O nawróceniu

 


 

      Wielokrotnie w ciągu życia zastanawiamy się nad faktem naszego nawrócenia. Przychodzi to szczególnie podczas Wielkiego Postu, ale nie tylko wtedy. Ludzie, którzy starają się żyć Bogiem na co dzień niejednokrotnie częściej nad tym reflektują, lecz nie zawsze dochodzą do właściwych wniosków, a co za tym idzie, i czynów. Chciałbym więc przyjrzeć się tej rzeczywistości i spróbować określić, czym jest nawrócenie w swej istocie i do czego powinno nas prowadzić.
Samo słowo nawrócenie pochodzi z języka greckiego (metanoia) i oznacza zastanawianie się po fakcie, zmiana myśli, odwrócenie myśli. Przyjrzyjmy się tym znaczeniom, by zobaczyć, w czym tkwi istota nawrócenia. Zastanawianie się po fakcie - reflektuję nad swoim życiem, przyglądam mu się, temu, co do tej pory osiągnąłem, pogłębiona refleksja nad sobą. Zmiana myśli, odwrócenie myśli - refleksja nad swoim życiem skłania mnie do wycofania się z dotychczasowej drogi, patrząc na to, czego dokonałem, chcę zmienić zupełnie moje myślenie, moją mentalność, odwrócić się od dotychczasowego myślenia. Już patrząc na to rozróżnienie widzimy, że nawrócenie w swej istocie nie jest, przynajmniej na początku, związane z czynami, lecz z myśleniem! To myślenie ma się zmienić, umysł, świadomość - w pierwszej kolejności a nie czyny. Dlaczego tak ważne jest to rozróżnienie? Doświadczenie pokazuje bowiem, że kiedy chrześcijanin słyszy słowo "nawrócenie", to przeważnie ma na myśli jakiś post, umartwienie, odjęcie sobie czegoś od ust, ograniczenie sobie czegoś, itd. Jest to wielkie nieporozumienie i takie działanie niekoniecznie ma jakiś związek z prawdziwym nawróceniem.
      Tymczasem sama zmiana czynów nie prowadzi jeszcze do nawrócenia, gdyż jest bardzo nietrwała. Poza tym osobiście wątpię w to, czy bez zmiany mentalności można zmienić czyny, postępowanie... Człowiek wtedy próbuje siłą swojej woli nagiąć siebie do czynienia czegoś, czego być może nigdy nie robił. Może to wyrządzić wiele szkód w nim. Więc tą drogę należy odrzucić, jako bardzo nieskuteczną i wręcz niewłaściwą. Jak więc należy podejść do sprawy nawrócenia?
      Po pierwsze trzeba w ogóle zauważyć, trzeba mieć w sobie głębokie przekonanie, że potrzebuję nawrócenia! Muszę być świadomy własnej niedoskonałości, niepełności, błądzenia. Muszę dostrzec w swoim życiu, że droga, którą obrałem, nie prowadzi mnie ku szczęściu, że zbyt często bliżej mi do "śmierci" niż "życia". Doświadczenie własnej niedoskonałości, niewystarczalności, słabości, upadku, grzechu to - śmiem twierdzić - jedno z piękniejszych, choć trudnych doświadczeń człowieka. Dlaczego? Gdyż dopiero wtedy, człowiek jest w stanie zrobić krok naprzód, dopiero widząc, w jakiej jest sytuacji, może zacząć kierować się ku nawróceniu. To doświadczenie wiąże się nierozerwalnie z pokorą i stanięciem w prawdzie. Dlatego nawrócenie jest tak trudne - nie uśmiecha nam się przyznać się, nawet sami przed sobą, że nasza dotychczasowa droga jest błędna, że chodzimy po omacku... owszem, możemy przyznać, że nam z tym źle, ale niejednokrotnie jesteśmy tak przywiązani do tego stanu, tak nam w tym dobrze i bezpiecznie, że wszelką nowość odrzucamy, boimy się jej z bardzo różnych względów. Wolimy siedzieć w tej naszej jaskini, w tym wygodnym niejednokrotnie gniazdku, które znamy - niż wyjść, wylecieć na otwartą przestrzeń i wysoko szybować z orłami. To jest trudne, bo trzeba się wychylić, trzeba mieć odwagę... co powiedzą inni, jak zareagują, ośmieszę się... Tak trudno człowiekowi pozwolić się nawrócić. Bardzo trudno.
