przemyślenia...


Piątek, 13 października

      Jezus daje dzisiaj przestrogi dotyczące złego ducha (Łk 11, 15-26) a pomiędzy tymi przestrogami mówi: "Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza". Dla mnie te słowa są kluczowe, bo pokazują, że we wszelkiej walce ze złem w centrum musi stać On - Jezus. Sami sobie nie poradzimy, sami nie zwyciężymy złego ducha. Możemy próbować wymiatać swój dom, sprzątać go (przemieniać się), lecz jeśli nie zaprosimy do niego potem Jezusa - to ostatecznie niewiele się zmieni. Nie da się walczyć ze złem i ciemnością za pomocą miotły, trzeba opowiedzieć się po stronie Jezusa. Bo nasze serce nie znosi pustki - kto nie jest z Jezusem, jest przeciwko. To pokazuje też, iż potrzebujemy w naszym życiu nieustannego czuwania i rozeznawania i zadawania sobie pytania: Czy Jezus jest obecny w moim życiu w sposób aktywny, czy zapraszam Go i pozwalam działać? Bo On jest tym, który rozprasza nasze ciemności, oddala zło, usuwa złego ducha i chce zamieszkać na stałe w naszych sercach...


Czwartek, 12 października

      Jezus zachęca nas dzisiaj (Łk 11, 5-13), byśmy prosili Ojca o cokolwiek. Mamy w tej modlitwie nie ustawać, wiernie i wytrwale prosić. Zniechęcenie  w tej modlitwie mogłoby być oznaką kapryśności ("nie chcesz dać od razu, to nie") lub też szukania bardziej daru niż Dawcy. Mamy wytrwale prosić o to, co znajduje się głęboko w naszych sercach - o wypełnienie naszych prawdziwych pragnień. Ale czasem zdarza się, że trudno nam dotrzeć do tych najgłębszych pokładów naszego serca, trudno nam odkryć nasze prawdziwe pragnienia i próbujemy je zastąpić jakimiś "kaprysami czy zachciankami". Jezus wręcz nalega, by prosić o wszystko, ale taką modlitwę należy poprzedzić prośbą o Ducha Świętego, który wie najlepiej, czego nam potrzeba, bo potrafi dotrzeć do głębin naszego ducha. Duch Święty jest także Tym, który może - jeśli Mu na to pozwolimy - przemienić nasze zachcianki w prawdziwe pragnienia, w coś, co Bogu się będzie podobać - tak, że staniemy się podobni do Ojca w niebie, który wszystkim daje dobre dary, wylewając swoją miłość na każdego...


Środa, 11 października

      Jezus uczy dzisiaj swoich uczniów modlitwy (Łk 11, 1-4). Najpierw sam się modli, potem swoją modlitwę przekazuje dalej, wypływa ona z Jego osobistego doświadczenia i relacji z Ojcem - nie została napisana przy zielonym stoliku. "Ojcze nasz" jest modlitwą w pełni tego słowa znaczeniu, zawiera to wszystko, co prawdziwa modlitwa powinna zawierać - uwielbienie i dziękczynienie złożone Bogu, prośby a także przebaczenie i prośba o przebaczenie. I wierzę, że ta modlitwa, odmawiana świadomie i z głębokim skupieniem na tym, co się wymawia, ma moc przemieniać nasze życie, uzdrawiać je, czynić pełnym pokoju i radości - co przychodzi do nas właśnie od Ojca przez Chrystusa w Duchu Świętym, który w nas zamieszkuje i w nas się modli. Przyzywajmy więc zawsze Ducha Świętego, by stając się w nas modlitwą uczył nas takiej modlitwy, która w danym momencie najbardziej uwielbi Boga a nam da to, czego wtedy najbardziej potrzebujemy...


Wtorek, 10 października

      Myślę, że słowa Jezusa są bardzo trafne dla nas na dziś: "troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego..." (Łk 10, 38-42). Bo jakże często chętnie zapraszamy Jezusa do naszego życia, ale nie jesteśmy z Nim. Sadzamy Go w innym "pokoju" i dobrze, że jest, ale mamy wiele swoich spraw do załatwienia, wiele trosk, wiele sposobów na to, jak urządzić sobie życia i może nawet czasem boimy się Jezusa tam wpuścić, bo mogłoby Mu się nie spodobać to, co robimy. Wolimy więc sami, po swojemu, wiedząc tylko, że On gdzieś jest. Pretensje mamy tylko wtedy, gdy coś nie idzie, zepsuło się, nie jest po naszej myśli...

