Nasze życie duchowe bez modlitwy
nie istnieje. Życie duchowe,
rozumiane jako wiara, nie istnieje jeśli nie karmi się modlitwą. Dla
chrześcijanina ta afirmacja, która jest mocna, powinna być jak pierwsze
przykazanie. Ale myślę, że wchodząc w temat modlitwy należy najpierw
określić, co przez nią rozumiemy i co sprawia, że możemy jakąś modlitwę
nazwać prawdziwie chrześcijańską. Jest to nasze pierwsze zadanie, zanim
zaczniemy się zastanawiać, jakie specyficzne rysy posiada np. modlitwa liturgiczna, charyzmatyczna czy inne.
Zanim wejdziemy w owe kryteria modlitwy
prawdziwie chrześcijańskiej, kilka słów o naturze samej modlitwy i na
czym się zasadza. Być może będą to rzeczy znane i oczywiste, jednak aby
przejść do właściwego tematu potrzebuję zarysować pewien horyzont, bez
którego wszystko będzie zawieszone w próżni.
Modlitwę chrześcijańską można by określić
tak naprawdę jednym słowem: spotkanie.
Jest to spotkanie dwóch osób – człowieka i Boga, spotkanie „ja” i „Ty”.
Modlitwa tak widziana jest ściśle związana z wiarą. Ale o jaką wiarę
chodzi? Bynajmniej nie chodzi o wiarę, którą wyznajemy podczas każdej
Mszy świętej w Credo (ta wiara i to wyznanie jest również ważne, określa
naszą tożsamość i sytuuje nas we wspólnocie Kościoła). W modlitwie
chodzi jednak o wiarę, która jest przyjęciem, akceptacją Boga, który
cały nam się daje, jest zaufaniem Bogu. Taka wiara mówi: wierzę Tobie
całkowicie, ufam Tobie Panie.
Tu mamy pierwsze kryterium rozeznawania
modlitwy: nie ma modlitwy prawdziwie chrześcijańskiej bez wiary, która
to wiara jest relacją z osobą, spotkaniem z Kimś. Można mieć wiele
rzeczy jako cel modlitwy, np. własny rozwój duchowy, poszukiwanie
lepszego życia, uzyskanie pokoju wewnętrznego, lecz bez wiary nie ma
modlitwy chrześcijańskiej.
Można powiedzieć inaczej i prościej: jaka
wiara, taka modlitwa. Ale powtarzam, wiara, która jest spotkaniem z Kimś
a nie zbiorem jakichś prawd, w które trzeba wierzyć. Wiara, która
przenika i przemienia całe życie człowieka. Taka wiara, trzeba to sobie
jasno i wprost powiedzieć, jest trudem, tak samo jak trudem są nasze
relacje z innymi. Czasem udaje nam się porozumieć, a czasem są
trudności, nieporozumienia. W relacji z Bogiem będzie podobnie. Jeśli w
naszej relacji z Bogiem nigdy nic nie zgrzyta, jest zawsze miło,
przyjemnie i sympatycznie, to trzeba dobrze się przyjrzeć jakiego Boga
(boga) mam przed sobą i czy aby na pewno to Bóg prawdziwy (tu wchodzi
cała kwestia obrazu Boga jaki nosimy w sobie).
Jeśli mówimy, że taką mamy modlitwę, jaką
mamy wiarę, to o modlitwie możemy również powiedzieć, że jest przyjęciem
Boga, który się nam cały daje i w tym dawaniu siebie wzywa nas, zaprasza
nas do intymnej relacji z sobą. Co oznacza taka relacja? To zdanie sobie
sprawy, że nie są najważniejsze żadne techniki modlitwy, żadne metody,
ale że najważniejsze jest być z Jezusem, tak jak zakochani są ze sobą i
często komunikują się bez słów. To zdanie sobie sprawy, że tak często
wystarczy tylko kochające spojrzenie – moje na Boga i Boga na mnie, tak
jak zakochanym wystarczy patrzeć na siebie. Mamy więc do czynienia z
pewną pasywnością czy biernością – nic nie musimy robić, by kochać,
wystarczy patrzeć, wystarczy być. Ta pasywność oczywiście jest swego
rodzaju i nie mogę powiedzieć, że nic nie będę w życiu robił, bo kocham
– wszak miłość objawia się w czynach. Ale chodzi bardziej o to, byśmy
zdali sobie sprawę, że tak naprawdę najbardziej działającym w naszej
modlitwie jest Bóg a naszym głównym zadaniem jest przyjąć Jego
działanie, Jego miłość – zanim my zaczniemy na miłość odpowiadać.
Najpierw jest potrzebna intymna relacja z Jezusem i dopiero wtedy
nauczymy się modlić (czyli nauczymy się być z Bogiem) – inaczej modlitwa
staje się pustą techniką.
