przemyślenia...
|
|
Sobota, 30 września
"Weźcie wy sobie dobrze do serca..." (Łk 9, 43b-45). Wziąć sobie mocno
do serca, że zbawienie, uzdrowienie, przebaczenie, wreszcie, że całe
życie chrześcijanina - jeśli jest zanurzone w Chrystusie - przechodzi
przez krzyż, przez wydanie swojego życia, przez spotkanie z drugim
człowiekiem, który może czegoś od nas chcieć, który będzie nas
potrzebował, szukał pomocy i wsparcia, który będzie nas też krzywdził,
zadawał rany... Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi... każdy
chrześcijanin będzie wydany w ręce ludzi... wcale nie w spektakularny
sposób, ale w codzienności, obowiązkach, sprawach do załatwienia,
wypoczynku, modlitwie... To są miejsca naszego wydania się w ręce ludzi,
nie mamy szukać innych... Wziąć to sobie dobrze do serca, tzn. rozważać
to, jak Maryja, ale też żyć tym, wchodzić w krzyż z odwagą, bo to
najprostsza droga, by znaleźć się w ręku Boga...
|
|
Piątek, 29 września św. Archaniołów Michała, Gabriela i
Rafała
Jezus
mówi dziś o otwartych niebiosach i aniołach wstępujących i zstępujących
na Syna Człowieczego (J 1, 47-51). Dla mnie są one symbolem głębokiej i
zażyłej relacji Jezusa z Ojcem. Pokazują, że Jezus był nieustannie
związany ze swoim Ojcem. Aniołowie nie są tu ukazani jako byty
konieczne, tzn. że bez nich ta relacja byłaby niemożliwa, lecz jako
stworzenia pomagające w tej relacji, także podczas ziemskiego życia Syna
Bożego. Zawsze więc, kiedy mamy problemy z relacją z Bogiem, z modlitwą,
możemy prosić choćby naszego anioła stróża, by stał się pośrednikiem, by
pomógł nam nawiązać kontakt z Bogiem...
Natanael jest tutaj także ciekawą postacią. Jezus określa go jako
człowieka bez podstępu. Taki człowiek charakteryzuje się jedną
podstawową cechą: nie jest dwulicowy, nie ma podwójnego serca, jest
pełen prostoty. Człowiek o
podwójnym sercu jest podejrzliwy wobec każdego, także wobec Boga i
podejrzewa Go o ukryte intencje. Już św. Jakub pisał, że u Boga nie ma
zmienności ani chwiejności (Jk 1, 17), niemniej taki człowiek uważa, że
Bóg, dając nawet dobre dary, łaski, intencje ma złą, chce zaszkodzić,
chce człowiekowi coś zabrać... Człowiek bez podstępu przyjmuje w
prostocie to, co Bóg ofiarowuje wierząc bez cienia wątpliwości, że to
służy jego dobru i wzrostowi. I myślę też, że człowiekowi o prostym
sercu łatwiej jest uwierzyć w istnienie aniołów, łatwiej uwierzyć w ich
obecność w naszym życiu i ich pomoc...
|
|
Czwartek, 28 września
Cuda i
znaki służyły Jezusowi do tego, by potwierdzały Jego naukę i wzmacniały
wiarę w głoszone Słowo. W związku z tym cuda bardzo rzadko występowały
niezależnie od głoszenia Słowa i Jezus zawsze wtedy pytał o wiarę. Dziś
widzimy Heroda, który słyszy o wszystkich cudach zdziałanych przez
Jezusa (Łk 9, 7-9). Niestety, Herod nie słyszał nauki, nie zna dobrej
nowiny o zbawieniu. Stąd cuda wywołują w nim dwojakiego rodzaju uczucia:
najpierw jest to zaniepokojenie, lęk przed osobą Jezusa (bo Dobra Nowina
wymaga nawrócenia serca oraz odrzucenia wszelkiego nieporządku
moralnego), a potem ciekawość i chęć zobaczenia Go (który często
przeradza się w poszukiwanie "wrażeń religijnych" zamiast osoby Jezusa).
