary, nadziei, przede wszystkim miłości, którą On sam jest, pozbawiamy się jedności z Bogiem, bo On jest Miłością Ojca i Syna... innymi słowy możemy powiedzieć, że czynimy nasze serce jak kamień, twardy głaz, skałę, stajemy się niezdolni do przebaczania i do przyjęcia przebaczenia... A wypowiedzieć słowo przeciwko Duchowi Świętemu - słowo wypowiedziane w znaczeniu biblijnym to słynne: "Bóg rzekł - i stało się" z księgi Rodzaju. Mówiąc inaczej, podobnie jak wyżej zostało powiedziane, możemy bluźnić Duchowi Świętemu naszym postępowaniem, stylem życia, naszymi myślami, słowami i czynami jako całokształtem życia - zaprzeczając Jego miłości, przebaczeniu, prowadzeniu do Jezusa...

      Niech On sam - Duch Święty, uczyni nasze życie pięknym świadectwem miłości i przebaczenia Boga w Jezusie Chrystusie!


Piątek, 20 października

      My, chrześcijanie, nie mamy bać się niczego oprócz czynienia zła. To można wyczytać z dzisiejszej ewangelii (Łk 12, 1-7). Jesteśmy bardzo ważni i dlatego wszelkie kłamstwo, obłuda i fałsz nie powinny mieć miejsca w naszym życiu, gdyż ludzi nie mamy się lękać. Nie potrzebujemy kryć się za jakimiś fasadami, za misternie sklejonymi papierowymi twierdzami i zamkami obronnymi, które w obliczu prawdy i światła runą jak domek z kart. Niech nasze myśli zgadzają się ze słowami, a te z kolei z naszym działaniem, z naszymi czynami. Tego mamy się właśnie lękać - obłudy, zakłamania, bycia człowiekiem o podwójnym sercu, czyli mamy się lękać zła i grzechu. Wielu ludzi boi się prawdy, ale to ona ostatecznie zwycięży. Bóg jest po naszej stronie, jesteśmy ważniejsi niż wiele wróbli. Nie lękajmy się prawdy, nie lękajmy się przejrzystości w naszym życiu, nie bójmy się brać odpowiedzialność za nasze myśli, słowa i czyny. Pan jest tym, który zbawia, uwalnia, który zwycięża. Nie lękajcie się!


Czwartek, 19 października

      Jezus dziś pokazuje nam jedną ze swoich cech, myślę, że ważnych - bezkompromisowość (Łk 11, 47-54). Jego najwyższym autorytetem jest Bóg i nie boi się mówić ludzkim "autorytetom", że ich postępowanie jest złe i zakłamane. Wydaje mi się, że to ważna cecha dla nas na dziś, kiedy każdy, niezależnie kim jest i co robi - chce być "autorytetem", choć w większości nie ma do tego żadnych "kwalifikacji". Bóg jest tym, który potwierdza autorytet Jezusa i każdego, kto "z Boga się narodził"...

      I słowa, które mogą czasem budzić lęk - "wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli". Pierwsze skojarzenie, jakie mam to "poznanie Boga". Faryzeusze znali Pisma i z nich powinni poznać Boga, Jego naturę, miłość i miłosierdzie. Ale paradoksalnie to oni nie rozpoznają Boga w Jezusie, w Jego życiu, mowie i czynach. Te słowa Jezusa więc mogą i odnosić się do nas - Bóg dał się nam poznać, dał nam "klucze poznania" przez Jezusa Chrystusa. Stając się Jego świadkami wiernymi, słuchaczami wypełniającymi Słowo, dającymi świadectwo naszym życiem pozwalamy, by inni weszli "do poznania Boga". Pytanie jest, jak zawsze, niełatwe - czy sami wchodzimy i czy pozwalamy wejść innym - by widząc nasze dobre czyny, chwalili Ojca, który jest w niebie (por. Mt 5, 13-16)...


Środa, 18 października    św. Łukasza Ewangelisty

      W skrócie można powiedzieć, że funkcją każdej ewangelii jest głosić światu, że "Przybliżyło się do nas Królestwo Boże". Ewangeliści  czynili to opisując najlepiej jak potrafili życie i dzieła Jezusa, udowadniając w ten sposób, że On jest obiecanym Mesjaszem, który miał przyjść na zbawienie dla nas. Tak naprawdę my chrześcijanie nie mamy innej misji, jak głosić dokładnie to samo. Głosić nie tylko słowem, ale przede wszystkim naszym czynem i całym naszym życiem. Mamy stać się dla świata zwiastunami i świadkami Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie. Dziś Pan nie posyła nas do każdej miejscowości, gdzie sam zamierza przyjść, dziś chrześcijan jest dużo - mamy więc głosić i być świadkami tam, gdzie jesteśmy, gdzie żyjemy, pracujemy, wypoczywamy. To są nasze "miejscowości", do których posyła nas Pan. I zawsze, kiedy będziemy prawdziwymi świadkami, będzie można to rozpoznać po mocnym i charakterystycznym znaku - Pokoju, który będzie zsyłał Duch Święty. Ten Pokój pochodzący od Boga (nie od ludzkich paktów, umów i negocjacji) będzie przenikał wszystkich i wszystko, przemieniając ludzi i świat od środka; będzie znakiem przychodzącego Królestwa Bożego...


