Kontemplatywny w działaniu... ale jak?

 


 

      Problem, który zarysowałem w tytule jest bardzo stary, włącznie z tym, że począwszy od XVI wieku wiele zakonów przeżywało u swoich początków wewnętrzne tarcia na tym właśnie tle – czy jesteśmy bardziej kontemplatywni czy też bardziej apostolscy (czynni, aktywni). Wydaje się, że św. Ignacy z Loyoli w swoim słynnym haśle: "być kontemplatywnym w działaniu", postawił poprzeczkę bardzo wysoko. Próbują zmierzyć się z tym nie tylko pojedyncze osoby, lecz i całe wspólnoty, które szukają swojej tożsamości. Na czym więc polega owo bycie kontemplatywnym w działaniu?

      Niewątpliwie jest to problem, który dotyka wielu chrześcijan:
jak połączyć życie modlitewne z aktywnym życiem w świecie? Jakie należy mieć proporcje pomiędzy tymi dwoma rzeczywistościami, by życie było w „równowadze”? Być może niektórzy wprost by zapytali: ile czasu, konkretnie, potrzeba na jedno i na drugie by można było uznać, że życie jest w równowadze? Myślę, że problem potrzeba postawić trochę w innym miejscu i postaram się to teraz przybliżyć.

      Trzeba najpierw powiedzieć, że pierwsze nieporozumienie, jakie tutaj znajdujemy to takie, że pod pojęciem kontemplacja rozumiemy wyłącznie czas modlitwy, skupienia i ciszy a pod pojęciem akcja rozumiemy wyłącznie działanie, aktywność (rozumianą najczęściej fizycznie), apostolstwo, produktywność, itp. Jednak w ten sposób, z jednej strony zawężamy nasze patrzenie, z drugiej strony koncentrujemy się na rzeczach mniej istotnych. Tak naprawdę najważniejsze w tym wszystkim jest serce, które kocha. To tutaj znajdziemy równowagę między akcją i kontemplacją.

      Przybliżmy to sobie jeszcze bardziej. Kiedy zbytnio koncentrujemy się na tym, ile ma być w naszym życiu akcji a ile modlitwy, jest niebezpieczeństwo, że zniknie nam sprzed oczu Ten, dla którego to wszystko czynimy, sens naszej modlitwy i naszego działania – Chrystus. Aby więc prowadzić życie w równowadze pomiędzy kontemplacją a działaniem potrzebujemy zakochać się w Chrystusie, zanurzyć się w Nim całkowicie i poznawać Go. Jeśli znamy choć trochę Ćwiczenia Duchowe św. Ignacego to pamiętamy, że to właśnie jest główną troską i o to każe prosić na modlitwie w tygodniach od II do IV – o dogłębne poznanie Chrystusa, który dla mnie stał się człowiekiem, bym Go więcej kochał i bardziej szedł w Jego ślady [CD 104]. Nie ma innego celu ani chrześcijańskiej modlitwy (kontemplacji), ani chrześcijańskiego działania (akcji), jak tylko Jezus Chrystus.

      W centrum zawsze stoi Jezus Chrystus, nasz Pan i Zbawiciel. Musimy naszą troskę przenieść z pytań o akcję i modlitwę na Niego. To czego potrzebujemy, jak to wyżej zaznaczyliśmy, to zakochać się w Nim, chcieć Go poznawać, żyć Jezusem na co dzień. Do tego celu potrzebne są trzy rzeczy:
     
- życie liturgiczne i sakramentalne w Kościele – bez tego fundamentu nie można mówić ani o prawdziwie chrześcijańskiej modlitwie (wpada w ryzyko bycia subiektywną i odłączoną od źródła), ani o prawdziwie chrześcijańskim działaniu (może skończyć się na czystym aktywizmie).
     
- czas spędzony na osobistej modlitwie w ciszy, osobisty dialog z Bogiem – ten dialog wprost wypływa z życia sakramentalnego i liturgicznego, ponieważ na modlitwie spotykamy się z tym samym Chrystusem, który daje nam się w liturgii i w sakramentach
     
- życie oddane innym (aktywne czynienie dobra) – które nie jest jakimkolwiek działaniem lecz na wzór Chrystusa, który całkowicie wydał się dla nas i za nas.

      W pytaniu o akcję i kontemplację, o działanie i modlitwę i równowagę między nimi zawsze na pierwszym planie należy stawiać Chrystusa i naszą relację do Niego, nasze serce, miłość – nasze zakochanie w Nim i zaangażowanie w tą relację. Zaś to zakochanie i zaangażowanie realizuje się na tych trzech płaszczyznach, które przed chwilą przedstawiłem. Ale ciągle może padać pytanie: to ile czasu i jak ma wyglądać rozłożenie akcentów w życiu codziennym między modlitwą i działaniem? Odpowiedź na to pytanie jest zawsze indywidualna i znajduje się w naszej duszy – jedyne co potrzebujemy, to wsłuchać się w Ducha Świętego. Tego samego Ducha, który sprawia, że Chrystus staje się obecny w liturgii i w sakramentach, tego samego Ducha, który od środka porusza naszą modlitwę osobistą i modli się w nas, tego Ducha, który prowadzi nas z aktywną pomocą do potrzebujących sióstr i braci.

      Kiedy naprawdę zakochamy się w Chrystusie i naszą miłość będziemy pokazywali w tych trzech płaszczyznach, Duch Święty sam nas pouczy o tym, gdzie znajduje się równowaga pomiędzy naszą osobistą modlitwą i naszym działaniem na rzecz innych. Każdy bowiem potrzebuje szukać własnej równowagi, nie można ustalić sztywnego kanonu dla wszystkich. Duch każdego z nas prowadzi po innych ścieżkach i ta równowaga będzie wyglądała inaczej w przypadku ukrytej za klauzurą karmelitanki, inaczej w przypadku zaangażowanego apostolsko jezuity, jeszcze inaczej w przypadku pracującego męża i ojca, czy żony i matki, itd. To wszystko dzieje się za sprawą Ducha Świętego, mieszkającego w nas, który sprawia, na bazie naszej miłości do Chrystusa, że nasza modlitwa staje się czynna (działająca) a nasze działanie (akcja) staje się kontemplacyjne, modlitewne.

o. Grzegorz Ginter SJ

 


 

powrót