Trzeba powiedzieć jasno - to nie jest postawa chrześcijanina,
prawdziwego ucznia Chrystusa! Znakiem rozpoznawczym ucznia Chrystusa nie
jest ani lęk, ani ciekawość, tylko wiara,
która jest nierozdzielnie złączona z miłością,
która to miłość widzi w drugim człowieku Chrystusa i służy mu... Zanim
więc zaczniemy oskarżać Boga, że nie ma w naszym życiu cudów i znaków
Jego obecności, że Go nie doświadczamy, odpowiedzmy sobie szczerze na
pytanie, czy pozwalam, by głoszone Słowo, Dobra Nowina, docierają do
naszych serc, czy pozwalamy na to i czy pozwalamy, bo Ona nas
przemieniała, wzbudzała wiarę, która prowadzi do głębokiego
doświadczenia Boga... jeśli nie, jest niebezpieczeństwo, że zostaniemy
tylko na poziomie Heroda - lęku i ciekawości, które jednak pozostaną
puste, bo nie spotkamy Chrystusa...
|
|
Środa, 27 września
Jezus
także i nam daje władzę nad złymi duchami (Łk 9, 1-6). Bóg pozwala nam
walczyć ze złem na różnorodne sposoby i niekoniecznie poprzez jakieś
specjalne modlitwy czy różne formy wypędzania złego ducha, które mogą
czynić tylko biskupi i wyznaczeni przez nich egzorcyści. Przede
wszystkim wypędzamy złego ducha poprzez głoszenie Królestwa Bożego, nie
tylko słowem, ale swoim całym życiem, stając się światłem dla świata
wokół nas. Bardzo skutecznym sposobem jest czynienie dobra, myślenie o
dobru, mówienie dobrych rzeczy - zawsze i wszędzie. Bo nie warto ze złem
walczyć za pomocą miotły, próbując je odgonić od nas. Ono samo ucieknie,
kiedy przeciwstawimy mu się dobrem. I nie ma lepszego sposobu na trudne
pokusy, uciążliwe złe myśli, które czasem nas dręczą, jak odwrócić się
plecami do złego, aby stanąć twarzą w twarz z Jezusem - czyli ufna
modlitwa! To jest nasza najmocniejsza broń, którą możemy stosować zawsze
i wszędzie. Także ufność w to, że środki, które posiadamy (także te
materialne) są wystarczające, że to Pan się o nas troszczy i nie musimy
innym zazdrościć (co zaraz "przynęciłoby" w naszą okolicę złego z jego
pokusami). Mamy też władzę nad chorobami, szczególnie nad tymi, które
nas dręczą w codzienności - kompleksy, lęki, rozmaite mechanizmy
obronne... Mocą Ducha Świętego, który w nas mieszka możemy to wszystko
przekraczać, by coraz bardziej upodabniać się do Chrystusa... bez Niego
jesteśmy skazani na samotną walkę, której wynik jest raczej
przesądzony... z Jezusem możemy wszystko!