      ...można też inaczej popatrzeć na to. w tej całej bieganinie naszego życia potrzeba nam naprawdę jednego - św. Ignacy z mistrzostwem ujął to bardzo krótko i konkretnie: "Szukać i znajdować Boga we wszystkim". Nasze zabieganie często jest naprawdę "nasze" tylko, a przecież Bóg chce w tym być. Więc cokolwiek robimy, szukajmy i znajdujmy w tym Pana, Jego obecności, Jego troski o nas i o nasze sprawy. Pozwólmy Mu na obecność w naszym życiu bardziej aktywną niż tylko łaskawe zezwolenie Mu na przyglądanie się nam z "wysokich Niebios". Niech Jego błogosławiąca dłoń spocznie na wszystkim, co robimy, co myślimy, za czym gonimy, o co się troszczymy... Wtedy niewątpliwie w naszym życiu zagoszczą harmonia, pokój i radość, które są owocami obecności Ducha Świętego! Wtedy wszystko będzie dobrze!


Poniedziałek, 9 października

      Każdy chrześcijanin wie (lub wiedzieć powinien), iż bycie miłosiernym należy do istoty naszej wiary, że okazywane miłosierdzie innym poprzez modlitwę, słowa i czyny upodabniają nas do Chrystusa. Jednak niemniej ważnym jest uznać siebie jako osobę potrzebującą miłosierdzia, obdartą i na wpół umarłą, poranioną przez grzech istotę. Ważnym jest by to zobaczyć, że tacy właśnie jesteśmy ale jeszcze ważniejsze jest pozwolić owemu "Samarytaninowi", by nas opatrzył, udzielił pomocy i troszczył się o nas. Bo to sam Chrystus w najgorszych momentach naszego życia przychodzi do nas, by uratować nasze życie od śmierci. To On wzrusza się głęboko na nasz widok, zalewa nasze rany grzechu oliwą i winem sakramentów (nade wszystko sakramentu pojednania i Eucharystii) i to On zabiera nas do domu Ojca (wspólnoty Kościoła), gdzie bezpiecznie możemy dochodzić do zdrowia. To On - sam Jezus. Czy mu na to pozwalamy...?


Niedziela, 8 października

      Bardzo mnie uderzają i uważam że są bardzo ważne słowa, które wypowiada Bóg "nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam" (Rdz 2, 18-24). Bo łatwiej jest dźwigać odpowiedzialność życia, odpowiedzialność za jego owocność, kiedy się jest we dwoje. Jest łatwiej, kiedy obok jest ktoś, kto na takich samych prawach towarzyszy człowiekowi - ta równość jest ważna i ją widać w tym tekście (mężczyzna jest "nieobecny" przy stwarzaniu kobiety, nie ma na to wpływu, bo śpi i żebro, z którego zostaje ona utworzona jest organem mało istotnym w ciele człowieka - czyli niczego mu nie ubywa w związku ze stworzeniem kobiety). Są więc równi i zjednoczeni ze sobą. Myślę, że analogicznie można powiedzieć o naszej relacji z Bogiem - nie jest dobrze, żeby człowiek był sam, dlatego Bóg jest nieustannie przy nas. I choć Bóg, w przeciwieństwie do drugiego człowieka, nie jest nam równy - jest Bogiem, Kimś wyższym, to jednak przez Jezusa Chrystusa tak bardzo uniżył się i przybliżył do nas, że jest bliżej nas i rozumie nas bardziej niż my siebie samych. Nie na darmo całe Pismo Święte, które relacje z Bogiem porównuje do małżeństwa, nazywa zerwanie relacji z Bogiem cudzołóstwem, o którym słyszymy w dzisiejszej Ewangelii (Mk 10, 2-16). Bo nasze serce nie znosi pustki - tak gdy chodzi o brak drugiego człowieka przy nas, ale jeszcze bardziej, gdy brak Boga. Kiedy więc przez zatwardziałość serca "oddalamy" Go, zawsze nasze serce popełni cudzołóstwo - znajdzie sobie "bóstwo", którym będzie się starało wypełnić pustkę. Pozwólmy więc, by wszelkie pustki, braki, pragnienia naszych serc wypełnił On - Jedyny i Prawdziwy Bóg, który wie, że nie chcemy być sami, który wspólnotę i relację wpisał w nasze serca. Panie, wypełnij nas Sobą...!


                                        archiwum