Wtorek, 17 października

      Wydaje się, że jednym z powodów, dla których faryzeusze tak bardzo dbali tylko o to, co zewnętrzne (Łk 11, 37-41) mógł być brak komunikacji z  własnym wnętrzem, brak relacji z własnym sercem, w którym mieszka Bóg. Nam też może się to przydarzyć. Staniemy się wtedy "wyczuleni" na to, co zewnętrzne (ryty, formy, słowa, gesty), zapominając o fundamencie. To Jezusowe wezwanie, by to, co wewnętrzne dać na jałmużnę, może mieć więc kilka wymiarów. Najpierw może oznaczać - w sensie bardziej negatywnym - porzucenie swojego egoizmu, zamknięcia na innych ludzi, szukania tylko swojej wygody. Dać na jałmużnę oznaczałoby więc przezwyciężyć egoizm, przejść ponad nim, otworzyć się na drugiego, choć zawsze to kosztuje (stąd jałmużna, która też kosztuje). W sensie pozytywnym może chodzić o spojrzenie w siebie, by zobaczyć wszystkie swoje dobre i mocne strony, talenty, pragnienia i całą miłość jaką mamy i by z tego złożyć "jałmużnę" naszym bliźnim - wydać się im, wykorzystać cały nasz potencjał dla ich dobra (naszego również). Jakby nie spojrzeć zachęta Jezusa jest dość jasna - spójrz w swoje wnętrze, by spotkać się tam z Bogiem i drugim człowiekiem i w ten sposób przestać osądzać po pozorach, po tym, co na zewnątrz tylko...


Poniedziałek, 16 października

      Czym takim wyróżnili się królowa Saba i Jonasz, że Jezus stawia ich dzisiaj jako przykład dla nas? (Łk 11, 29-32). Królowa z Południa posłyszawszy o mądrości Salomona, wybiera się w drogę nie zważając na nic, by móc tylko się o tym przekonać i czerpać z niej. Jonasz nawoływał lud do nawrócenia i efekty tego nawoływania przerosły nawet samego Jonasza - cały naród łącznie z królem i zwierzętami oblókł się wory pokutne i wrócili do Boga. Słowa, które powodują u słuchaczy natychmiastową reakcję. Jezus swoje pokolenie nazywa przewrotnym, bo nie nawróciło się ani na słowa Jana Chrzciciela, ani na Jego słowa, stając się pokoleniem przewrotnym, bo nawet widząc znaki - nie dość, że nie dostrzegli w tym ewidentnej obecności Boga pośród nich, to jeszcze uznali, że przez władcę złych duchów to wszystko czyni Jezus. Wyjątkowość Jezusa i Jego wielkość polega na tym, że to On sam jest Mądrością Bożą i że to On sam, wzywając do nawrócenia jest Zbawicielem świata, Zbawicielem tego pokolenia, które nie dostrzegło tego i nie uznało. Do jakiego pokolenia należy każdy z nas...?


Niedziela, 15 października

      Dzisiejszy fragment Ewangelii (Mk 10, 17-30) można tłumaczyć na wiele sposobów. Osobiście widzę tu dwa typy postaw, które mogą także w naszym życiu występować, a nawet w środku nas trwa czasem walka tych dwóch postaw. Pierwsza to postawa tego człowieka, który przybiega do Jezusa. Ma wiele "posiadłości", jego świat jest bogaty w całym tego słowa znaczeniu. Ale kiedy Jezus proponuje mu, by zaufał całkowicie Jemu, by oddał to wszystko - odchodzi zasmucony, jest zbyt przywiązany do tego... My też czasem jesteśmy podobni to tego człowieka - i nie chodzi bynajmniej o bogactwa materialne, choć o nie czasem też. Ale jakże trudno nam często porzucić nasze pomysły na życie, pragnienia, problemy, kłopoty osobiste i złożyć je w ręce Jezusa! Jakże trudno nam zaufać naszemu Bogu! Nie chodzi o to, by pozbywać się osobistych planów i pragnień, bo przecież nie chodzi o to, by zniszczyć własne człowieczeństwo - chodzi o te pragnienia, sytuacje, osoby, problemy, które wypływają z egoizmu, wygodnictwa i innych niskich pobudek, mających na względzie tylko siebie, swoje szczęście, zapominając o drugim człowieku...

      Druga postawa, którą widać w Ewangelii to Piotr - "Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą". Wydaje mi się, że jest to postawa godna naśladowania i znów, nie w tym dosłownym znaczeniu, ale w tym, by zawierzyć całe swoje życie Jezusowi, pozwolić Mu prowadzić się, pytać Go o wszystko, co się dzieje w życiu, oddawać Mu każdy dzień, każdą chwilę, każdą osobę, problem, radość i porażkę. Oddawać Mu wszystko. Obyśmy mogli za Piotrem powiedzieć - Panie, opuściłem wszystko, w moim życiu Ty jesteś na pierwszym miejscu...


                                        archiwum