       Nawrócenie jest łaską. To oznacza, że sami nie jesteśmy w stanie go sobie wypracować. Nie jesteśmy w stanie zasłużyć sobie w żaden sposób na nawrócenie. Nawrócenie jest łaską, która jednak domaga się współdziałania. Z jednej strony czuję moje błądzenie, braki, a z drugiej jestem pociągany przez Kogoś, kto chce mi ofiarować inne, lepsze życie, bardziej szczęśliwe. Trzeba tu od razu zaznaczyć, że życie lepsze i szczęśliwe nie oznacza "wolne od cierpienia i krzyża". Trwanie w Bogu bowiem pomaga zupełnie inaczej patrzeć na wartość cierpienia i inaczej je przeżywać. Można być szczęśliwym jednocześnie cierpiąc. Ale tym nie będę się teraz zajmował. Nawrócenie w tym wymiarze i kształcie według mnie integralnie wiąże się z wiarą. Nawrócenie i wiara mają zasadniczo wspólny początek, rzekłbym nawet - nawrócenie zaczyna się od wiary. Bowiem wiara rozpoczyna się w momencie, w którym stajemy pod murem, w którym czujemy, że nie ma wyjścia, że sytuacja jest beznadziejna. Sytuacja beznadziejności i braku jest, czy może się stać fundamentem wiary. Może się stać, gdyż różne czynniki mogą spowodować, że człowiek, do końca chcąc sam sobie poradzić z trudną sytuacją, nie zawierzy Temu, który ma moc go wybawić, a który z łaską przychodzi zawsze, gdy człowiek Go wzywa. Kiedy więc zawierzymy, zaufamy - Bóg zaczyna w nas działać, zaczyna nas przemieniać oraz sytuację, w której się znaleźliśmy. To zaufanie rodzi pogłębioną więź z Bogiem, zaczynamy odczuwać Jego nieskończoną i dającą poczucie bezpieczeństwa Miłość. Ale nawrócenie idzie dalej. Głębokie odczucie tej Miłości rodzi w nas wielkie pragnienie - pragnienie, by na taką Miłość dać odpowiedź. Miłość wtedy jest autentyczna, kiedy niczego tak nie pragnie, jak dać odpowiedź. Za Miłość się nie dziękuję... to zbyt mało, to nieadekwatne - na Miłość się odpowiada. Miłość za Miłość. Nie inaczej. Ta Miłość zaczyna kierować naszym życiem. Inaczej wtedy patrzymy na nasze dotychczasowe postępowanie, czyny i zaczynamy je zmieniać. De facto zaczynamy się zmieniać. Nie jest to w żadnym wypadku rewolucja w nas, ale ewolucja. Dzieje się to w czasie. To pewien proces, który trwa. Dlatego potrzeba tu wiele cierpliwości do siebie samego. Bardzo wiele cierpliwości. Cierpliwości, która wiąże się z przebaczaniem sobie samemu i pokochaniem siebie. Bez tego nawrócenie będzie zawsze jakąś formą czy próbą samodoskonalenia, czy wręcz poszukiwania samo-zbawienia. Dzieła, którego może dokonać tylko Bóg, nie jesteśmy w stanie sami dokonać. Tylko Jezus zbawia, tylko Jego moc może dokonać w nas tej przemiany, zwanej nawróceniem.
      Kończąc chciałbym wspomnieć o jednej jeszcze, ważnej rzeczy. Nawrócenie w pierwszym momencie jest "od czegoś". Ale musi mieć też ten drugi wymiar, gdyż nasze wnętrze nie znosi pustki: nawrócenie "ku czemuś", albo bardziej "ku Komuś". Bóg, który daje nam łaskę nawrócenia, czyni to, by serce nasze pociągnąć całkowicie ku Niemu. Bo nasze serce jest niespokojne - jak pisał św. Augustyn - dopóki w Nim nie spocznie. To Bóg jest więc początkiem i zarazem końcem naszego nawrócenia. W Nim się rozpoczyna i w Nim znajduje ono swoje dopełnienie.

Grzegorz Ginter SJ

 


 

powrót