|
|
Wtorek, 26 września
Widzimy dziś Jezusa otoczonego tłumem (Łk 8, 19-21). Stale za Nim
chodzą, ale czego chcą? Odpowiedzi mogą być różne, ale to, co Jezus
mówi, powinno dać do myślenia każdemu, kto w tym tłumie jest a także
każdemu z nas, którzy te Jego słowa czytamy, słyszymy... Bo tłum dziś
jest, jutro może go nie być, teraz słucha, ale za chwilę rozchodzi się
do swoich zajęć... a tu chodzi o to, by być "krewnym" Jezusa, by być
blisko Niego, by rzeczywiście słuchać Słowa Bożego i wypełniać je w
swoim życiu (jak wczoraj to nazwałem - słuchać aktywnie). Krewni są do
siebie w wielu rzeczach podobni, tak my, chrześcijanie - jeśli naprawdę
nimi jesteśmy - mamy być do Jezusa podobni - we wszystkim. Mamy więc
przyjmować Jego myślenie, Jego mentalność, Jego pragnienia, Jego słowa
pełne dobroci, miłości, mamy pochylać się nad ludzkimi biedami i
niedolami - tak jak On, dbać o najsłabszych, pokrzywdzony,
zrozpaczonych, mamy także dobrem odpłacać tym, którzy są naszymi
nieprzyjaciółmi, krzywdzicielami, także tym, którzy są nieprzyjaciółmi
Boga, mamy wreszcie, z miłości do innych, wydać swoje życie "na
śmierć"... W tym miejscu przypomina mi się to, co powiedział kiedyś
jakiś teolog na temat nieba: Bóg Ojciec postawi przy sobie Swojego
Syna, Chrystusa, i do nieba wpuści każdego, kto będzie tak podobny do
Jezusa, że On, Ojciec, nie będzie w stanie ich od siebie odróżnić...
obyśmy stali się tak podobni do Jezusa, by ani Bóg Ojciec, ani żaden
człowiek, nie mógł nas od siebie odróżnić...
|
|
Poniedziałek, 25 września
Słuchanie to coś więcej, niż tylko
bierne przyjmowanie dźwięków. Wydaje mi się, że Jezus, który mówi dziś,
w trochę dziwnym kontekście "Uważajcie więc, jak słuchacie" (Łk 8,
16-18) pokazuje, na czym polega prawdziwe słuchanie. Św. Jakub pisze w
swoim liście "Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko
słuchaczami oszukującymi samych siebie" (Jk 1, 22). Słuchanie więc
polega na tym, by oprócz przyjęcia Słowa, rozważenia Go w swoim sercu
(jak Maryja) i oprócz pozwolenia Mu na przemienienie naszego życia -
należy je wprowadzić w czyn. Inaczej zabiorą nam to, co wydaje się nam,
że mamy (to, czym moglibyśmy służyć i pomagać innym ale tego nie
czynimy). Kiedy nasze słuchanie będzie aktywne (przechodzące w czyn),
wtedy nasze światło zabłyśnie tak, że wszyscy je zobaczą - staniemy się
światłem dla innych...
|
|
Niedziela, 24 września
To
druga niedziela, w czasie której słyszymy zapowiedź Jezusa, że musi
umrzeć (Mk 9, 30-37), że Jego droga nieuchronnie prowadzi na krzyż, ale
że po tym wszystkim zmartwychwstanie. I jeśli nazywamy siebie
chrześcijanami, to jest to także nasza droga. Wszystkie słowa i czyny
Jezusa prowadzą nieuchronnie do tego centralnego, najważniejszego Słowa
i Czynu - Krzyża! Iść drogą krzyża to nic innego, jak brać swoje życie,
takim, jakie ono jest, czynić wszystko, co do nas należy, bez ucieczek
wchodzić w różne sytuacje, które to życie przynosi, tak łatwe i
przyjemne, jak i trudne i bolesne, wreszcie - to jest fundament
Jezusowego krzyża - wydać się za ludzi... Tych nam najbliższych i tych,
których spotykamy "przypadkowo" w naszym życiu. Wydać się, czyli nie
chcieć niczego innego dla każdego, jak dobra, pozwolić na to, by nawet
stracić (pieniądze, reputacje, dobre imię) po to, by móc wokół siebie
rozsiewać dobro i niwelować siłę zła. Trudne to jest i może dlatego
świat pokazuje dzisiaj oblicze zgoła przeciwne, co jednak rodzi
zazdrość, wszelkie żądze, bezład, wojny, kłótnie, etc... (Jk 3, 16 - 4,
3). Idąc konsekwentnie za Jezusem czeka nas krzyż i śmierć - tak jak
Jego - a potem zmartwychwstanie, wraz z Nim, które już teraz daje nam
pełnię życia, przedłużoną na życie wieczne...
|
|
|
|