Idąc dalej, zapytajmy o samego Boga w
modlitwie. Otóż Bóg objawił się nam w jeden, całkowity i podstawowy
sposób – w osobie Jezusa Chrystusa. Dlatego nasza modlitwa musi być
całkowicie skoncentrowana na Jezusie, na nim się zasadzać, w Nim mieć
swój początek i swój cel. Jeśli dobrze wczytamy się w Ewangelię to
odkryjemy, że słowo „nawrócić się” oznacza tak naprawdę nawrócić się na
Jezusa, spotkać się z Nim i nawiązać z Nim osobistą relację. To nie jest
więc jakiekolwiek nawrócenie. Poprzez takie nawrócenie człowiek wierzący
czyni z Jezusa Kogoś, kto decyduje o całym jego życiu. Możemy więc
powiedzieć, że nawrócić się na wiarę oznacza tak naprawdę nawrócić się
na Osobę Jezusa i poddać Jemu całą swoją egzystencję. W tym właśnie ma
swój fundament teologiczny np. oddanie swojego życia Jezusowi jako
jedynemu Panu i Zbawicielowi.
Kolejny ważny punkt to przyjęcie faktu,
że drogą modlitwy dla chrześcijanina jest Jezus Chrystus. Modlimy się
ponieważ Jezus się modlił, ale nie tylko to: modlimy się w taki sposób,
w jaki modlił się Chrystus. A jak On się modlił? Chrystus modlił się
całym swoim życiem, ponieważ był w stałym kontakcie ze swoim Ojcem.
Wszystko więc co czynił Jezus było modlitwą. My tak nie potrafimy od
razu i łatwo wpaść w pokusę, że skoro tak, to nie poświęcę specjalnego
czasu na modlitwę, bo wszystko co robię jest modlitwą. Potrzebujemy
poświęcić wiele czasu specjalnego na modlitwę zanim uda nam się wejść w
taką przyjaźń z Bogiem, że wszystko, co będziemy czynić stanie się
modlitwą. Jak może pamiętamy, św. Ignacy dopiero pod koniec swojego
życia mógł powiedzieć, że znajdował Boga we wszystkich rzeczach kiedy
tylko chciał.
Ostatnia rzecz, zanim wejdę w specyfikę
modlitwy prawdziwie chrześcijańskiej to przyjęcie, że nasza modlitwa
musi się odbywać w Duchu Świętym, Duchu Jezusa. Bezpośrednio lub
niebezpośrednio, od Niego powinniśmy rozpoczynać naszą modlitwę,
ponieważ Duch Święty jest tym, który prowadzi do Jezusa, który uczy nas
modlitwy i mało tego, On sam staje się w nas modlitwą. Ale nie tylko to.
Człowiek przez grzech oddala się od Boga w taki sposób, że trudno mu w
życiu obierać kierunek na Boga, moglibyśmy powiedzieć, że spontanicznie
nie idziemy ku Bogu. Jest to pewien trud i potrzebujemy nieustannego
oczyszczania. To oczyszczanie dokonuje się w nas właśnie mocą Ducha
Świętego. Ale nie dzieje się to automatycznie. Jest potrzebna walka
duchowa z naszej strony, jest potrzebny wysiłek, jest potrzebne
zaprawianie się w dobrym a unikanie zła za wszelką cenę i to wszystko
dokonuje się przez łaskę Jezusa Chrystusa. To nie jest żaden
perfekcjonizm czy próba samo-doskonalenia się ale możemy walczy właśnie
dlatego, że wzywamy na pomoc Ducha Świętego, który w nas jest i działa.
Dlatego nie ma modlitwy chrześcijańskiej bez działania Ducha Świętego,
który prowadzi nas do Ojca poprzez Jezusa Chrystusa.
Chciałbym teraz przedstawić pięć rysów
fundamentalnych, bez których nie można powiedzieć, że modlitwa jest
prawdziwie chrześcijańska. Po pierwsze: modlitwa zawiera w sobie
przyjaźń z Bogiem, przez którą stajemy się córkami i synami Boga i to
wszystko jako zupełnie darmowy dar Boga. Dlatego właśnie możemy nazywa
Boga: Abba! Duch Święty, który w nas się modli (nieważne czy podczas
osobistej modlitwy w domu czy na spotkaniu modlitewnym) upewnia nas
ciągle o tym, że jesteśmy dziećmi Ojca. Więc modlitwa będzie naprawdę
chrześcijańska wtedy, gdy przyjmujemy całym sercem przyjaźń, którą nam
ofiarowuje Ojciec. Modlitwa staje się konsekwencją łaski (modlitwa jako
relacja intymna z Bogiem, spotkanie z Nim). Bóg darmowo zaprasza nas do
przyjaźni ze sobą i modlitwa staje się naszą odpowiedzią na to Jego
zaproszenie. Możemy więc powiedzieć, że w modlitwie prawdziwie
chrześcijańskiej występują dwa słowa na początek: przyjaźń i darmowy
prezent Boga.
Kolejna rzecz to zaangażować się w
Królestwo Boże czy, mówiąc inaczej, na rzecz Królestwa Bożego. Jak nas
uczy sam Jezus, nie jest uczniem ten, który woła ciągle „Panie, Panie”,
tylko ten jest uczniem, który wypełnia wolę Ojca (Mt 7, 21). Nasza
modlitwa jest prawdziwie chrześcijańska nie wtedy, kiedy tylko wołamy do
Boga, ale kiedy angażujemy się w to, by przyszło Jego Królestwo (jak
prosimy w modlitwie Ojcze nasz). Więc nasza modlitwa nie ma sensu kiedy
nie prowadzi nas do stylu życia Jezusa, który głosił nadejście Królestwa
Bożego i to Królestwo wprowadzał swoimi czynami. Myślę, że wiele osób a
nawet całych wspólnot charyzmatycznych jest mocno zaangażowanych we
wszelką działalność, która sprawia, że Królestwo Boże pojawia się na
ziemi (wypełnianie na pierwszym miejscu obowiązków swojego stanu,
pomaganie bliźnim, szczególnie słabym i odrzucanym, ewangelizacja,
itp.). Można powiedzieć, że celem modlitwy jest bycie z Bogiem, ale
kryterium jej rozeznawania jest zaangażowanie, czynienie tego, co czynił
Jezus.
Następnym rysem modlitwy jest to, iż jest
działaniem duchowym. To znaczy, że głównym działającym jest Duch Święty.
Modlić się w duchu oznacza oddać się modlitwie, którą Duch Święty czyni
w nas (J 4, 24). Tutaj po raz kolejny wracamy do określenia, że modlitwa
jest darem. Ale na przyjęcie tego daru musimy się przygotować. I jak już
wspomniałem wcześniej, modlitwa prawdziwie chrześcijańska nie ma nic
wspólnego z żadnymi technikami czy sposobami (tzn. że nie można
powiedzieć, że jakaś technika jest specyficznie chrześcijańska), ale
potrzebujemy przygotować się na przyjęcie daru, mieć dyspozycję do tego
(dlatego np. w medytacji ignacjańskiej szuka się odpowiedniego miejsca i
czasu, odpowiedniej pozycji, ale tylko po to, by się lepiej przygotować,
usposobić na łaskę, którą Bóg chce nam dać). Też w pokorze potrzebujemy
uznać, że tej łaski od Boga, tej Jego przyjaźni tak naprawdę nie
jesteśmy godni, że to Jego wspaniałomyślność daje nam tę możliwość bycia
z Nim w przyjaźni.
Po czwarte, prawdziwa modlitwa
chrześcijańska jest praktykowaniem wiary, nadziei i miłości. Jeśli
zabieramy się za modlitwę to czynimy to dlatego, że wiemy, iż Bóg nas
kocha i że On nas ukochał pierwszy (a nie my Jego). Tą miłość nam
objawił przez Jezusa Chrystusa, który nas zaprasza do wiary w Boga,
którego możemy nazywać Ojcem. I ostatecznie modląc się otwieramy się na
nadzieję, ufamy bardziej Bogu niż sobie samym, Bogu, od którego
spodziewamy się wszystkiego, co nam jest potrzebne do życia prawdziwie
chrześcijańskiego.
Ostatnia rzecz, ale nie mniej ważna, to
świadomość, że zawsze modlimy się w Kościele. Nigdy nie możemy
powiedzieć, że nasza modlitwa jest całkowicie osobista i nikomu nic do
tego – zawsze modlimy się będąc we wspólnocie Kościoła (tak jak nasze
grzechy sprawiają, że cały Kościół cierpi, tak nasza modlitwa sprawia,
że cały Kościół przybliża się do Boga). W tym rysie możemy dostrzec
chociażby sens zakonów kontemplacyjnych, które, wydaje się, że „nic nie
robią”, jednak te odważne kobiety i mężczyźni stają w centrum Kościoła
by modlić się i w ten sposób przybliżać ku nam Królestwo Boże. Tutaj
odnajdujemy także sens modlitwy liturgicznej czy modlitwy publicznej.
Modlitwa zawsze więc musi odbywać się w autentycznym duchu Kościoła. A
to oznacza, że taka modlitwa zawiera w sobie nie tylko mnie osobiście i
moje prywatne sprawy, ale cały świat, bo Kościół zawsze modli się za
wszystkich ludzi. Wzorem dla nas jest oczywiście Eucharystia, w której
jako wspólnota składamy Bogu dzięki oraz w modlitwie powszechnej modlimy
się w potrzebach całego świata.
Wszystko, co sobie powiedzieliśmy ma
podwójne znaczenie dla naszego życia w Duchu. Po pierwsze, te
specyficzne rysy modlitwy chrześcijańskiej służą rozeznawaniu naszej
modlitwy, zobaczeniu na ile nasza modlitwa jest prawdziwie
chrześcijańska. Po drugie, to wszystko ma wartość pedagogiczną, tzn.
według tych kryteriów mamy innych uczyć modlitwy prawdziwie
chrześcijańskiej. Oczywiście tych kryteriów jest znacznie więcej,
chciałem tylko zaznaczyć te pięć, które są według mnie absolutnie
podstawowe. Ufam, że te punkty odniesienia pomogą rozeznać modlitwę, nie
tylko naszą osobistą, ale może szczególnie tą wspólnotową.
o. Grzegorz Ginter SJ |
|